Tajemniczy krąg

Nasza stała Czytelniczka, pani Krystyna mieszkająca przy ul. Mławskiej, w ubiegły wtorek w trakcie przygotowań do obiadu, wyszła z kuchni do przydomowego ogródka, aby narwać nieco zieleniny. Po prostu jej mąż zażyczył sobie zupy szczawiowej na jajku, a koniecznie ze świeżego warzywka, które już zdążyło urosnąć na grządce. Gospodyni, zrywając szczaw, nie od razu zauważyła to, co czaiło się w kącie, tuż przy płocie okalającym działkę sąsiada, bo trzeba wiedzieć, że choć ogród jest stosunkowo wąski, to ciągnie się na przestrzeni dobrych kilkudziesięciu metrów. Dopiero, gdy wyżej podniosła głowę znad warzywnego zagonu, spostrzegła to - tajemniczy żółty pas kompletnie wysuszonej trawy szerokości ok. 20 cm i układający się dość regularny półokrąg o ok. 4-metrowej średnicy - fot. 1.

Ów pas uschłej trawy ulokował się, co widać na zdjęciu, tuż pod płotem i, co ciekawe, za siatką, na sąsiedniej posesji jest jego kontynuacja, tak iż całość tworzy idealnie zamknięty krąg. Za płotem, ta druga połówka, dużo wyraźniej odcina się od zielonej murawy, bo trawa jest tam wyższa (nie była dotąd koszona) - fot. 2.

- Niczego podobnego w życiu nie widziałam - mówi podekscytowana pani Krystyna i jest skłonna przypisać sprawstwo siłom pozaziemskim. Przecież rzecz przypomina, choć w zminiaturyzowanej skali, osławione kręgi w zbożu, które, jak wiemy, regularnie pojawiają się także i w innych rejonach Polski.

* * *

Tajemniczy krąg jest istotnie zagadkowy. Podejrzewać by można, że ktoś złośliwie wylał jakiś silny środek chwastobójczy na trawę, ale ostre i wyraźne granice pasa, jego regularny kształt nasuwają myśl, że musiałby robić to bardzo precyzyjnie, posługując się jakimś laboratoryjnym zakraplaczem, a to przecież jeszcze nie wszystko. Jak wiemy, po drugiej stronie płotu, na posesji sąsiada krąg biegnie dalej, jakby w chwili jego powstawania, siatka ogrodzeniowa nie stanowiła absolutnie żadnej przeszkody...

ZAMORSKA GOŁĘBICA

Ulica Ogrodowa, choć nie jest jakąś ważniejszą miejską arterią, to dzień w dzień pędzi nią wiele samochodów. Powód tak dużego ruchu jest prosty.

- Stoi tu wiele dużych spółdzielczych bloków, a w każdym z nich mieszka mnóstwo zmotoryzowanych osób. No to jeżdżą w te i we wte, że spokoju nie ma - powiedziała "Kurkowi" jedna ze starszych mieszkanek tej okolicy.

Kto by zatem przypuszczał, znając te realia, że tutaj właśnie, na sklepowej ścianie komisu uwije sobie gniazdko dziki ptak - fot. 3. i nie będzie mu przeszkadzał ani warkot silników, ani opary spalin, ani głośno zachowujący się przechodnie.

No tak, tylko gdzie owo gniazdko jest? Muszę przyznać, że sam go nie odkryłem, lecz właśnie ta pani, która skarżyła się na wielki ruch i uliczny zgiełk.

- Niech pan spojrzy nad górną krawędź szyldu - rzekła, nie mniej zdumiona ode mnie - fot. 4.

Istotnie, tam w ciasnym zakątku między ścianą budynku a szyldem uwiła sobie gniazdko gołębica i najspokojniej w świecie wysiaduje jajka.

* * *

Nie jest to przedstawicielka dzikich miejskich gołębi, jakie znamy z ulic wielkich miast, a synogarlica (jaśniej ubarwiona niż jej miejski pobratymiec), zwana też sierpówką turecką. Ptak to ciekawy, bo przybył do Polski dopiero w 1940 roku z Półwyspu Bałkańskiego i od tego czasu stopniowo zasiedla swoją nową Ojczyznę. Na Mazury dotarł jakieś dwadzieścia lat później, a więc wielu mieszkańców Szczytna było świadkami tej zadziwiającej terytorialnej ekspansji synogarlic. Z kolei wyjątkowość naszego ptaka z ul. Ogrodowej podkreśla to, że sierpówka zwykle zakłada gniazdka na drzewach, najchętniej iglastych, a nie na sklepowych szyldach!

