Ostatnio spotkałem się z zarzutami ze strony Czytelników, iż lektura naszej gazety nie dostarcza im należytej dawki humoru. Wszystko, o czym piszemy jest traktowane bardzo serio, a ponieważ wokoło jest szaro i jakoś tak smutno, dobrze by było, gdyby "Kurek" zaserwował czasami coś, co poprawiłoby czytelnicze humory.

Świecące kibelki

No dobrze, tyle że zamierzam akurat napisać coś o miejskich szaletach, a obracając się wokół takiej tematyki, trudno będzie o jakieś humorystyczne elementy.

Ale, ale... Przeglądając fotograficzne archiwum "Kurka" natrafiłem na ciekawe zdjęcie związane nawet ze sprawą - fot. 1.

ŚWIETLISTE KABINY

Kilka dni temu zaintrygował mnie fakt, że oba nasze miejskie szalety niespodziewanie zaczęły świecić. Na razie jeszcze nie czystością, a neonowymi świetlówkami. Ów bijący z obiektów blask wziął się stąd, że w kabinach zainstalowano elektryczne automaty zmierzchowe, no i jak tylko zrobi się wieczorna szaruga, zaraz zapalają się umyślne lampki. Ho, ho, cóż to za nowoczesność! Dzięki temu mamy iluminowane kibelki, które rozświetlają mroki nocy, ale to jak na razie jest jedyna z nich korzyść. Załatwić się w nich bowiem nie można, gdyż są ciągle zamknięte. A stoją już dość długo. Montaż pierwszego szaletu publicznego rozpoczęto w poniedziałek 4 października. W niedługi czas po tym, pod kinem Jurand pojawił się jego brat bliźniak - identyczna walcowata konstrukcja.

Kiedy zatem doczekamy się ich otwarcia? Z tym pytaniem "Kurek" zwrócił się do pani inspektor Krystyny Lis z Urzędu Miasta.

- Miejskie szalety już wkrótce będą dostępne dla każdego - uspokaja nas pani inspektor.

- Obecnie osoba, która nimi administruje przeprowadza w nich porządki i jak tylko upora się z robotą, wstęp będzie wolny.

No, nie tak całkiem wolny - dodajmy od siebie - bo trzeba uprzednio wrzucić do dziurki 1 zł, aby dostać się do środka. Ponadto automaty chodzą dość opornie, o czym przekonałem się osobiście, uczestnicząc w próbach otwierania kabin. Trzeba mocno wsunąć złotówkę w otwór, a nie do połowy, jak pokazuje instrukcja i dopiero wówczas nacisnąć klamkę, bo inaczej moneta nie wpadnie do środka urządzenia, ergo drzwi się nie otworzą.

WALORY ESTETYCZNE

Patrząc zupełnie obiektywnie na oba szalety, nie można, niestety, powiedzieć, aby przydawały one dodatkowego uroku naszemu miastu, choć nie należy rozumieć tego zdania jako postulatu ich usunięcia, są bowiem niewątpliwie potrzebne. Tyle, że akurat ten model w kształcie pękatej kolumny z graniastym zielono-buraczkowym daszkiem nie przypadł mi specjalnie do gustu - fot. 2.

Dlatego przewertowałem kilka stron internetowych, by zorientować się, co tam słychać w szerokim świecie w kwestii toalet, przez fachowców zwanych samoobsługowymi. Znalazłem kilkadziesiąt modeli oferowanych przez rozmaite przedsiębiorstwa, a najbardziej spodobały mi się obiekty proponowane przez francuską firmę Vincent de Tyrosse i czeską Wariel - fot. 3.

Jak widać - jest w czym przebierać i wybierać. Od kabin o całkiem futurystycznym wyglądzie (i), poprzez maleństwa stojące przy autobusowych przystankach (g), po całkiem tradycyjne (l).

Co ciekawe, specjalistyczne firmy zajmujące się dostarczaniem toalet mają w swojej ofercie nie tylko szalety stałe, jak te nasze miejskie, ale i tymczasowe, tj. na kempingi, place parkingowe, czy na rozmaite imprezy artystyczne, w tym... pewien model pisuaru, który mocno mnie zadziwił. Jak się okazuje, jest on stosowany szeroko w świecie, a ostatnio także i w Polsce. Tę wolnostojącą i przeważnie przeznaczoną na 4 osoby konstrukcję ustawia się zwykle podczas imprez muzycznych, na które przychodzą wielotysięczne tłumy - fot. 4.

Ciekawe, czy coś podobnego przeszłoby podczas "Dni i Nocy Szczytna' 2005"?

PS.

Choć nasze miejskie szalety nie zaczęły jeszcze na dobre służyć ludziom, już widać, że szybka na budce stojącej przy pl. Juranda jest pęknięta i to na całej długości. Przyczynili się do tego nieznani wandale. Na szczęście producent obiecał wymienić uszkodzony element na nowy za darmo, w ramach gwarancji.

TELEFONICZNY ŻART?

Przy ul. B. Chrobrego, tuż obok głównej bramy prowadzącej do rozbieranej obecnie fabryki mebli, stoi sobie telefoniczna muszla. Usytuowanie jej jest jednak arcydziwne, bo proszę spojrzeć na fot. 5.

Tuż u jej podstawy wmontowano kosz na śmieci, no i jak teraz korzystać z tak ulokowanego aparatu?

Najpierw trzeba wleźć do śmietnika?

Tam też, co widać w górnym prawym rogu fotografii, stoi znak informujący o parkingu. Wobec czego nie może dziwić fakt, iż zaraz za tym telefonicznym aparatem stoi sobie maluszek, wszak tam znajduje się wydzielone specjalnie dla pojazdów miejsce.

No tak, ale jeśli przypatrzymy się z kolei znakowi, zauważymy, iż wedle niego ów plac parkingowy znajduje się 150 m dalej - fot. 6.

PODNIEBNY ZNAK

Niedawno pisaliśmy o znakach drogowych, które stały przy skrzyżowaniu ze światłami i wokół ronda Gen. Grota-Roweckiego. Chodziło o to, że między innymi znacznie obniżono podtrzymujące je słupki, a operacja ta dotyczyła znaków nakazu stojących w osi drogi, tuż przed i na wysepkach. Teraz daje się zauważyć odwrotną tendencję, czyli podnoszenie znaków, ale z kolei tych usytuowanych na chodnikach biegnących wzdłuż miejskich ulic. Najwyższy znak, jaki do tej pory udało nam się zauważyć, znajduje się przy skrzyżowaniu ul. Linki z ul. Polską, tuż obok poczty - fot. 7.

Osiągnął on nieomal niebotyczną wysokość, co zwróciło uwagę Czytelników "Kurka", którzy z kolei podzielili się swoimi spostrzeżeniami z redakcją.

Relacjonowali nam także, że w trakcie czwartkowej wichury niektórymi znakami na wysokich słupkach miotało jak chorągiewkami na wietrze. Ale, ów najwyższy znak w Szczytnie, mimo że uginał się mocno pod naporem podmuchów, wytrzymał nawałnicę. Runął natomiast inny, stojący pod Miejskim Domem Kultury.

Szczęściem nie wyrządził nikomu szkody, jak zresztą cała wichura, która w odróżnieniu od innych stron Polski, nas jakoś oszczędziła.

2004.11.24