Siła monitoringu

W ubiegłym tygodniu informowaliśmy Czytelników o tym, że nad małym jeziorem pojawią się dodatkowe kamery monitoringu. Mają one ustrzec park i inne nadjeziorne obiekty przed niszczycielskimi zapędami wandali. No tak, tyle że park, szczególnie wieczorową porą to miejsce dość intymnych spotkań. Kiedy uroczyście oddawano do użytku fontannę, sama pani burmistrz postulowała, aby woda tryskała co najmniej, do godz. 23.00, by zakochane pary, które jak wiadomo spotykają się raczej wieczorami, mogły podziwiać rzecz. A jak zakochane pary, to wiadomo - tu skradziony całusek, tam delikatna pieszczota... Ale jak to tak, pod okiem wszechwidzących kamer? Toż cały romantyzm i urok chwili wnet pryśnie. I jeszcze jedno - czy aby skuteczność monitoringu jest naprawdę wielka? Zamiast uciekać się do omawiania fachowych badań i statystyk zaprezentujemy dwa przykłady. Jeden z odleglejszego terenu, drugi z samego centrum miasta, miejsca ulokowanego tuż pod ratuszem.

Jeszcze latem tego roku Lasy Państwowe na swoich niektórych leśnych parkingach poustawiały wielkie czerwone tablice z napisami ostrzegawczymi tej treści - fot. 1. Przedstawiony na fotografii zakątek to parking za miejscowością Orżyny usytuowany nad jeziorem Łęsk. I jak myślicie, szanowni Czytelnicy, czy ów monitoring wpłynął na wystraszenie potencjalnych dewastatorów środowiska naturalnego i jak wkroczyny w głąb tego dość rozległego parkingu okaże się on czyściutki jak łza?

Niestety, nic podobnego. Poniżej prezentujemy obrazek, jaki zobaczyć możemy tuż za wielką czerwoną tablicą - fot. 2.

Nic a nic nie przejęli się monitoringiem sprawcy tego poważnego zaśmiecenia lasu.

USTRONNY BUDKA

Teraz z kolei zaprezentujemy wszystkim znany widoczek spod ratusza - sławetną ustronną budkę, która stoi na placu Juranda. Była ona w swojej niedługiej przecież historii obiektem różnych działań wandali. A to wybijano w niej szyby, a to niszczono urządzenia sanitarne wewnątrz itp., itd. Nic wtedy dziwnego, że zdesperowany administrator niedawno na drzwiach wejściowych umieścił napis, który mówi, że obiekt jest pod stałą kontrolą czujnego oka kamery - fot. 3.

Czy odtąd, tj. od czasu, kiedy pojawiła się karteczka obiekt nie jest już niszczony? Pobieżna lustracja wskazuje na to, że chyba tak. Szyby są całe, drzwi chyba nieuszkodzone. No to w porządku, ale jeszcze wejdźmy do środka, aby sprawdzić, czy wewnątrz nie ma jakichś zniszczeń. Niestety, nie da się tego zrobić. Nie można wejść do środka toalety, bo jakiś cholerny wandal, nie zważając na monitoring, urwał po prostu klamkę - fot. 4.

BOLESNY POWRÓT

Nasz stały Czytelnik, pan Waldemar Pogorzelski, który mieszka przy ul. Narońskiego, w zeszłym tygodniu wracał z pracy do domu. Był już blisko, ale kiedy szedł ulicą Kolejową nagle potknął się na nierównej nawierzchni chodnika, a następnie przewrócił. Upadek był tak pechowy, że przy okazji skręcił sobie stopę. Teraz musi chodzić w gipsie i o kulach - fot. 5.

Na załączonym zdjęciu pan Waldemar pokazuje miejsce, w którym doszło do bolesnego i przykrego w skutkach upadku. Ów chodnik przy ul. Kolejowej, nota bene biegnący po jednej tylko jej stronie, jest bardzo stary i nikt już nie pamięta, kiedy kładziono na nim płytki. Obecnie jest straszliwie pofałdowany, a szczególnie tuż przy pniach drzew, których rośnie tu sporo. Korzenie uniosły bowiem poszczególne płytki chodnikowe tak wysoko, że teraz trotuar miejscami ma kształt niecki i bardziej przypomina koryto wyschniętej rzeki niźli miejski ciąg dla pieszych - fot. 6.

