Po mroźnej zimie przyszła odwilż i pokrywa lodowa robi się coraz cieńsza. Mimo to na obu miejskich jeziorach panuje spory ruch. Niektórzy skracają sobie drogę z domu do miasta. Jeszcze inni łowią ryby. Strażacy ostrzegają, że przebywanie na jeziorze jest niebezpieczne.

Skrótem przez jezioro

NA SKRÓTY I NA RYBKI

Chociaż media coraz częściej ostrzegają o grożącym niebezpieczeństwie, podając konkretne przypadki, mieszkańcy Szczytna za bardzo się tym nie przejmują.

Paweł Trzaska od kiedy zaczęła się zima często przechodzi przez jezioro, skracając sobie drogę od Bartnej Strony do miasta.

- Dzisiaj spieszę się do przychodni na ul. Kościuszki – słyszymy od pana Pawła.

Wędkarze, których „Kurek” spotkał w czwartek 25 lutego na samym środku dużego jeziora twierdzą, że ryzyka nie ma, bo lód na razie jest jeszcze gruby.

- Nie ma obaw – słyszymy od Bogdana Janowskiego, który od dziecka łowi ryby na Jeziorze Domowym Dużym. Spędza na nim całe godziny:

- Sprawdzałem, lód ma grubość ponad 30 cm. Jest pewne, że się nie zarwie. Mógłbym wjechać nawet maluchem i czułbym się nadal bezpiecznie - twierdzi wędkarz.

Oprócz sprawdzenia grubości lodu, doświadczeni wędkarze zwracają uwagę na jego kolor i strukturę.

- Najgroźniejszy jest jasnoszary i czarny tworzący się przy kolejnym topieniu i zamarzaniu śniegu zalegający na pokrywie lodowej - wyjaśnia Piotr Perzanowski, pracownik sklepu wędkarskiego.

Często na zamarzniętym miejskim akwenie można spotkać najbardziej utytułowanego wędkarza ze Szczytna Tomasza Nysztala, kilkukrotnego mistrza Polski. Jego małżonka Elżbieta jest jednak o niego spokojna.

- Mąż, wchodząc na lód, ma ze sobą specjalne narzędzia, takie jak pika i kolce, poza tym uczestnicząc w zawodach podlodowych nosi na sobie kostium termoizolacyjny – mówi pani Elżbieta. To w dużym stopniu chroni przed nieszczęściem.

Nie wszyscy jednak mogą pochwalić się tak fachową wiedzą i sprzętem jak Tomasz Nysztal. Sam kombinezon kosztuje od 400 złotych w górę.

NAJWAŻNIEJSZE - ZACHOWAĆ SPOKÓJ

Za wchodzenie na pokryte lodem jezioro, nawet w czasie odwilży, prawo nie przewiduje żadnych sankcji.

- Każdy podejmuje ryzyko na własną rękę. Dopiero po tragedii ludzie nabierają rozumu. Strażnicy miejscy interweniują tylko wtedy, gdy widzą biegające na lodzie dzieci - mówi komendant Straży Miejskiej w Szczytnie, Janusz Gutowski.

Najczęściej na ratunek tonącym spieszą strażacy. Niedawno, co mogliśmy oglądać w telewizji, na Sanie pod wędkarzem załamał się lód. Ratujący mężczyznę strażak odniósł ciężkie obrażenia i ledwie uszedł z życiem. W powiecie szczycieńskim najwięcej pracy w czasie odwilży strażacy mieli w latach 90. Wtedy doszło do kilku wypadków śmiertelnych. Ostatnio tragicznych zdarzeń jest mniej.

Zdaniem sytrażaków, ludzie stali się ostrożniejsi, a ciągłe apele zamieszczane w mediach odniosły pewien skutek.

Co robić gdy, wpadniemy do wody?

- Najważniejsze to nie panikować i zachować spokój. Należy oszczędzać siły i nie wykonywać żadnych gwałtownych ruchów oraz czekać na pomoc - mówi mł. kpt. Janusz Zyra, dowódca Jednostki Ratowniczo-Gaśniczej KP PSP w Szczytnie.

Jeżeli ktoś z brzegu zauważy wypadek powinien zadzwonić na numer alarmowy i w żadnym razie nie wbiegać na lód. Taka osoba może ewentualnie podczołgać się i podać linę albo szalik.

- Wyziębiony człowiek powinien zmienić ubranie na suche oraz pozostać pod kontrolą lekarza - radzi Janusz Zyra.

Kamila Laskowska/fot. M.J.Plitt

RATUJĄ TONĄCYCH

Na ratunek tonącym wysyłana jest specjalistyczna grupa wodno-nurkowa Jednostki Ratowniczo-Gaśniczej Szczytno, licząca 12 płetwonurków.

W 2009 r. brała udział w 5 akcjach poszukiwawczych na jeziorach naszego powiatu i jednej w powiecie piskim. W swoim wyposażeniu ma m.in. samochód ratownictwa wodnego mercedes benz, łódź aluminiową, namiot pneumatyczny, pięć kompletów do nurkowania oraz liny statyczne i dynamiczne na kołowrotach.