Opowieści o polowaniach Kocha i Göringa w lasach otaczających Złote Góry szeroko krążyły wśród mieszkańców okolicznych wsi, zarówno wśród Mazurów jak i ludności napływowej po 1945 roku. W Niemczech temat ten także pojawiał się wśród dawnych mieszkańców Prus Wschodnich i w wydawanych przez nich publikacjach, przynosząc nieco więcej szczegółów. W 1956 roku choćby wspomniano o tym w nekrologu nadleśniczego Kurta von Ziegnera z Dłużka, zamieszczonym w „Neidenburger Heimatbrief”, piśmie byłych mieszkańców powiatu nidzickiego.
W 1960 roku Kurt Dieckert i Horst Grossmann, dwaj wschodnioprusacy, byli oficerowie Wehrmachtu i obrońcy Prus Wschodnich, wydali w Monachium dobrze udokumentowaną książkę „Der Kampf um Ostpreussen” („Bój o Prusy Wschodnie”), poświęconą walkom o tę prowincję w 1945 roku, w której pisali też o gauleiterze Kochu i to w sposób bardzo negatywny. Znalazł się tam również fragment o owym słynnym polowaniu zorganizowanym przez Kocha dla Göringa w lasach wokół Złotych Gór: Przy Kochu nawet styl życia Göringa wyglądał skromnie. Jak większość funkcjonariuszy partyjnych Koch, który wcześniej nie miał w rękach nigdy żadnej broni, bardzo polubił polowania. Chociaż wolno mu było strzelać we wszystkich rewirach państwowych, to Göring, początkowo do Kocha źle nastawiony, później przekazał mu na tereny łowieckie trzy mazurskie leśnictwa z dobrym pogłowiem zwierzyny płowej. Aby się zrewanżować, z początkiem roku 1943, a więc w czasie, kiedy większość Niemców cieszyła się, że może jeszcze jako tako egzystować, Koch zorganizował wielkie polowanie z nagonką, w którym wzięło udział około 3 000 naganiaczy, po części na koniach. Jak było do przewidzenia, królem polowania został Göring z zastrzelonymi 200 zającami z ogólnej liczby 1000 sztuk.