Mamy już 5 maja, a świat wygląda tak, jak wyglądał dotąd. Nic się w zasadzie nie zmieniło, jeśli nie liczyć świeżo wymalowanych znaków poziomych i przejść na ulicach miasta. Papierosy w kioskach kosztują tyle, ile kosztowały, cukier jest nadal po 3,45 zł, a nie 5 razy droższy, jak i inne produkty, których ceny miały pójść mocno w górę. Co jest zatem z tą Europą - wszystko ma być po staremu?
A może - pomyślałem sobie - nastąpi chociaż w Szczytnie wzmożony ruch osobowy? Do miasta zjedzie tłum euroturystów, skoro zachodnia granica została otwarta. Mając to na uwadze udałem się na mały rekonesans do Powiatowego Ośrodka Informacji i Promocji Turystycznej w Szczytnie (ul. Polska 18), by zbadać, jak się tu sprawy mają. No i od razu niespodzianka. Specjalne wejście dla osób niepełnosprawnych - zamknięte na głucho. Pukałem, waliłem w drzwi, ale na próżno - nikt mi ich nie otworzył - fot. 2 (strzałka).
No tak, bo to Polska właśnie, a nie Europa. Szczęściem drugie wejście, po pokonaniu kilku stromych schodków okazało się otwarte i mogłem wejść do budynku ZS nr 2, gdzie piękne i przestronne pomieszczenie zajmuje wzmiankowana placówka. Czynna - jak się okazuje - przez okrągły rok. W środku moc rozmaitych folderów, choć nie wszystkie są na sprzedaż (deficyt), co zakomunikowała mi miła skądinąd i młoda wiekiem obsługa. Rozglądając się zaś po półkach zwróciłem uwagę na małą książeczkę autorstwa Iwony Liżewskiej i Wiktora Knercera pt. "Przewodnik po historii i zabytkach Ziemi Szczycieńskiej". Przekartkowawszy rzecz natrafiłem na zdjęcie bardzo starej drewnianej chałupki, która wedle przewodnika stoi sobie w Jerutkach, wsi oddalonej od Szczytna raptem o 9 km - fot. 1.
Mocno mnie to zainteresowało, a że pogoda tego dnia była piękna, postanowiłem bez zwłoki, nim zwalą się domniemani turyści, zwiedzić tę ciekawą wieś, założoną w 1687 r., a w szczególności przypatrzeć się starej drewnianej chałupie.
ZADZIWIAJĄCE JERUTKI
Najpierw jednak, gdy zjawimy się już w Jerutkach w oczy rzuca się co innego - spory, dominujący nad resztą wiejskiej zabudowy, zabytkowy kościół. Przed wojną ewangelicki, dzisiaj katolicki, z przyległym cmentarzem, na którym pospołu i w zgodzie stoją mogiły tak katolickie, jak i ewangelickie. Na nekropolii znajduje się także ciekawy obelisk poświęcony mieszkańcom parafii poległym w czasie I wojny światowej - mówi o tym górny napis na kamieniu - fot. 3.
Wśród niemałej listy nazwisk widzimy wiele polskich, co świadczy o zawikłanej historii Mazur, gdzie Polak i Niemiec, nim powstała jeszcze Unia, był sobie sąsiadem. Na dobre i złe, na czas pokoju i na czas wojny, kiedy razem oddawali życie.
Dolny zaś napis zaczynający się od słów Am Orte... można by przetłumaczyć tak: Zginęli na miejscu z ręki wroga. A poniżej Wir starben... Umarliśmy, abyście wy żyli. Pamiętajcie o nas!
Po chwili zadumy nad historią miejsca, zapytajmy: a co ze starą, drewnianą chałupką? Niestety, mocno się spóźniłem i to o dobrych parę lat, bo w miejscu opisanym w przewodniku, dzisiaj stoi coś takiego - fot. 4. Jakieś tylko nędzne resztki - kupka gruzu i nic więcej.
To tyle, jeśli chodzi o starą część wsi, choć ciekawostek architektonicznych jest tu dużo więcej, m.in. piękny zabytkowy budynek szkolny zbudowany z czerwonej cegły w 1906 r., stara opuszczona plebania itd., itp.
Obecnie natomiast mocno rozwija się tutaj budownictwo, nazwijmy je "letniskowym". Tuż za wsią powstało bowiem wielkie daczowisko zwane zespołem domków letniskowych "Barbara" w Jerutkach, co dumnie głosi wielka kolorowa plansza - fot. 5.
Jest to dzieło współczesne (owa plansza) i jako takie zawiera adekwatne do dzisiejszych czasów treści, od których tylko boki zrywać. Konkretnie chodzi o napis na tablicy umieszczonej pod ogólną mapą daczowiska. W zbliżeniu rzecz wygląda tak - fot. 6.
A co to ma znaczyć! Żeby w demokratycznym kraju, w którym zagwarantowaną mam nietykalność osobistą, ktoś mi nakazywał pozostawanie we własnym samochodzie i bronił wyjścia na powietrze? A niedoczekanie wasze!
Nie zważając zatem na zalecenie wysiadłem ze swojego malucha i podążając pieszo leśnym duktem, wkroczyłem odważnie między domki, narażając się na pożarcie przez paskudne czworonożne bestie. I co się stało? Ano pies z kulawą nogą nie wybiegł mi naprzeciw, choć spacerowałem to tu, to tam i z powrotem, nawiązując przy okazji kilka rozmów z właścicielami, którzy przyjechali na swe działki, aby je uporządkować po zimie.
WOJENNA PAMIĄTKA
Wiośnie zawsze towarzyszy jakaś niezwykła magia i jest ona moim zdaniem najpiękniejszą porą roku, wszak poeci piszą, iż wówczas - "świat pięknieje, w którą nie bądź spojrzysz stronę" (E.Bryll).
Trudno nie zgodzić się z taką opinią, nawet gdy jest się mieszczuchem i nosa nie wytyka poza obręb miasta, bo i tu zdarzają są widoki piękne, np. czubek ratuszowej wieży na tle obrzuconych kwieciem gałęzi dzikiej jabłoni - fot. 7.
I nie jest to widok, jakby można było sądzić, od strony ulicy Sienkiewicza, gdzie kwitnących drzewek mamy dostatek, ale od strony ul. Kościuszki, zdawałoby się całkowicie wyasfaltowanej i wybetonowanej. Czar jednak szybko pryska i zostajemy sprowadzeni do poziomu szczycieńskich realiów, gdy pokusimy się o bardziej panoramiczne ujęcie, tj. znacznie szerszy wgląd w miejską rzeczywistość - fot. 8.
Na kolejnym zdjęciu mamy tę samą wieżę i to samo drzewko, ale obok widać podziurawioną, jakby artyleryjskimi pociskami chałupę, która stoi w centrum, inaczej mówiąc, w samym sercu miasta. Dlatego pewien zachodni turysta, widząc to sądził, iż chałupa stanowi rodzaj pomnika, że jest to wyizolowany od reszty miejskiej zabudowy dom, specjalnie zachowany po to, aby unaoczniać przyjezdnym (także miejscowym) grozę wojny, która jak wiemy nie ominęła i naszego miasta. No i nie miałem śmiałości wyprowadzić gościa z błędu.
2004.05.05