Ten stary, dobry jazz konserwuje i odmładza. Potrafi rozruszać i rozbawić zarówno młodych, ambitnych kujonów, czyli, według Osieckiej - okularników, jak i dziadowatych, zgorzkniałych zapyziałków. Mogliśmy przekonać się o tym podczas koncertu w szczycieńskim MDK, w piątek 7 sierpnia. Była to już dwunasta edycja cyklicznych wieczorów jazzowych w Szczytnie.

Zaproszono dwa zespoły. Jako pierwszy wystąpił kwartet SUPER DIXI BAND z Warszawy. Następnie zaprezentowała się grupa GIPSY SWING QUARTET z Jury Krakowsko-Częstochowskiej. Tak sami artyści określają swoją geograficzną tożsamość, bowiem część muzyków pochodzi z Krakowa, a część z Częstochowy. Ten pierwszy kwartet zaprezentował standardy jazzowe z najodleglejszych czasów tego rodzaju muzyki, czyli z lat dwudziestych ubiegłego wieku. To oznacza, że zagrali w historycznym już stylu, zwanym nowoorleańskim. Drugi z zespołów zaprezentował muzykę swingową, to jest jazz z lat 30. i 40. Napiszę nieco o obu kwartetach.

SUPER DIXI BAND to czwórka nestorów polskiego jazzu. Jego liderem jest klarnecista Andrzej „Bigol” Bigolas. Andrzej rozpoczął swoją karierę w roku 1962. Od początku związany jest z warszawskim klubem „Stodoła” - kolebką tradycyjnego jazzu w powojennej Polsce. Towarzyszy mu jeszcze starszy od niego, prawdziwy wirtuoz trąbki, Stefan Woźniakowski. Sekcję rytmiczną tworzą Krzysztof Marszałek (banjo) oraz Jerzy Stelmaszczuk (gitara basowa). Ci muzycy, mimo upływu lat, wciąż imponują stylem, techniką, a także swobodą improwizacji, która jest podstawą muzyki jazzowej. Liderów owego kwartetu, jako stary „stodolanin”, znam od lat sześćdziesiątych.

 

 

Aby zapoznać się z pełną treścią artykułu zachęcamy
do wykupienia e-prenumeraty.