Rozmowa z prezesem Banku Spółdzielczego w Szczytnie Andrzejem Górczyńskim
- Bank Spółdzielczy, którym Pan kieruje jest spadkobiercą tradycji powstałego 100 lat temu w Szczytnie Mazurskiego Banku Ludowego. Jaki był cel jego powołania?
- W tamtych czasach Mazury znajdowały się na terenie Prus. Zadaniem Banku Ludowego było umacnianie gospodarczej aktywności ludności polskiej na Mazurach. Dzięki wspieraniu działalności gospodarczej Polaków w rolnictwie i drobnej wytwórczości, przeciwstawiał się niemieckiej kolonizacji i próbom zatarcia wszelkich śladów polskości tych ziem. Początki były bardzo trudne. Założyciele banku i jego władze często musieli wykładać własne pieniądze i rezygnować z przysługującego im uposażenia, żeby utrzymać jego działalność.
- Dziś podobna sytuacja nie wchodzi w grę. Co roku osiągane wyniki plasują was w krajowej czołówce banków spółdzielczych.
- Tak. Jesteśmy instytucją silną, sprawną i nowoczesną. Doszliśmy jednak do tego ciężką pracą. Nasz niewątpliwy atut stanowi to, że nasz bank zarządzany jest przez mieszkańców tej ziemi.
- Jak dajecie sobie radę z coraz liczniejszą konkurencją? W Szczytnie niedawno otwarto oddział BGŻ, banku adresującego swoją ofertę do podobnych odbiorców co wy. Będziecie mieli poważnego rywala. Nie obawia się Pan odpływu części klientów?
- Każdy chce dla siebie ugrać jak najwięcej i sięgnąć po jak największy kawałek tortu. To w gospodarce rynkowej normalne. Mogę zapewnić, że gotowi jesteśmy do starcia. Przygotowaliśmy właśnie z okazji jubileuszu specjalnie atrakcyjną ofertę.
- Może warto byłoby wzbogacić ją o operacje w obcej walucie?
- Można u nas otwierać rachunki walutowe i przeprowadzać operacje zagraniczne już od 6 lat.
- Tak, ale kredytów w euro, czy frankach nie udzielacie.
- To prawda. Około 95% naszych operacji jest w złotówkach. Wynika to z przyjętej przez nas zasady, że kredyty powinno brać się w walucie, w której się zarabia. Rzeczywiście zdarzają się okresy, kiedy kredyty w walucie obcej są bardzo korzystne. Wahania kursowe sprawiają jednak, że wkrótce okazują się one bardzo drogimi i klienci mają problemy z ich spłatą.
- Pełni Pan stanowisko dyrektora już od 28 lat. Jak porównuje Pan pierwsze lata kierowania bankiem z obecnymi?
- Zostałem wybrany z konkursu, pełniąc wcześniej stanowisko dyrektora SKR w Wielbarku. Przed transformacją zarządzanie bankiem było prostsze. W sytuacji braku środków na kredytowanie bank korzystał z kredytu refinansowego. Teraz w gospodarce rynkowej o kondycji banku w bardzo dużym stopniu decyduje operatywność jego pracowników. Naszą siłą jest to, że centrala banku znajduje się na miejscu. To oznacza, że już po pierwszej rozmowie klient wie, czy jego wniosek o kredyt zostanie pozytywnie załatwiony, czy nie.
- Co uważa Pan za swój największy zawodowy sukces?
- Niewątpliwie to, że od lat osiągamy bardzo dobre wyniki finansowe. Nasze fundusze własne przekroczyły już 5 mln zł, dzięki czemu możemy prowadzić działalność na terenie całego kraju.
- Działacie jednak głównie na terenie powiatu szczycieńskiego i olsztyńskiego.
- Tak, mamy na tym terenie łącznie 15 placówek. Uważam, że tak jest bezpieczniej, zarówno dla nas jak i naszych klientów.
- Ilu z nich nie spłaca kredytów i trzeba ich majątek wystawiać na licytację?
- Tak zwanych złych kredytów mamy 1,4%. To w porównaniu do banków komercyjnych, a także spółdzielczych bardzo mały wskaźnik.
- Sporo klientów narzeka na fatalny dojazd do siedziby banku, znajdującej się przy ul. Łomżyńskiej.
- To nasz największy mankament. Wkrótce jednak warunki się poprawią, bo trwa przebudowa drogi. Nasza lokalizacja nie będzie już wcale zła, tym bardziej, że mamy za sąsiadów Urząd Gminy Szczytno i Gminną Spółdzielnię. Gros naszych Klientów korzysta z placówek umiejscowionych w centrum Szczytna.
- Czyli plany przeprowadzki w okolice placu Juranda, gdzie macie działkę, są już nieaktualne?
- Siedzibę główną zostawimy w dotychczasowym miejscu. Przy ulicy Kasprowicza w nieodległej przyszłości planujemy natomiast wybudować kolejną naszą placówkę.
Rozmawiał Andrzej Olszewski