Szczycieńskie wieże

Jest taka ogólnopolska strona internetowa o nazwie wieze.geotor.pl, w całości poświęcona wieżom ciśnień. W obszernej galerii zamieszczono mnóstwo zdjęć z terenu całej Polski oraz z zagranicy. Jak pisze jej twórca, Marek Patakiewicz, od drugiej połowy XIX wieku wieże ciśnień urozmaicają krajobrazy miast i miasteczek, choć już nie doprowadzają wody ani do mieszkań, ani fabryk, ani... parowozów na stacjach kolejowych. Powoli odchodzą w niebyt i właśnie dlatego, aby ocalić je od zapomnienia stworzył tę stronę. Oczywiście nie mogło na niej zabraknąć zdjęć naszych szczycieńskich wież. Pierwsze przedstawia dobrze nam znaną budowlę spod Gimnazjum nr 1, pochodzącą jeszcze sprzed I wojny światowej. Zostało ono opatrzone takim oto krótkim komentarzem: obecnie (luty 2009) wieża „obudowywana” jest apartamentowcem. Są różne opinie na temat urody tego pomysłu. Ponieważ rzecz jest dobrze znana Czytelnikom, darujmy sobie jej zdjęcie, skupiając się na drugim. Oto ono - fot. 1.

Tę fotografię podpisano tak: niewielka wieża ciśnień na stacji PKP Szczytno, obecnie wykorzystywana jako lokal gastronomiczny.

Początkowo sądziliśmy, że to pomyłka, bo choć w tej graniastej budowli urzędowali swojego czasu kolejarze, to jednak w jej wnętrzu znajdowały się zwykłe biura, a nie zbiornik z wodą... Tymczasem, jak mówią najstarsi kolejarze, istotnie była to niegdyś wieża ciśnień, ale od dawna, jak pamięcią sięgają, nieczynna.

Na potrzeby kolei do czasu, gdy po torach pędziły parowozy służyła inna, stojąca przy torach wiodących na Wielbark - fot. 2. Mamy zatem w Szczytnie coś wyjątkowego, bo aż dwie kolejowe wieże ciśnień, które w dodatku mimo upływu lat ciągle pozostają w dobrym stanie technicznym i wyglądają naprawdę ciekawie, stanowiąc architektoniczną ozdobę okolicy. Wielka szkoda, że wieża stojąca obok torów wiodących do Wielbarka nie jest widoczna od strony ul. Boh. Westerplatte, a jedynie od strony działek.

Znajduje się ona na terenie dawnej lokomotywowni, ale nie sama dla siebie, a tworząc jeszcze do niedawna (gdy na torach królowały parowozy) cały skomplikowany kolejowy system wodociągowy i to całkowicie niezależny od miejskiego. Woda była czerpana z dużego jeziora, poprzez stację pomp, która podobnie jak wieża, także zachowała się do dziś w dobrym stanie technicznym. Jest to nieduży budyneczek o ciekawej architekturze stojący tuż nad dużym jeziorem obok parku. Ów obiekt, niegdyś dobrze znany kolejarzom, a obecnie miłośnikom piwa przedstawia kolejne zdjęcie - fot. 3.

Woda tłoczona przez stację pomp zasilała wieżę, a ta z kolei doprowadzała ją do wielkich kolejowych kranów, zwanych też żurawiami. Ich zadaniem było dostarczenie wody do parowozów. I jeszcze dziś uważny podróżnik dostrzeże na dworcu kolejowym, w miejscu gdzie kończy się pierwszy peron dość tajemnicze metalowo-betonowe elementy, z dobrze zachowanymi niemieckimi napisami - fot. 4. Co to takiego? Otóż są to pozostałości po wodnym żurawiu, który do momentu wycofania parowozów z ruchu stał w tym miejscu. Gdyby go nie zdemontowano, dzisiaj wyglądałby zapewne tak - fot. 5.

