Uczniowie ze szkół podstawowych i gimnazjum w gminie Rozogi osiągają wyniki zbliżone do średniej krajowej. Mogłyby być one lepsze, gdyby rodzice bardziej inwestowali w swoje dzieci – uważa wójt Józef Zapert. - Niepotrzebnie zlikwidowaliśmy małe szkoły – twierdzi z kolei radny Mieczysław Dzierlatka.
Wyniki ogólnopolskiego sprawdzianu uczniów szkół podstawowych i egzaminu gimnazjalistów stały się jednym z tematów obrad rady gminy Rozogi.
Zarówno w kategorii szkół podstawowych, jak i gimnazjów gmina Rozogi zanotowała wyniki niewiele gorsze od średniej krajowej i wojewódzkiej. Spośród czterech gminnych podstawówek najlepiej spisali się uczniowie szkoły w Dąbrowach (szósty stopień w skali dziewięciostopniowej), przed Rozogami (piąty stopień), Farynami (czwarty) i Klonem (drugi). Jedyne w gminie gimnazjum w Rozogach oceniane w tej samej skali zostało sklasyfikowane na czwartym stopniu.
- Jesteśmy w grupie średniaków – podsumowywał wyniki wójt Józef Zapert. Duży wpływ na nie miało według niego to, że szkoły w gminie Rozogi liczą niewielu uczniów. A w takich przypadkach nawet jeden bardzo słaby wynik zdecydowanie zaniża średnią ocenę całej szkoły. Przy okazji wójt ubolewał, że nie wszyscy uczniowie chcą korzystać z zajęć pozalekcyjnych. Sugerował, że przyczyna tego leży w braku należytej pracy nad dzieckiem w domu.
- Jeżeli uczeń jest zmobilizowany i dopingowany, to wyniki są zdecydowanie lepsze – mówił wójt, oceniając, że generalnie samorząd rozoski nie ma się czego wstydzić, bo szkoły pracują dobrze.
Nie przekonało to wszystkich. Radnego Mieczysława Dzierlatkę nurtowało pytanie, dlaczego dobry wynik zanotowały Dąbrowy a słaby Klon. To według niego skutek nieprzemyślanych działań, w wyniku których zlikwidowano małe szkoły, rozbudowując inne.
- W małych szkołach są lepsze efekty nauczania – mówił radny.
Dyrektor szkoły w Klonie Marzena Błaszczak przyznawała, że wyniki jej podopiecznych nie są zadowalające. Szkoła podejmuje jednak działania, aby poprawić sytuację. Organizuje zajęcia pozalekcyjne i uczestniczy w projekcie mającym na celu wyrównywanie szans edukacyjnych. Kiepski wynik tłumaczyła tym, że w szkole jest trzech uczniów z lekkim upośledzeniem, kolejnych dziesięciu czeka na badania w poradni psychologiczno-pedagogicznej. Ich wyniki – jak przekonywała - przy uwzględnieniu, że szkoła liczy zaledwie 98 uczniów, muszą rzutować na niską średnią.
Radnego Dzierlatki argumenty dyrektor Błaszczak nie przekonały. Zajęcia pozalekcyjne jego zdaniem nie zdają egzaminu, bo dezorganizują je sprawy związane z dojazdem, a to jest bardzo męczące dla najmłodszych.
- W szkole w Dąbrowach są dzieci głównie miejscowe. Nie ma dojeżdżających i tam wyniki są najlepsze – argumentował radny.
Zdaniem wójta osiągnięcia dzieci byłyby lepsze, gdyby do ich edukacji włączyli się rodzice.
- Nauka w szkole nie wystarczy, trzeba dotrzeć do świadomości rodziców, że w dzieci trzeba zainwestować – przekonuje wójt.
(o)/fot. A. Olszewski x2