SPACER

Cóż czynić w taki dzień, jakim był 8 kwietnia? Cały czas siedzieć w domu nie sposób. Najlepsza rada to chyba wybrać się gdzieś na łono natury, na długi spacer, podczas którego można by spróbować szukać choćby częściowego tylko ukojenia duszy.

Może tak pójść dookoła dużego jeziora?

Szukając ukojenia

KAMIONEK

Tam brzegi akwenu straszą czarnymi jak smoła placami wypalonych traw, najlepiej widocznymi z drugiej strony brzegu jeziora, od strony wsi Korpele - fot. 1.

Jest to wynik bezmyślnej ludzkiej działalności, która nie tylko przyczynia się do zagłady lokalnej mikrofauny, ale jeszcze stwarza niebezpieczeństwo rozprzestrzenienia się ognia w sposób zupełnie niekontrolowany. Przecież płomienie w każdej chwili mogły przenieść się poza płot otaczający przyblokowe działki i strawić stojące na nich domki i altanki. Tylko szczęśliwym zbiegiem okoliczności należy tłumaczyć fakt, iż podpalone trawy zgasły samoistnie, no i działkowe budowle ocalały, a wezwana straż pożarna nie miała już nic do roboty.

A tak w ogóle, to brzegi jeziora w okolicach Kamionka czy Korpel (a im bliżej Szczytna, tym gorzej) zanieczyszczone są najróżniejszymi odpadkami, pośród których królują oczywiście butelki po wysokoprocentowych napojach.

* * *

Tuż na przedpolach Szczytna natknąłem się niespodziewanie na arcysielską scenkę - stado pasących się koni.

Choć sam widok tych pięknych zwierząt nie zdziwił mnie szczególnie, wszak koń nie jest u nas zwierzęciem unikatowym, to nastrajał jakoś tak bardziej optymistycznie.

Obserwując koniki, pomyślałem sobie, iż obecnie ich dola nie jest taka zła. Już nie ciągną one pługa i nie zaprzęga się ich do furmanki. Do powozu czy bryczki w wyjątkowe okazje jeszcze się zdarza, ale tak naprawdę bułanki czy kasztanki trzymane są teraz po to, aby sprawiać uciechę letnikom, by ci mogli używać ich jako wierzchowce.

No i dlatego podszczycieńscy hodowcy, dbający o jak najlepszy wygląd i kondycję koni, wyprowadzili je na pierwszy wiosenny popas - fot. 2.

Czyż nie jest to widok urzekający, zwłaszcza dla mieszczucha przyzwyczajonego głównie do widoku samochodów pędzących miejskimi ulicami? A przecież, co sam doskonale pamiętam z dzieciństwa, to konie niegdyś ciągnęły rozmaite wozy-platformy nie tylko z węglem, ale i świeżym pieczywem oraz innymi towarami będącymi przedmiotem handlu.

W związku z tymi naszymi mazurskimi końmi, które obecnie pełnią w zasadzie tylko rolę wierzchowców, przypomniała mi się pewna historyjka opowiedziana mi przez jedną z mieszkanek osiedla Leyka...

BAKTRIANY

Kilka dni temu, kiedy świat był zupełnie inny niż dzisiaj, pani z osiedla Leyka wybrała się na targowisko. W połowie drogi stanęła jednak jak wryta, bo na bagniskach, które w dawnych czasach stanowiły część małego jeziora, ujrzała pasące się najspokojniej w świecie wierzchowce, tyle że zupełnie różne od naszych rodzimych. Były to potężne, dwugarbne wielbłądy, w odróżnieniu od jednogarbnych zwane baktrianami - fot. 3.

- Co to się stało, że nagle po Szczytnie hasają takie zwierzaki? - zastanawiała się, usiłując znaleźć jakieś racjonalne wytłumaczenie zjawiska.

Szybko okazało się, że owe wielbłądy to zwierzęta cyrkowe, które po spektaklu treser wyprowadził na krótki popas. Co ciekawe, nie pochodziły one z krajów arabskich, a z Kaukazu.

SMUTNE DNI

NA PLACU

W piątek 8 kwietnia w godzinach popołudniowych wielu mieszkańców Szczytna krzątało się wokół zniczy ustawionych przy placu Juranda, dostawiając nowe lub zapalając te, których płomienie zdmuchnął wiatr albo zgasił deszcz - fot. 4.

W sobotę, mimo siąpiącego deszczu, także przychodziło tu wielu młodych ludzi, doglądając świętych ogni. Ku ich zaskoczeniu, portret Papieża znikł z tego miejsca.

W oknach mieszkań, gdy już zmierzchało, widać było płomyki świec, tu i tam nawet specjalne miniołtarze - fot. 5.

W piątek 8 kwietnia nieczynne były restauracje, puby i wszystkie większe markety. Nie pracowały również wszelkie instytucje, tak administracyjne, jak i usługowe - fot. 6.

A sklepy monopolowe? Niestety, tylko niektóre. Tak jak i małe osiedlowe placówki handlowe, zwane też rodzinnymi sklepikami.

W piwo i mocniejsze trunki można było zaopatrzyć się m.in. przy gazowni i przy ul. 3 Maja.

W jednym ze sklepów spożywczych z działem alkoholowym "Kurek" zastał dwóch konsumentów piwa. Najwidoczniej odczuwali oni jednak niestosowność czynu, bo w momencie popijania z butelek, zasłaniali się połami kurtek. Mało tego, na nasz widok pochowali flaszki gdzieś głębiej za pazuchę i zaczęli prowadzić dość głośną rozmowę, jakby chcieli przekonać "Kurka" i innych obecnych w sklepie, że zajęci są tylko wymianą zdań, niczym więcej.

No i pozostawali cały czas we wnętrzu placówki. Nikt natomiast, co do tej pory było tutaj codziennym obyczajem, nie stał pod sklepem.

- Było parę osób, które kupowały wódkę - powiedziała "Kurkowi" ekspedientka.

I dziwiła się, że robiły to w taki dzień. Widocznie się jednak wstydziły, bo w ogóle nie zagadywane, dodawały same z siebie, że muszą kupić alkohol, gdyż wieczorem urządzają grilla...

Pewna wesoła gromadka, tym razem bez żadnego skrępowania popijając piwo, okupowała przez dłuższy czas wejście do innego małego sklepu spożywczego, również otwartego w piątek i oferującego niskoprocentowe napoje - fot. 7.

2005.04.13