Jak po takim czymś chodzić? A ruch pieszy panuje tu całkiem duży. Ponadto, jak zauważa pan Waldemar, w podobnym stanie jest także, niestety, asfaltowa jezdnia - na niej łata na łacie.

- Ani pieszo, ani samochodem lepiej się tutaj nie zapuszczać - doradza. Jest i owszem ubezpieczony w miejscu pracy, ale pakiet nie obejmuje wypadków, które mogłyby się zdarzyć w drodze do lub z zakładu. Wobec tego rozważa, czy nie dochodzić odszkodowania na drodze sądowej. Powstaje jednak dylemat, kogo ewentualnie pozwać. Ulica Kolejowa należy do dróg powiatowych, ale administrowana jest przez miasto.

- Wszelkie tego typu wypadki w pierwszej kolejności powinny być zgłaszane do nas - powiedziała „Kurkowi” burmistrz Danuta Górska. Urząd zatrudnia bowiem fachowców i prawników, którzy zajmą się sprawą - trzeba ustalić miejsce i okoliczności wypadku, stopień poniesionych obrażeń itp. Gdyby nie udało się dojść do zadowalających rozstrzygnięć, tzn. jeśli ofiara wypadku nie będzie ustatysfakcjonowana, sprawę można skierować do sądu.

Obecnie, choć stan naszych miejskich chodników nie jest zadowalający, wypadki takie są, odpukać, jednostkowe.

ZAPADLISKO POREMONTOWE

Inny z kolei nasz Czytelnik, pan Robert, który mieszka przy ul. Bohaterów Westerplatte skarży się, że nieomal tuż pod progiem jego domu nawet po niewielkim deszczu tworzy się spora kałuża. Nawierzchnia ulicy jest w tym miejscu po prostu zapadnięta - fot. 7. Z perspektywy ulicy wygląda ona niegroźnie, więc przejeżdżające tędy samochody ani na moment nie zwalniają, a dostawszy się w zdradliwe zapadlisko wzbijają potem wielkie fontanny wody.

W zeszłym tygodniu córka pana Roberta wraz z wnuczką wracała z zakupów, a ponieważ padało, głowy chroniły parasolkami. Miały nadzieję, że dotrą do domu w miarę suche, ale niestety, stało się zupełnie inaczej. Kiedy już sięgały za klamkę i otwierały wejściową bramę, obie dostały się pod wodne strugi wzbite przez nadjeżdżający samochód.

- Gdy weszły do mieszkania nie mogłem ich poznać, bo wyglądały jak przysłowiowe zmokłe kury - wspomina nie bez złości pan Robert.

Zwyczajna niby to rzecz. Kałuże na naszych ulicach to nie pierwszyzna i niejeden przechodzień zażył zimny tusz za sprawą niejednego kierowcy. Znane wszystkim mieszkańcom stałe rozlewisko tworzy się po każdym silniejszym deszczu na ul. Chrobrego, pod bankiem. Wielkie kałuże powstają także kawałek dalej, wzdłuż opisywanej wcześniej ul. Kolejowej itp., itd. - wymieniać można by długo. Ba, nie dalej jak kilka dni temu, zmoczony po pachy został i „Kurek”, kiedy podczas deszczu przemieszczał się ul. Ogrodową. Trzeba jednak dodać, wracając do ul. Bohaterów Westerplatte, że tamtejsze lokalne zapadlisko w odróżnieniu od innych pojawiło się zaraz po tym, jak wyremontowano tam studzienkę kanalizacyjną.

- W trakcie robót nie utwardzono należycie gruntu wokół wlotu studzienki, wskutek czego nowo położona łata asfaltowa po prostu się zapadła - powiedział nam pan Robert, który jest budowlańcem. Jego zdaniem tak wykonany remont to po prostu niedopuszczalna fuszerka.