Czy to możliwe, by w XXI wieku, w centrum miasta, ludzie mieszkali w zagrzybionej, rozpadającej się, zawilgoconej ruderze pozbawionej łazienki? Choć wydaje się to nieprawdopodobne, w takich właśnie warunkach żyje Jadwiga Niksa oraz jej trzy córki wraz z trojgiem wnucząt.

Skazani na ruderę

RUINA W CENTRUM MIASTA

Ulica Polska, centrum Szczytna. W sąsiedztwie eleganckiej restauracji znajduje się lokal, który z elegancją nie ma nic wspólnego, a wręcz przeciwnie – już na pierwszy rzut oka widać, że lata swojej świetności ma od bardzo dawna za sobą. W środku łuszcząca się, zwisająca z sufitu farba, odrapane drzwi, czarne od grzyba ściany i wyczuwalna od progu wilgoć, a do tego nieszczelne, od lat niewymieniane okna. Trudno uwierzyć, że mieszka tu siedmioosobowa rodzina – Jadwiga Niksa oraz jej trzy córki. Dwie są dorosłe i mają własne dzieci w wieku od dwóch do siedmiu lat. Trzecia dopiero w przyszłym roku osiągnie pełnoletność. Pani Jadwiga choruje na chorobę wieńcową oraz nadciśnienie. Z tego powodu ma orzeczenie o niepełnosprawności. Na podobne dolegliwości cierpi również jej najmłodsza córka, Monika. Cała rodzina gnieździ się na powierzchni 38 m2. W ogrzewanym jednym piecem dwupokojowym lokalu nie ma łazienki, aby się umyć, trzeba korzystać z miski. Brak tu również ciepłej wody. Do codziennej toalety lokatorki muszą grzać ją na kuchence w garnkach. Do niedawna w mieszkaniu przeciekał dach. Pracownicy ZGK wprawdzie go naprawili, ale wciąż, jak mówią kobiety, w niektórych miejscach do środka dostaje się woda.

NIELEGALNE LOKATORKI

Na domiar złego, dwa lata temu sąd nakazał eksmisję rodziny. Powodem było nieopłacanie czynszu. Jadwidze Niksie, podobnie jak jej dorosłym córkom, na mocy wyroku przysługują lokale socjalne. Problem w tym, że obecnie miasto takimi nie dysponuje. Tymczasem za mieszkanie na ul. Polskiej rodzina musi wciąż płacić, z tytułu jego bezumownego zajmowania. Dług sięga już około 17 tys. złotych. Jadwiga Niksa mówi, że wiosną i latem wpłacała na konto ZGK po 100 zł, ale kiedy nadszedł wrzesień, a wraz z nim wydatki związane z nowym rokiem szkolnym, przestała uiszczać część należności (miesięczny czynsz to ponad 200 zł). Jak tłumaczy, po prostu jej na to nie stać.

- Mam na życie niespełna 600 zł, a muszę jeszcze kupić leki i jeździć z najmłodszą córką do lekarza w Olsztynie – wylicza pani Jadwiga. Wcześniej przez ponad 20 lat pracowała w „Lenpolu”, ale teraz jest bezrobotna. Los jej nie rozpieszczał - kilkanaście lat temu rozwiodła się z mężem, który zostawił ją samą z dziećmi.

SYTUACJA BEZ WYJŚCIA

Sytuacja rodziny jest dobrze znana dyrektorowi ZGK Januszowi Woźniakowi. Na razie nie widzi on jednak możliwości pomocy kobiecie i jej najbliższym. Jak mówi, wszystko z powodu zadłużenia i braku woli jego spłaty.

- Od stycznia 2004 r., czyli od powstania ZGK, te panie zapłaciły za użytkowanie lokalu tylko 1150 złotych czynszu – informuje Janusz Woźniak. Co prawda w połowie października miasto oddało do użytku nowy budynek komunalny na ul. Łomżyńskiej z 18 mieszkaniami i w związku z tym możliwe staną się pewne rotacje, ale ci, którzy zalegają z opłatami raczej nie mają szans na lokal. Jak mówi dyrektor, dopiero po spłacie zadłużenia pani Jadwiga mogłaby się starać o zamianę albo o tytuł prawny do obecnie zajmowanego lokum.

- Gdybym miał tylko jedną taką rodzinę, może zdołałbym jej jakoś pomóc, ale mam ich aż czterdzieści. Jeśli zrobię wyjątek dla jednych, drudzy zaczną pytać, dlaczego nie pomogłem im – dodaje. Sytuacja jest najwyraźniej patowa, bo Jadwiga Niksa tłumaczy, że nie stać jej na płacenie za lokal.

- Nie mam pracy, zdrowia, ani pieniędzy. Z czego mam zapłacić? - pyta ze łzami w oczach. Wraz z nadejściem zimy czekają ją kolejne poważne wydatki – zakup butów i ciepłego ubrania dla najmłodszej córki.

- Nie chcemy żadnych luksusów, tylko mieszkania, w którym byłaby chociaż łazienka z wanną – mówi kobieta.

Ewa Kułakowska/fot. E. Kułakowska