Z początkiem roku miałem okazję wziąć udział w kilku noworocznych spotkaniach. Rozmawiano, jak to najczęściej bywa pośród miejscowych decydentów, o dalszych i bliższych zmianach, jakich możemy oczekiwać w naszym mieście. Nie mam tu na myśli żadnych zmian personalno - politycznych.
To, co mnie naprawdę interesuje, to estetyka i atrakcyjność Szczytna. Mieszkam na Mazurach już kilkanaście lat i nie sądzę, abym owo miejsce zamienił na inne. Zamierzam dokonać tu żywota i mam nadzieję, że zanim do tego dojdzie, to jeszcze przez ładnych kilka lat będę korzystał z uroków naszego miasta. Chciałbym zatem, żeby tych uroków było jak najwięcej, aby mieć później, w zaświatach, co wspominać.
Z przyszłościowych planów szczególnie zainteresował mnie pomysł reaktywacji szczycieńskiego browaru. Planuje się, aby w części zabudowań uruchomić niewielką, promocyjną produkcję regionalnego piwa, a w pozostałych pomieszczeniach urządzić pamiątkową, historyczną ekspozycję. Dostępną dla zwiedzających. Ogromna atrakcja dla turystów. Kilkanaście lat temu, kiedy dyrektorem zabytkowego obiektu, w którym urządzono wówczas rozlewnię wódek był pan Zdzisław Biedak, prowadzono rozmowy z niemiecką właścicielką wytwórni dokładnie na ten właśnie temat. Czyli pomysł nie nowy, a przy tym doskonale mi znany. Brałem udział w tamtych rozmowach, jako architekt, przygotowując dyrektorowi Biedakowi koncepcyjne szkice nowych aranżacji wnętrz. Miałem w tym względzie niejakie rozeznanie, ponieważ wcześniej, jako wystawiennik, współpracowałem z browarem w niemieckim Heidelbergu, a także z czeskim browarem w Mlada Bolesław. Niestety nie doszło wówczas do realizacji szczycieńskiego pomysłu. Może więc teraz?
O rewitalizacji zamkowych ruin czytaliśmy niejednokrotnie, oglądając także wizualizacyjne, autorskie opracowania. Miałem okazję zapoznać się z oryginalną dokumentacją architektoniczną twórców projektu i jestem całkowicie ZA. Aczkolwiek uważam, że owa realizacja powinna stanowić początek dalszych działań, zmierzających do stworzenia jakiegoś całościowego centrum miasta. Mamy w pobliżu zamkowych ruin plażę, a także malownicze molo z promenadą spacerową wzdłuż murów. W budynku ratusza mieści się atrakcyjne muzeum. Naturalną koleją rzeczy powinno być „odzyskanie” placu Juranda dla wyższych celów niż parking. Gdyby zagospodarować ten plac, nadając mu charakter typowego miejskiego rynku zlokalizowanego przy ratuszu, to mielibyśmy piękny i atrakcyjny dla turystów centralny punkt miasta. Miejsce spotkań. Cóż za wspaniałe usytuowanie. Od strony jeziora dużego plaża, ośrodek sportów wodnych i fosa. Także przyzwoite zaplecze gastronomiczne, czyli „Zacisze” oraz dwie pizzerie i „Karmuszka”. Z drugiej strony ratusza, wychodząc z plaży promenadą prowadzącą od molo, także trafiamy na plac Juranda, a przechodząc na drugą stronę ulicy (warto pomyśleć o jakimś bezkolizyjnym przejściu - estakadą, lub podziemnym tunelem) mamy okazję pospacerować pośród drzew nad jeziorem Małym. Tu także jest gdzie zatrzymać się, według potrzeb gastronomiczno - wypoczynkowych. „Mazuriana”, „Krystyna” i „Grota”. No, ale prawdziwym oczkiem planowanego centrum powinien być plac Juranda. Wyobrażam sobie to miejsce niczym znany mi doskonale rynek w Kazimierzu Dolnym nad Wisłą. Pełen kawiarnianych ogródków z parasolami, otoczony punktami gastronomicznymi, sklepikami pełnymi pamiątek oraz galeriami sztuki. A obok muzeum. No i te tłumy ludzi! Tu warto dodać, że do starego centrum Kazimierza nie można wjechać samochodem. Auto należy zostawić na ogromnym parkingu przed wjazdem do miasteczka. Przepustki wjazdu mają tylko mieszkańcy i nieliczni wybrańcy spośród przyjezdnych. A co do Szczytna, to dowiedziałem się, że w minionym roku zainaugurowano taneczne wieczory, czyli dancingi na plaży szczycieńskiego jeziora. Nie byłem tam, bo nie słyszałem o nich wcześniej. Żałuję. Ale dużo dobrego słyszałem. Jakże mi to pasuje do centrum a` la Kazimierz Dolny!
Jest jeszcze jedna realizacja w planie rozwoju kulturalno - turystycznego Szczytna. To centrum nauki INNOPOLICE. Szczerze mówiąc, początkowo nie bardzo mnie ten pomysł zachwycał. Może dlatego, że prezentowany w mediach program owego centrum robi wrażenie dość infantylnego. Nauka przechodzenia przez ulicę i rozróżnianie światła zielonego od czerwonego raczej nie wymaga budowania kosztownego obiektu. Mam jednak nadzieję, że projektanci merytorycznej działalności INNOPOLICE mają nieco więcej do zaproponowania niż to wynika z prasy. W związku z tym wydaje mi się, że w mieście, które jest w Polsce znane niemal wyłącznie z tego, że istnieje tu Wyższa Szkoła Policji, taki obiekt może stanowić turystyczną atrakcję. Wiem z własnego doświadczenia, że bardzo wielu przyjezdnych zawsze najpierw pyta o tutejszą „Akademię Policji”. Później są oni niesłychanie zawiedzeni, że nie można tam wejść i popatrzeć. Może zatem, niejako w zamian, będą chętnie odwiedzać nowo powstałe centrum. Zamiast „Akademii”. Tym bardziej, jeśli personel będzie rekrutował się, choćby częściowo, ze studentów uczelni.
Andrzej Symonowicz