Dostąpiłam wielkiego zaszczytu i zostałam zaproszona na uroczystość jubileuszu 70-lecia Mojej Szkoły Podstawowej Nr 2 im. Wojciecha Kętrzyńskiego w Szczytnie. Jestem absolwentką tej placówki oświatowej, uczęszczałam do niej w latach 1967-1975. Moje wspomnienia zostały zamieszczone w Monografii SP. Nr 2 wydanej na okoliczność 50 lecia w 1996 r., aż uwierzyć trudno, że miało to miejsce 20 lat temu. Trudno też uwierzyć, że blisko 50 lat temu biegłam ubrana w granatowy fartuszek z białym kołnierzykiem, by uczyć się z elementarza o Ali, Oli i Asie, a na przerwie razem z innymi krzyczałam: „Ala i As poszli w las”.
W sobotę 23 kwietnia 2016 r. dokładnie w dniu imienin patrona szkoły Miejski Dom Kultury w Szczytnie pękał w szwach i mimo, iż przyszłam troszkę szybciej, to miałam maleńki problem ze znalezieniem wolnego miejsca. Znalazłam je u boku pięknego, statecznego pana, który zabawiał rozmową równie piękną i dostojną damę. Wymieniliśmy grzecznościowe ukłony, by po chwili uczestniczyć w inscenizacji obrazującej koleżeńskie spotkanie. Zabawną scenką i piosenką, gdzie „dziewczyna z warkoczami” została zamieniona w „dziewczynę ze skrzypcami” zostaliśmy przeniesieni w zaczarowany świat zawsze wesołej szkoły. I choć na scenie aż kipiało od radości, ekspresji i nawet zostaliśmy porwani do dyskoteki, to ja nie kryłam łez wzruszenia. Teraźniejszość, w mojej głowie mieszała się ze wspomnieniami. Myślałam o koleżankach, kolegach, nauczycielach, a gdy rozbłysły flesze aparatów, przypomniałam sobie taką, związaną z fotografowaniem do legitymacji szkolnej historyjkę. Pani Matelska ówczesna moja wychowawczyni zapowiedziała, że do szkoły przyjdzie fotograf i będzie robił nam zdjęcia, że mamy się odświętnie ubrać. Pięknie ubrani zjawiliśmy się w szkole. Pan fotograf kolejno sadzał nas na krześle i prosząc o patrzenie w obiektyw przypominał o uśmiechu. Po kilku dniach Nasza Pani powiedziała, że mamy przynieść pieniążki, bo będziemy odbierać zdjęcia. Następnego dnia koleżanki i koledzy kolejno odbierali fotki, tylko ja jedna ciągle jej nie miałam. Nawet ktoś żartował: „klisza pękła”. Było mi przykro i chciało mi się płakać, gdy nagle fotograf powiedział, że na koniec zostawił fotografię dziewczynki, która uśmiecha się oczami, że prosi tę dziewczynkę na środek. Ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu w ręce trzymał mój portret. Powiedział, że daje mi go w prezencie i cieszy się, że uchwycił uśmiech moich oczu. Do dziś mój portret, na którym uśmiecham się oczami wisi na szafie, a pod tym portretem aż... siedem kalendarzy „Kurka Mazurskiego”. Aktualne kalendarze od lat wieszam tuż obok biurka bym mogła zawsze widzieć miesiące i dni, a na nich portret. Takim oto sposobem udaję, że jestem „Dziewczyną” z „Kurkowego” kalendarza, a redakcyjny kolega Marek Plitt, którego siostra Renata Plitt była moją wychowawczynią i polonistką, pstryka mi fotkę na której jestem piękna, młoda i bogata...
Oczywiście wspomnienia wspomnieniami, ale i tak nic nie uroniłam z tego, co działo się na scenie, a działo się oj działo, a największe wrażenie wywarł na mnie występ STASHKI z licznym dziecięcym chórem i ten las radośnie wyciągniętych rąk. Uroczystości jubileuszowe to efekt wielkiego zaangażowania uczniów i nauczycieli pod czujnym okiem obecnej dyrektor szkoły Pani Grażyny Wyrzykowskiej-Mączyńskiej. Gdy na scenę wezwano byłych dyrektorów szkoły, siedzący obok mnie pan oddał swojej partnerce okolicznościowy prospekt i płytę – gadżety wręczane wszystkim uczestnikom uroczystości i wówczas dowiedziałam się, że dostąpiłam zaszczytu siedzenia obok pana Jana Mróz dyrektora SP Nr 2 w latach 1976-1982. Gdy pan dyrektor wrócił z bukietem kwiatów złożyłam gratulacje i uścisnęłam dłoń. Za chwilę byłam świadkiem wzruszającej sceny Pan Jan przepiękny bukiet wręczył siedzącej obok niego damie i serdecznie ja ucałował mówiąc „dziękuję”. Dyrektorem szkoły, gdy ja tam uczęszczałam był Kazimierz Matuszewski. Wspaniała akademia dobiegła końca i na pewno moja redakcyjna koleżanka Ewa Kułakowska o tym czytelnikom opowie, tak jak już pięknie przybliżyła najstarszą podstawówkę w Szczytnie w artykule „Szkoła otwarta na integrację”. Przepełniona radością wychodzę z sali widowiskowej i jest tak, jak zainscenizowali na scenie spotkanie sprzed lat prowadzący: „Poznajesz?” - pyta mnie przepiękna kobieta. Patrzę na nią i nie mam pojęcia kim jest, na koleżankę ze szkolnej ławy za młoda, ale skoro na takiej uroczystości więc związana ze szkołą... Niestety pamięć mnie zawodzi i poddaję się, nie poznaję. „Jestem Ania Wieliczko...” Już wiem, to moja młodsza koleżanka z dzieciństwa. Razem mieszkałyśmy przy ulicy Konopnickiej i razem bawiłyśmy się na polach, gdzie z czasem powstała Szkoła Podstawowa nr 2, w której Ania obecnie, jak mi wyjaśniła, pracuje. Ucieszyło mnie to spotkanie, a najbardziej fakt, że zostałam rozpoznana, oj nie widziałyśmy się wiele lat. Ania podała mi swoje obecne nazwisko, obiecałyśmy sobie, że się spotkamy, by powspominać.
Dzisiejsza, wzruszająca uroczystość przeniosła mnie w czarowny, pełen wspaniałych wspomnień czas wprost do szkoły, gdzie człowiek jest beztroski i wesoły. Dziękuję.
Grażyna Saj-Klocek