w świecie Kręciołów.
Objazd jeziora Kalwa w Pasymiu stał się celem kolejnej rowerowej eskapady. Wyprawę postanowiliśmy zadedykować sympatykowi "Kręciołów" Ryszardowi Sali - mieszkańcowi Pasymia obecnie przebywającemu w Niemczech. W dniu wyjazdu spotkała nas jednak niespodzianka, nasz korespondencyjny kolega osobiście zjawił się na placu Juranda, by wspólnie z nami pokonać trasę.
W piękny, słoneczny poranek leśną piaszczystą drogą dotarliśmy do Janowa. Tam przecinając nidzicką szosę ponownie wjechaliśmy w las i skierowaliśmy rowery w stronę Gromu. Nie wszyscy przewidzieli, że słońce zakryją chmury, bo gdy spadły pierwsze, zimne krople tylko niektórzy wyciągnęli kurtki, pozostali ręczniki - (kąpiel była w planie).
Wkrótce jednak słońce znowu przejęło panowanie. Ręczniki i peleryny zniknęły w plecakach, a my po raz kolejny zespoliliśmy się z matką naturą. Z Gromu przez Elganowo dotarliśmy do Pasymia i przez Rudziska Pasymskie ruszyliśmy na objazd malowniczego jeziora Kalwa. Droga to oddalała się to przybliżała do błękitnej tafli i wiodła w przeważającej części przez las, w którym nieustająco świergotały ptaki. Wyśpiewały one specjalnie dla nas taką oto legendę o jednej z mijanych miejscowości.
W Krzywonodze mieszkał szewc, na obstalunek wykonywał buty. Miał doskonałe kopyto, szydło i mocną dratwę. Jednak zgodnie z przysłowiem często bywał "pijany jak szewc", z prostej przyczyny - ludzie płacili pędzonym bimbrem. Choć dobry i poczciwy był z niego chłopina, to maruda nie z tej ziemi, a na dodatek miał słabą głowę. Bywało, że wypił trochę, a już bełkotał i nogi mu się plątały. Z tej racji szybko zyskał przydomek "krzywonogi".
Pewnego dnia piękna i zwiewna niczym motyl panna zamówiła u niego trzewiki. Szewc zlecenie wykonał. Gdy panna po buciki przyszła, majster był po kilku "głębszych", więc przybyło mu animuszu, a ubyło grzeczności. Zarechotał obleśnie i rzekł dziewczynie, że zapłatę przyjmie w naturze. Panna się rozeźliła i rzuciwszy rzemieślnikowi srebrną monetę zakrzyknęła hardo: "Idź się utop krzywonóżka, z pijakiem nie pójdę do łóżka". Ściskając w garści monetę szewc posłuchał kobiety i na chwiejnych nogach nad brzeg jeziora powędrował. Nie utopił się w błękitnej toni, bo natknął się na wilka, który go pogonił. Wytrzeźwiał w biegu "krzywonóżka", a gdy legł samotnie do własnego łóżka, zrozumiał w czym prawda tkwi cała: albo kobieta, albo gorzała!
I choć po szewcu nie ma tam śladu, nazwa miejscowości się zachowała, a że droga tam piaszczysta, siłą rzeczy każdy krzywo nogi (koła) stawia, jeśli na objazd jeziora się wyprawia.
Grażyna Saj-Klocek
2003.09.03