Tak się jakoś ostatnio porobiło, że coraz częściej moi czytelnicy telefonują do mnie bezpośrednio (zawsze znajdą jakiegoś wspólnego znajomego, który poda im mój telefon), albo też przesyłają maila do redakcji. Co ciekawe wcale nie po to, żeby mi nasobaczyć i dać odpór, ale żeby podziękować za jakiś kolejny temat, a także podzielić się własnymi spostrzeżeniami.
W miniony weekend odebrałem dwa bezpośrednie telefony. W jednej z rozmów starsza, elegancka pani (o elegancji świadczył sposób wysławiania się) podziękowała mi za wspominkowe, warszawskie tematy. Powiedziała mniej więcej tak: nasza młodość, to jest męża i moja, upłynęła w Warszawie. Pana felietony przypominają nam miejsca i klimaty jakie zostały w naszych wspomnieniach…
Bardzo to dla mnie miłe. Niedawno wzruszył mnie były warszawiak pan Włodzimierz, który przypomniał mi o bazarze przy ulicy Polnej. Teraz owa pani. Sam chętnie wracam myślami do Warszawy lat mojej młodości, ale nie chcę za bardzo zanudzać czytelników. Natomiast takie inspiracje pozwalają mi choć trochę wspominkowo pomarudzić. Czuję się usprawiedliwiony.
Tym razem cofnę się w moich wspomnieniach w czasy bardziej odległe niż robię to zazwyczaj. Do dzieciństwa. Na ogół opisuję w felietonach nocne życie Warszawy z perspektywy dorosłego młodzieńca. Wielokrotnie przypominałem słynne restauracje jak choćby 3 x K, czyli „Kameralną”, „Kamieniołomy” i „Kongresową”. Dzisiaj zatem kilka słów o warszawskich lokalach nie mniej znanych, ale takich, w których bywałem jako dziecko.