Niecałe dwa tygodnie temu mieliśmy w Szczytnie okazję wysłuchania niezwykłego koncertu muzycznego. Wydarzenie to miało miejsce w Muzeum Mazurskim jako impreza towarzysząca otwarciu wystawy malarstwa Beaty Jankowskiej. Swoją muzykę zaprezentował warszawianin rodzinnie związany ze Szczytnem - Sławek Strzykowski, w towarzystwie dwóch tańczących pań.
Sławek nie jest zawodowym muzykiem. Jest doktorem informatyki. I tę swoją informatyczną wiedzę wykorzystuje do tworzenia własnych, muzycznych kompozycji. Muzyka owa powstaje na żywo, na oczach publiczności. Kompozytor posługuje się niezliczoną ilością syntezatorów analogowych, które generują zaprogramowane przez artystę dźwięki o wyrafinowanym brzmieniu. Na wielkich imprezach Sławek potrafi używać aż do 34 tego rodzaju instrumentów. W niewielkiej salce muzeum użył syntezatorów kilkanaście.
Ale nie tylko o muzykę tu chodzi. Cały koncert odbywa się w ciemności. Artysta ubrany w przedziwny, fosforyzujący strój uwija się między kłębowiskiem kabli uruchamiając kolejne źródła dźwięku i łącząc ich brzmienia. Demonstruje też szczególnie widowiskową grę na harfie laserowej. Polega to na tym, że pośród wygenerowanego specjalnie dymu (rodzaj mgły) widzimy kolorowe, laserowe smugi. Gdy artysta dotknie któryś z tych promieni słyszymy dźwięk harfy uzupełniający harmoniczne brzmienie całości. Oprócz samego mistrza, w oparach dymu poruszają się fosforyzujące sylwetki tancerek, które uzupełniają elektroniczne brzmienie muzyki swojsko brzmiącą naturalną perkusją, bowiem panie te po prostu stepują, czyli wystukują rytm melodii bucikami podbitymi metalowymi żabkami.
Oglądając owo muzyczne widowisko nasunęło mi się skojarzenie ze słynnym artystą malarzem i grafikiem Franciszkiem Starowieyskim. Starowieyski fantastycznie rysował. Jego prace wprost zachwycały. I wtedy artysta postanowił pójść dalej i pokazać jak on to robi. Stworzył tak zwany Teatr Rysowania. Zapraszał publiczność, aby na żywo oglądała jak to on rysuje na dużych, ekranowych formatach.