Dzięki inicjatywie ks. Edwarda Molitorysa - proboszcza parafii pw. św. Stanisława Kostki, przybył do Szczytna na obchody Święta Niepodległości polski chór Kresowiacy z Lidy na Białorusi. W wigilię święta, mieszkańcy zgromadzeni w kościele przy ul. Niepodległości wysłuchali koncertu, na który złożyły się pieśni religijno-patriotyczne. Serdeczne brawa wieńczyły każdy utwór. Śpiewana msza św. po koncercie, z udziałem chóru, stała się niespotykanie piękną modlitwą i ucztą duchową. galeria >>

Dzięki inicjatywie ks. Edwarda Molitorysa - proboszcza parafii pw. św. Stanisława Kostki, przybył do Szczytna na obchody Święta Niepodległości polski chór Kresowiacy z Lidy na Białorusi. W wigilię święta, mieszkańcy zgromadzeni w kościele przy ul. Niepodległości wysłuchali koncertu, na który złożyły się pieśni religijno-patriotyczne. Serdeczne brawa wieńczyły każdy utwór. Śpiewana msza św. po koncercie, z udziałem chóru, stała się niespotykanie piękną modlitwą i ucztą duchową.

Trwają w polskości

Chórem kieruje Stanisław Januszkiewicz. Pracuje w lidzkiej Szkole Muzycznej jako wykładowca w klasie fortepianu. Ośmioosobowy zespół jest polskim dziełem rodzinnym. W chórze śpiewają państwo Anna i Tadeusz Kominczowie oraz ich córka, osiemnastoletnia Grażyna.

Od Grażynki dowiadujemy się, że pozostali członkowie, Czesław i Stanisław Januszkiewiczowie, Anna Mickiewicz i Irena Kiedyk są również krewnymi państwa Kominczów. Wszyscy pracują zawodowo jako nauczyciele muzyki, poza tatą, cenionym tokarzem. Najmłodsi chórzyści to studenci, z którymi Grażyna uczy się lidzkim Studium Muzycznym - Andrzej Skipor i Henryk Soroko. Swoje imię młoda chórzystka zawdzięcza dacie urodzin. W tym dniu w Lidzie odsłaniano pomnik z popiersiem Adama Mickiewicza. Rodzice nie mieli żadnych wątpliwości, że ich nowo narodzona córeczka będzie Grażyną na cześć bohaterki poematu wieszcza.

Chór posiada honorowy tytuł Zespołu Ludowego nadany przez Min. Kultury Białorusi oraz Medal Zasłużonego dla Kultury Polskiej przyznany przez Min. Kultury RP w 2005 r. Zespół jest również laureatem Festiwalu Mniejszości Narodowych Białorusi.

Historia chóru wplata się w dwudziestoletnie dzieje aktywności lidzkich Polaków. 18 listopada 1987 r. w czasie białoruskiej politycznej „odwilży” odbyło się pierwsze 9-osobowe zebranie Klubu Miłośników Kultury Polskiej, w którym uczestniczyli państwo Kominczowie. Dziś dawny Klub to Towarzystwo Kultury Polskiej Ziemi Lidzkiej. W jego w ramach działa chór Kresowiacy, wydawane jest pismo o charakterze historyczno - krajoznawczym „Ziemia Lidzka” będące kontynuacją wydawnictwa z 1936 r., oraz od trzech lat teatr amatorski. Początki chóru to wieczory kolędowe.

- Zaczęło się z Bogiem i trwamy dzięki Niemu - mówi pani Anna. Jak wspomina, trudno było być Polakiem w sowieckiej Białorusi. Jej ojciec był prostym wiejskim organistą i gorącym patriotą. Córka stała się „czarną owcą” w „czerwonej” Szkole Muzycznej. Nie należała do Pionierów ani do Komsomołu. Uczestniczyła w próbach muzycznych bez prawa występowania na koncertach, nie była na żadnych koloniach ani na obozie wakacyjnym.

Dziś też wykorzenia się polskość, i to polskimi rękami. „Jakie my Polaki, skoro mieszkamy na Białorusi” - słyszy często pani Anna. Ma to być argumentem „żeby było dzieciom lżej” w Państwie, które jako jedyne na świecie hucznie obchodzi kolejne rocznice rewolucji październikowej. Reżim władzy, język białoruski i rosyjski są wszędzie. W domach polskich i w kościołach. Zdyscyplinowani polityczną presją księża wprowadzają coraz więcej nabożeństw w języku białoruskim dla Polaków. Stanisław Januszkiewicz opowiada, jak wyrażając głośno krytyczne zdanie na temat władzy, widzi strach w oczach znajomych i kolegów z pracy. - Na wsi kołchoźnicy zarabiają około 50 USD i … wieszają w mieszkaniach portrety Łukaszenki - dodaje.

- Chociażby nas była garstka - musimy trwać - mówi pani Anna. Słowa dotrzymują - podjęli próbę wystawienia spektaklu w konwencji teatru faktu pt. „Katyń” według scenariusza i w reżyserii Anny Komincz. Pojechali z młodymi aktorami 600 km za rosyjską granicę na groby katyńskie. Udało się i dojechać, i wystawić spektakl w lidzkim MDK-u.

W Lidzie nie ma polskich szkół. Tylko na życzenie co najmniej 15 rodziców może być wprowadzony w klasie dodatkowo język polski.

- Szkoda, że u większości podjęcie nauki ma na celu jedno - wyjechać stąd do Polski a przecież Kresy to nasza ziemia - mówi z bólem pani Anna.

Paweł Bielinowicz/Fot. M.J.Plitt

LIDA

Na Kresach Rzeczypospolitej, 200 km za Białymstokiem, nad rzeczką Lidą leży miasto bogate przeszłością - to Lida. W XV wieku była stolicą odrębnego Księstwa Lidzkiego, którym władali książęta litewscy. Jednym z nich był przyszły król Polski Władysław Jagiełło. W czasach Rzeczypospolitej Obojga Narodów, Lida z rąk króla Zygmunta III Wazy otrzymała herb i prawa miejskie. Nadchodzi tragiczny czas rozbiorów. Po 123 latach rosyjskiego panowania, jesienią 1920 roku do Lidy wkracza Wojsko Polskie pod dowództwem gen. Rydza „Śmigłego”. Nastaje czas II Rzeczypospolitej, która trwa na Ziemi Lidzkiej aż do 12 maja 1949. Ginie razem z ppor. „Olechem” dowódcą ostatniego oddziału AK okrążonego przez pułk NKWD. Wcześniej polegli na tej ziemi legenda AK z Gór Świętokrzyskich - cichociemny mjr Piwnik „Ponury” i ostatni dowódca Okręgu Nowogródzkiego AK, ppłk. Maciej Kalenkiewicz „Kotwicz”. Dziś Lida jest 100-tysięcznym miastem rejonowym w obwodzie grodzieńskim w Republice Białorusi. Polacy stanowią około 40% jej mieszkańców.