W latach 1926 - 1938 mieszkałam w Ortelsburgu. Tak nazywało się dzisiejsze Szczytno przez 700 lat, aż do końca II wojny światowej. Jestem córką inżyniera i przedsiębiorcy Roberta Machta, który w dawnych Prusach Wschodnich projektował i budował mosty. Obecnie mam 92 lata i mieszkam w Rzymie. W latach 2002 - 2006 opisałam historię swojego ojca i opublikowałam ją w „Ortelsburger Heimatboten” (Rocznik zrzeszenia byłych mieszkańców Ortelsburga) pod tytułem „Odyseja mojego ojca”. Publikując biografię ojca i rodziny chciałam przekazać swoje wspomnienia szerszemu gronu. Byłam bezpośrednim świadkiem opisywanych wydarzeń. Jest to cenny wkład w historię naszego miasta.
Był rok 1925. Mój ojciec był wówczas bezrobotny. Zbieg okoliczności sprawił, że podczas podróży pociągiem z Lyck (obecnie Ełk) do Johannesburg (obecnie Pisz), otrzymał od dwóch współpasażerów, Polaków, propozycję objęcia stanowiska dyrektora tak zwanego Polskiego Banku Ludowego „Bank Mazurski” w Ortelsburgu. Ten dziwny zbieg okoliczności powinien wzbudzić w nim podejrzenia; zwłaszcza w czasie, kiedy polscy aktywiści szukali na niemieckich terenach współbojowników w sprawie mazurskiej. Lukratywne stanowiska nie leżały wtedy, w czasie najwyższego bezrobocia, na ulicy lub w przedziale wagonu. Jednak nic nie wzbudziło jego podejrzeń. Przynajmniej nie od razu. W 1926 roku przyjął stanowisko. Przecież mój ojciec był Mazurem. Południowa część Mazur to rodzinne strony zarówno dla Niemców jak i Mazurów, Polaków i Litwinów. Dlaczego więc nie miałby pracować dla polskiego pracodawcy? Ojciec mówił i pisał płynnie po polsku oraz był doskonałym matematykiem. Poza tym znał się na rachunkowości i bilansach finansowych. Tę umiejętność nabył w czasie I wojny światowej, jako płatnik w wojsku.
Mój ojciec urodził się w 1881 roku w Rostken (dziś Rostki) w powiecie Johannesburg (dzisiaj Pisz). Uczęszczał do szkoły w Johannesburgu. Studiował w Bromberg (obecnie Bydgoszcz) i Strassburgu, gdzie założył własne przedsiębiorstwo. (Zapisy w niektórych polskich bibliografiach podają inne informacje na ten temat. Ich wiarygodność jest bardzo wątpliwa).
Pierwsza wojna światowa skończyła się zagarnięciem Strassburga przez Francję. Mój ojciec wraz z matką Kathariną, która pochodziła z Niemieckiej Nadwołżańskiej Autonomicznej Republiki Radzieckiej, zostali wydaleni ze Strassburga w 1920 roku i wrócili do Prus Wschodnich. W Rostken, gdzie mój dziadek w przeszłości prowadził karczmę, znaleźli skromne mieszkanie. Brakowało jednak środków finansowych do życia. Tam właśnie urodziłam się w 1920 roku. Dzieciństwo spędziłam beztrosko wśród wiejskiej społeczności.
Ojciec początkowo pracował jako robotnik dniówkowy. Późnej, jako doradca prawny w procesach, pomagał gospodarzom mówiącym po mazursku. Przy tej okazji dowiedział się wiele o troskach i potrzebach mazurskiej ludności. Wstąpił do stowarzyszenia mazurskiego. Miał nadzieję, że stowarzyszenie będzie reprezentować interesy mazurskiej ludności. W wyniku nacisków ze strony polskiego konsula w Lyck kandydował również w wyborach wojewódzkich i regionalnych do Ludowej Partii Mazurskiej. Po dwóch latach, zorientował się, że obce mocarstwo nadużyło jego zaufania. Nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. Wolno mu było udzielać pożyczek bankowych jedynie chłopom, którzy byli lojalni w stosunku do Polski. Uczestniczył w spotkaniach polskich konsulów w Lyck, Allenstein (obecnie Olsztyn) i Königsberg (obecnie Kaliningrad), na których otwarcie opracowywano plany przewrotowe. Dywagowano, jak za pomocą gazet, kalendarzy, banków, zrzeszeń sportowych oraz duchownych zrobić z Mazurów Polaków. Na tych spotkaniach wbrew prawu organizowano przemyt materiałów propagandowych państwa polskiego, które następnie przewożono w bagażach dyplomatycznych przez granicę. Tutaj decydowano, w jaki sposób pieniądze z polskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych powinny być rozdzielane wśród w działających w ukryciu polskich aktywistów. Te wywrotowe i zbrodnicze plany zagrażały istnieniu banku, który nieuchronnie musiałby przestać istnieć – tak myślał wówczas mój ojciec.
Z uwagi na to, że Bank Ludowy był bankiem spółdzielczym, mój ojciec wezwał na zebraniu legalnych właścicieli do zmiany nazwy banku na Mazurski Bank Ludowy oraz zmiany systemu kredytowania w taki sposób, aby nie tylko polscy klienci mogli otrzymywać pieniądze. W tym samym czasie ojciec napisał „Memorandum o przyczynie, celu i finansowaniu mazurskiego ruchu”. Obecnie „Memorandum” jest przechowywane w archiwum w niemieckim Ministerstwie Spraw Zagranicznych w Berlinie. W tym utworze ojciec zarzuca polskim konsulom i aktywistom tajne, nielegalne działania. Nazywa to zdradą mazurskiej ludności i jej stron rodzinnych. Dowodem na to, że mój ojciec miał rację, jest publikacja dwóch polskich oficerów, Adama Szymanowicza i Artura Gołębiowskiego pt.: „Działalność Ekspozytury nr 2 Oddziału II Sztabu Głównego Wojska Polskiego wobec ludności mazurskiej w latach trzydziestych XX wieku”. W pracy tej czytamy: Jako część zorganizowanej pracy, utworzono pięć komórek wywrotowych, dwa w powiecie Stuhm (obecnie Sztum), dwa w powiecie Allenstein i jedną na Mazurach. Zadaniem aktywistów było, aby w razie wojny z Niemcami, szerzyć terror i grozę poprzez napady i sabotaż.
Vera Macht
(cdn.)
OD REDAKCJI:
Publikujemy nadesłane przez malarkę Verę Macht wspomnienia dotyczące jej ojca Roberta Machta (1881 - 1952). Zachowaliśmy oryginalną pisownię i styl. Redakcja nie ingerowała w zaprezentowane treści.