SZLAKIEM KIWAJKI

WAGA SUPERCIĘŻKA

Mocno zaintrygowała mnie dziewicza podróż drezyną po starym szlaku kolejowym Szczytno - Biskupiec, opisywana w poprzednim numerze "KM". Chcąc bliżej poznać trasę i urocze małe stacyjki, wybrałem się w podróż śladem kiwajki. Niestety, z braku specjalistycznego pojazdu musiałem zadowolić się samochodem, który potrafił pokonywać jedynie mniej lub bardziej bite szlaki drogowe.

Nie zapoznawszy się jednak dość dokładnie z topografią trasy, muszę przyznać, że miałem pewne kłopoty z dotarciem do pierwszej na szlaku stacyjki Ochódno. W samej bowiem wsi, która leży przy bocznej drodze odchodzącej od szosy Szczytno - Stare Kiejkuty na próżno jej szukać. Budyneczki przystanku stoją bowiem nieco poza wsią i asfaltem się do nich nie dojedzie. Ale o tym potem, bo u samych wrót do wsi zaskoczył mnie jeden z dwóch znaków drogowych, jakie tam ustawiono - fot. 5.

Znak widoczny w głębi fotografii jest dla wszystkich zrozumiały, wszak wyznacza maksymalną prędkość, z jaką możemy poruszać się za nim, co nie wymaga żadnych komentarzy. Gorzej ze znakiem stojącym na pierwszym planie. Zakazuje on bowiem wjazdu pojazdom cięższym niż 10 ton. Ale - i tu uwaga - opatrzony jest dodatkową tabliczką. Gdyby Szanowni Czytelnicy mieli trudności z jej odczytaniem to pomocą niechaj służy fot. 6.

Teraz już nie ma kłopotów, bo widać czarno na białym, że zakaz nie dotyczy mieszkańców wsi.

Tylko jak to rozumieć. Obcy, który ważyłby 10 ton razem z swoim pojazdem wjechać tutaj nie może, a swój i owszem? Zagwozdka to spora, bo niby dlaczego takie rozróżnienie, ale, jak sądzę, znalazłem rozwiązanie zagadki. Chodzi chyba o to, że we wsi mieszkają grubasy o tak niebywałej wadze, że ich masa własna + ciężar pojazdu przekraczałyby owe dopuszczalne 10 000 kg! No, ale skoro tutaj mieszkają, to ze wsi lub do wsi wyjeżdżać i wjeżdżać muszą, zatem zakaz dotyczyć ich przecież nie może.

STACYJKA OCHÓDNO

Pierwszym przystankiem, o czym już wiemy, na starym szlaku kolejowym Szczytno - Biskupiec jest mała stacyjka Ochódno - fot. 7.

Jak widać na fotografii, napis z nazwą miejscowości jest całkiem czytelny, choć od zamknięcia szlaku upłynęło już 12 lat.

Mało tego, nad drzwiami do byłej poczekalni ciągle wisi rozkład jazdy - fot. 8.

Co prawda, figurują w nim tylko dwa pociągi, ale zawsze to coś. A może nawet więcej niż tylko coś? Posłuchajmy bowiem:

- Panie, cóż to był za wspaniały skład, najlepszy jakim podróżowałem - zwierzył się "Kurkowi" jeden z mieszkańców okolicy, ukrywając jednak personalia, co zaraz okaże się zrozumiałe.

Nie chodziło mu bowiem o to, żeby ów pociąg oferował jakieś nadzwyczajnie komfortowe warunki podróżowania, czy też chodził ściśle według rozkładu jazdy, jak szwajcarski zegarek. Nie, nic z tych rzeczy.

- Bo to, panie, jak żona wysyłała mnie na zakupy do Szczytna, a robiła to często, musiałem wstawać przed siódmą. Zrywałem się jednak z łóżka chętnie, bo dojechawszy na miejsce, szybko kupowałem co trzeba i potem prawie cały dzień miałem tylko dla siebie. Mogłem robić to, na co mi przyszła ochota, a żona po moim powrocie nie mogła mi czynić żadnych wymówek, bo przecież innych, wcześniejszych pociągów powrotnych nie było.

Inne ciekawostki i spostrzeżenia z kolejowego szlaku Szczytno - Biskupiec za tydzień.

2005.05.18