Stare i nowe

Cztery lata temu pisaliśmy o wypadku na przejeździe kolejowym w Pasymiu. Dość duży samochód ciężarowy uderzył wtedy w podwójny słup telefoniczny, mocno nadwerężając jego konstrukcję. Był on prowizorycznie naprawiany, tj. powiązany zwykłym, choć grubym drutem i wzmocniony czymś, co przypomina stary trzonek od miotły. Kiedy kilka dni temu znaleźliśmy się w tym miejscu, stwierdziliśmy, że prowizorka sprzed kilku lat okazała się niezwykle trwałą, bo do dziś nic się nie zmieniło - fot. 1. Choć nie do końca, bo choć słup jak stał lekko przechylony, tak stoi do dziś, ale u jego szczytu pojawiło się coś nowego.

Nad tradycyjnymi metalowymi przewodami telefonicznymi zawisł nowoczesny światłowód - fot. 2. Jest to ten najwyższy i najgrubszy kabel z dwoma zgrubieniami stanowiącymi złącza. Tak oto mamy zderzenie elementów pochodzących z dwóch różnych epok - starodawnego drewnianego słupa i urządzenia do cyfrowego przekazu informacji. To byłoby wszystko w kwestii nowości na kolei, bo poza tym wszystko jest tak, jak było dawniej. Szynobus relacji Szczytno – Olsztyn potrzebuje bowiem na pokonanie tej trasy mniej więcej tyle samo czasu, ile królujące na torach parowe lokomotywy 50 lat temu!

BAJORKO POD BANKIEM

Podobnie jak z tą koleją, nie ma żadnych zmian na lepsze w kwestii ogromnej kałuży, która pojawia się na ul. Chrobrego (pod budynkiem banku) po każdej większej ulewie. Powstawała ona tam 50 lat temu (gdy brodziłem w niej chodząc do podstawówki) i powstaje dziś, mimo remontu nawierzchni, bo niewydolna jest sieć burzowa pod spodem.

Co ciekawe, bajorko z każdą kolejną ulewą zajmuje coraz większy obszar. W minionym tygodniu sięgnęło nawet chodników, przez co sparaliżowany został nie tylko ruch samochodowy, ale i pieszy. Choć była to spora niewygoda, humory ludziom dopisywały, co poznać po roześmianych twarzach młodych ludzi zastanawiających się jak pokonać rozlaną u ich stóp wodną przeszkodę - fot. 3. Powstałe znienacka jeziorko w środku miasta ubawiło młodzież, a poza tym ciepła pogoda sprawiła, że żywioł nie wyglądał na taki straszny.

Przy okazji zauważyliśmy, że swoje sposoby na deszczową aurę mają też mamy małych dzieci, które bez względu na pogodę muszą czasami udać się wraz ze swoim berbeciem do miasta po niezbędne zakupy, czy też z wizytą do lekarza. Dysponują one specjalnymi modelami deszczoodpornych wózków dziecięcych - fot. 4. Pojazdy te mają jednak tę wadę, że nie chronią przed opadami „kierowcy”, czyli mamę pchającą wózek.

KTO ŻYW, DO WIADER

Niespodziewane jeziorka nie są jednak tylko naszą miejską przypadłością. Gwałtowne ulewy dają się nieźle we znaki także w małych miejscowościach, które w ogóle nie posiadają sieci burzowej. W oddalonym od Szczytna o niespełna 20 km Tylkowie byliśmy świadkami nierównej walki z żywiołem, jaką toczyła cała rodzinka. Każdy jej członek od najmłodszego do najstarszego chwytał za wiadro, by ratować zalewaną posesję, ale jak naraz wylać tyle wody – fot 5. Wieś nie ma sieci burzowej, więc zalewanie piwnic to normalna tutaj rzecz.

Warto jednak zwrócić uwagę na pewien towarzyszący temu aspekt. Jak mówią mieszkańcy, co cztery lata, gdy zbliżają się wybory do władz samorządowych, potencjalni kandydaci na fotel burmistrza w pasymskim ratuszu, zjawiają się we wsi i obiecują jej skanalizowanie, oczywiście wówczas, gdy zostaną wybrani. Tylkowianie głosują zatem na nich i co?

Cóż, mija cała kadencja i nic się nie dzieje we wsi, potem mija następna i znów nic, żadnej poprawy.

- Ileż to razy można dawać się nabierać na takie czcze wyborcze obietnice? – denerwują się mieszkańcy Tylkowa.

