Czy warkot silników wielkich ciężarówek i tumany spalin tuż pod oknami domu są uciążliwe? Według tych, którzy słuchają i wąchają - są, a według władz gminy - wszystko jest w porządku. Może dlatego, że władza ma siedzibę w Świętajnie, a hałasy rozlegają się w Spychowie.
.
Zakłócony spokój
Sąsiedzkie spory to rzecz normalna. Jedne trwają chwilę, a inne - kilka lat. Do tych ostatnich można zaliczyć konflikt między sąsiadami z ulicy Słonecznej w Spychowie.
Blanka i Grzegorz Zemłowie dziesięć lat temu kupili działkę na terenie, który zgodnie z planem przestrzennego zagospodarowania gminy, jest przeznaczony "pod zabudowę mieszkaniową jednorodzinną, z możliwością prowadzenia nieuciążliwej działalności gospodarczej". Wybudowali dom i w nim zamieszkali. Jednak od z górą trzech lat spokojne bytowanie zakłóca im sąsiad, który prowadzi działalność usługową, a w odległości około pół metra od ogrodzenia stawia ciężarowy samochód do wożenia drewna z lasu i dokonuje jego napraw. I choć w okna wstawili potrójne szyby, wciąż docierają do ich uszu odgłosy "nieuciążliwej" działalności, co sprawia, że zacisza domowego już zaciszem nazywać nie mogą.
- Sąsiad prowadzi przedsiębiorstwo transportowe. Codziennie więc dociera do nas warkot silników wielkich samochodów, służących do transportu drewna, rozgrzewanie motorów, swąd spalin, a także odgłosy wszelkich napraw, które też na sąsiedzkim podwórku, niemal tuż pod naszymi oknami są prowadzone - mówi pan Grzegorz. Wszelkie pisma i skargi, kierowane do wójta gminy, starostwa, policji - pozostają bez echa. Raz tylko kontrola z Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska stwierdziła na podwórzu przedsiębiorcy plamy oleju i inne niebezpieczne zanieczyszczenia, które nakazała usunąć.
- Ja tam nic nie słyszę - mówi inna, mieszkająca nieco dalej, sąsiadka przedsiębiorcy. - Jak zaczyna warczeć, to się zamykam w domu. Denerwują mnie tylko tumany kurzu, które wzbijają te wielkie wozy. Nie można prania wysuszyć, bo zaraz i tak brudne.
W maju br., w odpowiedzi na kolejny monit Zemłów, wójt powołał specjalną komisję, której celem było zbadanie czy ich narzekania są zasadne.
- Komisja nie rozmawiała ani z nami, ani z żadnym innym mieszkańcem ulicy. Była jedynie u sąsiada. Posiedziała, pogadała i pojechała. Jakiś czas później otrzymaliśmy z urzędu pismo, informujące nas o tym, że żadnych uciążliwości sąsiad nie sprawia, a dodatkowo deklaruje, że postara się poprawić sąsiedzkie stosunki z nami - nie ukrywa irytacji Grzegorz Zemło.
Nic takiego
"Uciążliwy" sąsiad uważa, że narzekania innych mieszkańców ulicy są wyolbrzymione.
- Na swojej posesji mogę prowadzić działalność, a moja na pewno nie jest tak dokuczliwa, jak to przedstawiają Zemłowie - twierdzi Henryk Pawulski.
Wyjaśnienia i sąsiada, i władz gminy nie zadowoliły pana Grzegorza. Skierował więc kolejne pismo, tym razem adresowane nie do wójta, lecz do przewodniczącej Rady Gminy i radnych. Zadaje kilka zasadniczych pytań, między innymi o to, jaki rodzaj działalności jest uciążliwy, a jaki nie, kto sąsiadowi wydał zgodę na prowadzenie wielogodzinnych, głośnych napraw pojazdów na podwórku i kto może to zezwolenie cofnąć. "Nie jest to problem dotyczący jedynie nas. O ile mi wiadomo, na terenie gminy jest kilka podobnych przypadków. Regulacja tego typu problemów pozwoli uniknąć sytuacji, w których znaleźć się może każdy mieszkaniec gminy" - pisze Grzegorz Zemło do radnych podkreślając, że wcale nie zależy mu na tym, by sąsiad działalności zaprzestał, ale by ją gdzie indziej zlokalizował. Pismo, jak na razie, pozostaje bez echa, mimo że upłynął już ustawowy czas na udzielenie odpowiedzi.
(jor, hab)
2004.09.01