W powszechnej opinii szewstwo należy do rzemiosł ginących, powoli odchodzących do lamusa. Tymczasem branża, jak na kryzysowe czasy, ma się całkiem dobrze. Potwierdzają to właściciele odwiedzonych przez nas zakładów w Szczytnie. Wcale nie narzekają na brak klienteli.
Pierwszy z zakładów, który odwiedziliśmy mieści się przy ul.1 Maja. Prowadzi go Piotr Marmucki. Początkowo nic nie zapowiadało, że otworzy własną firmę właśnie w Szczytnie. Stało się bowiem tak, że z całą rodziną wyjechał w stanie wojennym do Niemiec. Tam jego ojciec Romuald znalazł zatrudnienie w fabryce obuwia, gdzie nauczył się zawodu od podstaw (w Szczytnie wcześniej pracował w „Lenpolu”). Gdy Marmuccy postanowili jednak powrócić do kraju, ojciec miał już plany co do przyszłości syna i kupił z zakładu, w którym pracował, dwie nieduże szewskie maszyny. Po zainstalowaniu ich w Szczytnie syn Piotr otworzył swój własny warsztat. Było to 18 lat temu.
- Wbrew powszechnej opinii, szewstwo nie jest wcale reliktem dawnej epoki – przekonuje pan Piotr. Klientela dopisuje, ale problem w tym, że brakuje następców. Nie ma bowiem w kraju ani szkół, ani nawet kursów szkolących do tego zawodu. Z drugiej zaś strony masowa produkcja obuwia cechuje się coraz niższą jakością. Współczesne buty wymagają więc częstych napraw, czyli roboty dla szewca jest dość, momentami nawet ponad jego siły. Jak nam mówi, do napraw używa materiałów zagranicznych, głównie niemieckich i włoskich, bo krajowe są dość marnej jakości (chodzi o kleje, gumy i skóry na zelówki oraz środki pielęgnacyjne).