PRĘTY I ZASIEKI

Całkiem niedawno pisaliśmy o pomostach nad jeziorem Marksewo (ale i nie tylko tam). Objawia się to tym, że wstępu na te konstrukcje bronią rozmaitego kształtu drewniane lub metalowe bramy, często zamykane na potężne kłódki i grube łańcuchy. Jako swojego rodzaju ewenement podaliśmy przykład kładki, na której ustawiono stalową konstrukcję wyposażoną w długie metalowe pręty, stanowiącą istną perełkę metaloplastyki użytkowo-obronnej. Cóż, jak dowiadujemy się, bramy uniemożliwiające wejście na pomosty to nie tylko problem naszych mazurskich okolic. W internecie wyszperaliśmy jeszcze bardziej zwariowaną konstrukcję, która zamiast odstraszających prętów okolona została zwojami... kolczastego drutu. Rzecz straszy nad jednym z akwenów Pojezierza Lubuskiego i walczy o prym z naszą miejscową konstrukcją - fot. 6. Do tematu pomostowych bram powracamy zaś dlatego, że do redakcji zgłosiły się, bądź dzwoniły osoby dotknięte, a niektóre nawet obrażone naszym artykułem pt. „Osobliwe konstrukcje”.

Jak bowiem można krytykować budowniczych bram, denerwowały się te osoby, skoro jest to jedyny sposób na ukrócenie działalności wandali, którzy niszczą prywatne, w pocie czoła wybudowane pomosty. Gwoli prawdy wyjaśnijmy, że nie tyle krytykowaliśmy konkretne osoby, ile podkreślaliśmy fakt, że konstrukcje te szpecą piękną przecież nadjeziorną okolicę, obniżając przy tym jej walory turystyczne. Poza tym stawianie bram nie jest zgodne z prawem, choć trudno całkowicie zignorować argumenty ich budowniczych. Jeden z letników, pan Robert z Warszawy opowiada nam o przygodzie jaką przeżył niedawno na wybudowanym przez siebie ogólnodostępnym pomoście (bez bramy). Postawił go głównie po to, aby wędkować i innych wędkarzy, gdy sam nie polował na rybki, nie przeganiał z mola. Niestety, któregoś dnia zastał na nim aż trzech barczystych i łysych jegomości, którzy niby to wędkowali, a tak naprawdę raczyli się piwem, a butelek mieli pokaźny zapas. Gdy poprosił ich o opuszczenie pomostu, bo przebywanie w takim miejscu w stanie nietrzeźwym jest niebezpieczne, usłyszał tylko niecenzuralne słowo. Cóż, nie miał innego wyjścia, jak tylko w obliczu takiego chamstwa oraz zdecydowanej przewagi liczebnej przeciwnika, wycofać się. Z tego typu mięśniakami, jak nam mówił, lepiej nie wdawać się w dyskusję, która nie wiadomo jak mogłaby się skończyć.

WODA DLA KAŻDEGO

Z powyższej historyjki niby płynie nauka, że aby zapewnić sobie nieskrępowany dostęp do własnego mola należy je zaopatrzyć w solidną bramę. Cóż, prawo stanowi jednak co innego. Wszelkie wody płynące (w tym jeziora) są własnością państwa i jako takie muszą być udostępnione wszystkim obywatelom. To oznacza, że nie wolno grodzić działek położonych nad jeziorami do samego brzegu, bo musi być zachowany pas o szerokości co najmniej 1,5 m, tak aby każdy mógł swobodnie przemieszczać się nad danym akwenem, stanowiącym dobro ogólne.

Podobnie jest też z pomostami. Choć te budowane są przez osoby prywatne (nakładem ich sił i środków finansowych), to jednak stoją na wodach państwowych, więc nie mogą służyć tylko tym, którzy je stawiali. Nie powinny być zatem zamykane bramami, ani nawet opatrywane takimi tablicami, jak na kolejnym zdjęciu - fot. 7. Zakaz taki nie ma żadnej mocy sprawczej. Co więcej, nie można zabraniać wstępu na molo nie tylko od strony lądu, ale i wody. Gdyby jakiś pływak przypłynął do pomostu i chciał na niego wejść lub inna osoba pragnęła zacumować kajak, nie można jej tego zabraniać. Odmowa w postaci używania przemocy (odpychania łódki) lub choćby groźby słownej zakazującej cumowania jest niedopuszczalna i, jak stanowi art. 191§1 Kodeksu Karnego, podlega karze pozbawienia wolności do lat trzech. Oto jakie niespodzianki czyhają na pewnych swoich racji, a nieznających przepisów prawa właścicieli pomostów. Poza tym pozostaje jeszcze kwestia samej legalności postawienia danego mola, bo tajemnicą poliszynela jest, że nie każdy właściciel ma na nie wymagane pozwolenie wodno-prawne.