Górna część urządzenia była obrotowa, gdy nalewano wodę do lokomotywy operator kranu obracał ją o 900 i kierował na tzw. tender, po czym odkręcał kurek. Woda zaczęła się lać, a trzeba jej było niebagatelne ilości. W zależności od rodzaju i wielkości lokomotywa pobierała od 7 do 32 ton wody. Przy czym trzeba wiedzieć, że na przejechanie trasy o długości 100 km, przeciętnie parowóz zużywał 20 ton wody(!). Dlatego też krany kolejowe, czy też żurawie były instalowane na każdej większej stacji – zapasy wody musiały być uzupełnianie. I jak to wówczas się działo, że mimo takich niedogodności (poza tankowaniem wody lokomotywy także musiały pobierać węgiel) pociągi kursowały ściśle według rozkładu jazdy, że można było według ich przyjazdu na stację regulować zegarki?

BRZEMIENNE SŁUPY

Przed majowymi świętami miasto zostało jako tako posprzątane, budynki i ulice udekorowane licznymi flagami, więc dał się odczuć ożywczy powiew wiosny. Tej pory roku, w trakcie której nie tylko rozkwita uśpione dotąd życie, ale i przychodzą na świat nowe pokolenia. Ptaszki składają jajka w gniazdkach, inne zaś zwierzaki stają się brzemienne.

I o dziwo, jak zauważa jeden z naszych Czytelników, brzemienne na wiosnę stały się także nasze miejskie... słupy ogłoszeniowe. Na dowód przedstawił nam dwie fotografie rzeczonych przedmiotów, jednego spod sklepu „Rolnik” oraz drugiego stojącego na rogu ulicy Warszawskiej i Kolejowej - fot. 6. Przy okazji zapytuje on czy w związku z tym należy oczekiwać potomstwa w postaci miniaturowych bielutkich nowością słupeczków? A tak poważnie, to zdaniem naszego Czytelnika teraz po ostrej zimie zwietrzałe wnętrza słupów nabrzmiałe od wilgoci rozsadzają ich konstrukcje i lada chwila jeden z drugim się rozsypią. Cóż, zaintrygowani zjawiskiem postanowiliśmy zbadać rzecz bardziej naukowo. W tym celu skonstruowaliśmy dość prosty przyrząd w postaci ostrego metalowego szpikulca.

Nakłuliśmy nim słup stojący przy „Rolniku” i wówczas okazało się, że szpikulec początkowo dość łatwo zagłębiający się w warstwie plakatów nagle zatrzymał się na zdrowej i wcale nie skruszałej warstwie betonu. Wszystko ze słupami jest w porządku, a na brzemienne wyglądają one z bardzo prostego powodu. Otóż naklejacze plakatów, nie usuwając starych materiałów, nowe naklejają wprost na nie. Ponieważ najwygodniej jest naklejać wszelkie ulotki i materiały reklamowe na wysokości ramion, to i tak każdy czyni. Wskutek tego właśnie w tym miejscu, czyli mniej więcej w połowie wysokości słupy stały się grubsze, bo pokryte są już nie kilkoma, a kilkunastoma warstwami plakatów naklejonych jedne na drugich, co sprawia wrażenie spęcznienia. Najlepiej można to wytłumaczyć na przykładzie słupa stojącego pod sądem - fot. 7.

Jest on nabrzmiały tylko od strony ulicy, bo tam plakaty były naklejane jeden na drugim. Z tyłu, czyli od strony płotu, gdzie nikt nie zagląda i nie nakleja reklam słup wygląda normalnie, bez wypukłości i w ogóle nie jest skruszały w żadnym miejscu. To tyle, skoro jednak poruszyliśmy temat reklam i ogłoszeń, to warto jeszcze wspomnieć o innych przedmiotach służących do tego celu, a stojących tu i tam na terenie miasta, czyli o tablicach ogłoszeniowych.

Także na nich jedne materiały są naklejane na drugich bez ładu i składu, co daje w efekcie dość żałosny wygląd, zaprzeczający całkowicie ich reklamowo-informacyjnej roli. Przecież nikt nawet nie zechce rzucić okiem na taki oto smętnie wyglądający przedmiot - fot. 8. Tablica ta stoi przy ul. Długiej, ale podobne do niej widać także w różnych innych punktach miasta. Między innymi na osiedlu Leyka obok sklepu „Rywal”, przy ul. Chrobrego, itp. Ustrojstwa te, podobnie jak betonowe słupy należałoby po zimie generalnie oczyścić, tj. wszelkie papierzyska zdrapać z nich dokładnie i tyle.