- Człowiek oczy by zamknął, to skończyłaby się ta męka – mówi z rezygnacją 70-letnia Marianna Mróz mieszkająca razem z 77-letnim mężem Bronisławem na kolonii Gromu. Gruntowa droga wiodąca do ich gospodarstwa podczas roztopów i większych opadów deszczu zamienia się w błotniste grzęzawisko, odcinając rodzinę od świata. Zwodzeni przez lata składanymi przez urzędników i władze Pasymia obietnicami poprawy nawierzchni, Mrozowie nie wierzą już, że ktokolwiek im pomoże.
ODCIĘCI OD ŚWIATA
Na oddalonej o ponad 2 kilometry od wsi kolonii Gromu Mrozowie mieszkają od 1969 r. Do ich gospodarstwa wiedzie nieutwardzona, kręta gminna droga i to jej stan od lat spędza rodzinie sen z powiek. Co roku po roztopach zmienia się w błotniste, poryte koleinami grzęzawisko. Nie lepiej jest po większych opadach deszczu zdarzających się głównie jesienią. Stan drogi powoduje, że Mrozowie są wtedy odcięci od świata. Każdy wyjazd po zakupy, czy do lekarza, to dla nich ryzykowana wyprawa, a oboje są już w podeszłym wieku – pani Marianna ma 70 lat, a jej mąż Bronisław – 77. Wraz z seniorami mieszkają też syn oraz synowa z trojgiem dzieci w wieku 4 miesięcy, 1,5 roku i 7 lat. Najstarsze z wnucząt, aby dotrzeć do szkoły w Gromie i z powrotem, co dzień wraz z matką pokonuje pieszo błotnistą drogę dwa razy.
– Męczyły się tak dawniej nasze dzieci, teraz cierpią wnuki – podsumowuje pani Marianna.
ZDANI TYLKO NA SIEBIE
Jakiś czas temu Mrozowie wzięli pożyczkę na zakup samochodu, dzięki któremu sprawniej mogliby pokonywać nieutwardzony szlak. Niestety, w minionym tygodniu, kiedy małżonkowie wybrali się do Szczytna, auto utknęło w błocie. Pani Marianna, mimo wieku i złego stanu zdrowia, próbowała je wypchnąć z kolein. Cała wyprawa zakończyła się uszkodzeniem przodu pojazdu. – Teraz nie nadaje się do jazdy, a do tego trzeba zapłacić za naprawę – lamentuje kobieta. Mrozowie, aby choć trochę poprawić stan drogi, sami sypią w nią gruz. Na reakcję gminnych urzędników wcale już nie liczą. – Z ich strony nie ma żadnej pomocy – mówi pani Marianna. Władze poprzednich kadencji ograniczały się tylko do składania pustych obietnic. – Burmistrz Mius obiecywał, że jak będzie trzeba, to i 15 wywrotek żwiru nam przyśle. Jak przyszło co do czego, nie dał ani jednej – opowiada pan Bronisław, dodając, że skończyło się na symbolicznym wysypaniu kilku łopat materiału.