„Dni i Noce Szczytna”, nasza sztandarowa impreza za pasem, a ratuszowe przyległości jakby niegotowe. Wiadomo nie od dziś, że scena ma stanąć w fosie od strony placu Juranda, a tam ciągle odbywają się wykopki. Są one, jak już wcześniej pisaliśmy, związane z podłączaniem ratusza do węzła ciepłowniczego. Parę dni temu widzieliśmy w fosie koparko-

spycharkę oraz ciżbę ludzi - fot 1.

Sztandarowa impreza

Mając do czynienia z takim widokiem, tak wielkim zaangażowaniem sił mechanicznych i ludzkich sądziliśmy, że lada moment, a roboty zostaną zakończone, przynajmniej na tym odcinku, gdzie ma stanąć scena. Ba, przez następne dni wiele się tu nie zmieniło.

Jednak...

- Nie ma co się martwić, zdążymy na pewno - rozwiewali nasze wątpliwości, i to z dużą pewnością w głosie robotnicy pracujący na przyległym odcinku rurociągu biegnącego tuż przy wejściu do ratusza od strony ul. Kasprowicza.

NIE TĘDY DROGA

Postawili nawet specjalną barierkę zagradzającą wstęp na schody, z taką oto dodatkową informacją - fot. 2.

Schody, co każdy, nawet najmniej rozgarnięty obywatel Szczytna wie, prowadzą do ratusza, więc jak przejść do niego drugą stroną ulicy? Przecież wtedy wyjdzie się na ul. Kościuszki, a nie do siedziby lokalnych władz samorządowych. Gdyby tego było jeszcze mało, dodajmy, że nieostrożny przechodzień, stosując się do zaleceń tego napisu, może narazić się na szwank, i to całkiem niemały.

DZIURA W ZIEMI

Gdybyśmy bowiem zrobili w tył zwrot i udali się z powrotem ul. Kasprowicza ku jej wylotowi w ul. Kościuszki, moglibyśmy wpaść do dziurawej studzienki. No, nie tak całkowicie, po uszy, ale częściowo. But, nawet słusznych rozmiarów, może utkwić w niej na dobre, albo cała dziecięca nóżka! - fot. 3.

Chcieliśmy zaalarmować służby miejskie, niestety, akurat przyszła sobota (7 lipca), po niej niedziela, no i w ratuszu zastaliśmy pustki. Tymczasem dzień wcześniej, bo w piątek (6 lipca) do miasta napłynęli jacyś dziwni turyści, ubrani głównie w czerń, po czym tłoczyli się pod słomianą strzechą domku Lokalnego Centrum Informacji Turystycznej - fot. 4.

Pogoda nie była najlepsza, więc łatwo się domyśleć, że zjechali do nas nie miłośnicy naturalnych uroków mazurskiej krainy, a fani Hunter Festu. Stali pod chatką dlatego, że można było kupić w niej mapki okolicy i bilety. Przy okazji chcieliśmy dowiedzieć się, czy może rezerwują sobie także czas na inną fajną imprezę, czyli „Dni i Noce Szczytna”. Niestety, w tym momencie nie spotkaliśmy się z jakimkolwiek zrozumieniem. O największym święcie naszego miasta, nikt z obecnych nie słyszał. Ich zdaniem jedynie Hunter Fest jest na fest, a tak w ogóle, to informację o hunteriadzie czerpali głównie z internetu oraz niektórych pism muzycznych. Owi fani metalu okazali się dość grzeczni i nie przesadzali z alkoholem. W najpopularniejszyn sklepie z trunkami w Szczytnie - nazwy nie wymienimy, aby nie robić kryptoreklamy - sprzedawczyni powiedziała nam, że biorą tylko piwo i to z reguły te najtańsze. No i ... ... w niedużych ilościach, po dwa, góra trzy na łebka - skończyła niezadowolona, bo spodziewała się znacznie większego utargu. Chyba z powodu trzeźwości metalowi fani nie powpadali do dziury wymienionej na wstępie, ani do wykopów w fosie, w której w minionych latach lubili pasjami wypoczywać. Wszędobylski „Kurek” znalazł tam jednak pewną arcyciekawą rzecz - oto ona - fot. 5.

