Sędziował w deszczu, na śniegu i podczas burzy. Na boiska wychodził w roli arbitra 2750 razy. W zbliżającym się sezonie w gronie panów z gwizdkiem zabraknie Zbigniewa Dobkowskiego, który niedawno poprowadził ostatnie spotkanie piłkarskie.

Sport jego powołaniem

Swój pożegnalny mecz pomiędzy SKS-em Novum Szczytno a Gwardią Jarka Zbigniew Dobkowski sędziował na linii. Podobne były początki - w pierwszy spotkaniu w karierze wystąpił na boisku w Dobrym Lasku w roli asystenta głównego. W sędziowanie wciągnął do inny arbiter, Antoni Zabłotny. Zbigniew Dobkowski przeszedł pomyślnie kurs i w 1989 r. został sędzią. Na swoim koncie ma 2750 meczów klas A i B oraz młodzieżowych. Tak imponująca liczba poprowadzonych spotkań wynika także z faktu, że związek przez pewien czas zaliczał do statystyk także mecze sędziowane w ramach rozgrywek TKKF. Obowiązywał wówczas przelicznik: dwa spotkania 2x20 min – jeden mecz.

30 KILOMETRÓW PIESZO

Jako osoba niezmotoryzowana miał niekiedy spore problemy, by dotrzeć do miejscowości, w której rozgrywano spotkanie, i z niej wrócić. Przemieszczanie się po województwie połączone z sędziowaniem zajmowało czasem cały dzień. Zdarzało się, że do pewnego miejsca dojechał autobusem czy pociągiem, a resztę trasy musiał pokonywać pieszo. - Najwięcej przeszedłem 30 km – wspomina Zbigniew Dobkowski.

Jak mówi, nie należał do sędziów, którzy hojnie obdarowują piłkarzy kartkami. Niekiedy jednak gra była na tyle ostra, że częściej sięgał do kieszonki. - Kiedyś pokazałem siedem czy osiem kartek, z tego trzy albo cztery kartki czerwone. Było to w Olsztynie na boisku przy Bałtyckiej – mówi nasz rozmówca. Zdarzało się również, co niejako jest wpisane w tę profesję, niezbyt miłe traktowane przez graczy. - Zazwyczaj przychodzili później po meczu i przepraszali, tłumacząc, że to emocje – tłumaczy Zbigniew Dobkowski.

PIORUNY NAD BOISKIEM

Trudno oczekiwać, żeby przez ćwierć wieku sędziowania aura była zawsze łaskawa i dla arbitra, i dla piłkarzy. Jak wspomina nasz rozmówca, zdarzało mu się prowadzić mecze przy ulewach, padającym śniegu i podczas burzy. Pioruny były powodem, dla którego kilkakrotnie przerywał spotkania. W swojej karierze odgwizdał także parę walkowerów. Jak tłumaczy, kilka razy z powodów zdrowotnych w ostatniej chwili musiał rezygnować z prowadzenia meczu i szukano wówczas zmiennika.

W marcu ubiegłego roku podczas egzaminu doznał kontuzji, co praktycznie zamknęło jego karierę sędziowską. Zbiegło się to z osiągnięciem wieku, w którym sędziowie przechodzą na emeryturę (55 lat), związek dopuszcza jednak do dalszego prowadzenia spotkań arbitrów, którzy przechodzą pomyślnie testy.

GŁÓD SĘDZIOWANIA

Na pytanie, czy będzie brakowało cotygodniowych wyjazdów na mecze, odpowiada: - Już brakuje. Nie czuję się na tyle niesprawny, żebym nie mógł posędziować.

I... sędziuje. Na szczycieńskich orlikach prowadzi piłkarskie turnieje z udziałem zespołów młodzieżowych. Młodzież i dzieci to zresztą te grupy, wśród których przebywa najchętniej. To dla nich organizuje niezmordowanie zmagania podczas ferii zimowych i wakacji. Wtedy też wciela się w rolę sędziego.

(gp)