Jak tu napisać felieton podczas Wielkiego Tygodnia? Zawsze pisuję swoje opowiastki w niedzielne popołudnie. Ale przecież nie w pierwszy dzień wielkiego, katolickiego święta! Zatem włączyłem komputer już w czwartek i postanowiłem pomalutku, czyli krok po kroku, codziennie, rejestrować swoje przedświąteczne wrażenia.
Zacznijmy od określenia czymże powinien być Wielki Tydzień dla człowieka prawdziwie wierzącego. Sądzę, że okresem zastanowienia się nad sobą, nad światem współczesnym i potencjałem własnej wiary. Przemyśleniem tego, co usłyszał on w kościele, w ramach rekolekcji i zastanowieniem się, jak mu to pasuje do jego wiedzy oraz możliwości percepcji.
Percepcja - trudne słowo. Oznacza zrozumieć i przyswoić, a może nawet zaakceptować. Ale nie tak „na wiarę”, tylko z przekonaniem. To już gorzej. Zauważyłem, że dla przeciętnego parafianina liczą się, przede wszystkim, uświęcone przez wieki schematy. Na przykład post. Poszczę, a nawet nie używam alkoholu, a to znaczy, że jestem prawdziwym wyznawcą nauki Chrystusa. Co do innych atrybutów wiary, to... niektóre wydają się jakby trochę ponad siły. Poszczenie, a zwłaszcza abstynencja, trwa w końcu na tyle krótko, że jakoś tam da się wytrzymać. Tym bardziej, że za chwilę nadejdą święta i łatwo można będzie nadrobić straty odnośnie obżarstwa i opilstwa.