Tytuł felietonu jest fragmentem piosenki napisanej przez Andrzeja Rosiewicza, kiedy jeszcze nie był Rosiewiczem estradowym, a skromnym studentem Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego (dziś Akademia Rolnicza) w Warszawie. Kształcił się tamże na inżyniera melioranta, co nie przeszkadzało mu w układaniu tekstów i komponowaniu piosenek.
Na ogół smutnawych i dość sentymentalnych. Poweselał Andrzej dopiero później. Chyba pod koniec studiów, kiedy to związał się z zespołami jazzu tradycyjnego grającymi w klubie „Stodoła”. Jako wokalista. W zacytowanej młodzieńczej piosence jest taki fragment: „miał rację ten, co śpiewał w swej piosence, że mu szkoda lata i mnie jest lata żal”. Tutaj autor odwołał się do przedwojennego szlagieru Andrzeja Boguckiego.
No właśnie. Niemal wszystkim szkoda lata, a pora jesieni traktowana jest niczym zwiastun wszelakich nieszczęść. Mnie także ogarnia smutek z końcem września. Kiedy zamykane są ogródki kawiarniane i restauracyjne, odbieram to jak koniec świata. Dla mnie przegląd prasy w otoczeniu czterech ścian, to nawet z kufelkiem piwa jest stratą czasu. Żadnej przyjemności. Chyba z powodu braku tlenu, niezbędnego do intelektualnej percepcji medialnych przekazów. Ponury czas. Faktem jest, że jesienią nawet kościelne święta, w innych porach roku radosne, mają charakter smutny. Żałobny. Mam tu na myśli Dzień Wszystkich Świętych oraz Zaduszki.
Zastanawiam się nad etymologią wyrazów podobnych do słowa jesień.