W wykopie spoczywał sobie wózek na sprawunki. Kto i w jakim celu usiłował tu dokonać zakupów, nieudanych zresztą, pozostanie tajemnicą.

"WSZETECZNE" CICHE MIASTECZKO

„Kurek” udał się także diabelskiego i wszetecznego miasteczka, jak to określali niektórzy, a urządzonego na terenie stadionu MOS-u przy ul. Śląskiej. Miejsca odpoczynku i snu pozamiejscowych miłośnikow ciężkiej metalowej muzyki. Stało tam sporo różnokolorowych namiotów, a przy nich kręciło się wielu fanów - fot. 6.

Co ciekawe, nie wszyscy okazali się przyjezdnymi. Kilka osób było miejscowych, a osiedlili się tutaj pod namiotami dlatego, aby na dwa dni pobyć z innymi podobnymi sobie miłośnikami metalu, z mniej lub bardziej odległych stron kraju. No i jeden z miejscowych, Waldek, najadł się niemałego obciachu, kiedy przyszła do niego mama z kanapkami, bo bała się, że syn nic nie zjadł na śniadanie. Nowo poznani koledzy mieli niezły ubaw, że taki z niego maminsynek. Z kolei inni w tym czasie dokonywali porannej toalety - myli ząbki, nawet niezbyt długie włosy, itp., tak że braku dbałości o higienę nie można metalowcom zarzucić - fot. 7.

Co także ciekawe, mieszkańcy bloków sąsiadujacych ze stadionem nie narzekali na jakiekolwiek uciążliwości. Nagabywani przez „Kurka” w niedzielne popołudnie mówili zgodnie, że w miasteczku panował spokój i jego obecność im nie przeszkadza.

- Trzy lata temu było tu znacznie gorzej, ale już w zeszłym roku spokojniej, a teraz prawie się ich nie słyszy - powiedział nam pan Michał Żebrowski.

W POSZUKIWANIU DIABŁA

Był Hunter Fest i po feście. Ostatni fani muzyki metalowej opuścili nasze teraz już całkiem ciche i pustawe miasto. Ba, niektórzy odetchnęli, uważając, że był to zlot istnych młodocianych diabełków, którzy stawili się w Szczytnie po to, aby wysłuchać satanistycznej muzyki naszego miejscowego Huntera i innych zespołów. Dlatego kilka słów wyjaśnienia. Na ogół uważa się, że satanizm to kult szatana jako upostaciowionego zła i przeciwnika Boga. Tymczasem rzeczywiste podstawy satanizmu wykluczają istnienie jakichkolwiek bóstw, jest to zatem światopogląd, czy też wiara całkowicie areligijna. Satanista za jedynego Pana mogącego mu rozkazywać uważa samego siebie, dlatego całą swoją filozofię i życie opiera na inteligencji oraz własnym rozumie. Jedyne, co dla niego irracjonalne to magia oraz okultyzm, jako zjawiska niewyjaśnione w naukowy sposób. Pewne aspekty satanizmu pojawiają się, i owszem, w muzyce metalowej, a konkretnie w jej odmianie nazywanej „black metalem” (wikipedia). Tymczasem Hunter, co przytaczamy za znawcami z gdyńskiego klubu muzycznego Ucho (www.ucho.com.pl) gra: unikalny soul metal łączący bardzo spójnie metal, jazz, reggae, folk czy też muzykę etniczną, a to wszystko podparte soczystymi riffami oraz niesamowitym brzmieniem skrzypiec. Osądźmy zatem sami, czy ma to coś wspólnego z diabełkami i satanizmem.