Ułańska fantazja. Co to oznacza? Otóż jest to sformułowanie z dawnych epok, dzisiaj już historyczne.
Oznacza ono zachowanie emocjonalne, niestandardowe. Dotyczy ludzi gorącej krwi, odważnych, o nieposkromionej wyobraźni. Poniekąd szaleńców. Owo określenie nieco wyszło z mody, ale wciąż jeszcze bywa używane. Przypomnę choćby piosenkę Wojciecha Młynarskiego „Ułańska fantazja”. Autor tak charakteryzuje użyte w tytule zjawisko:
Ułańska fantazja, co rusza z kopyta i na oślep rwie.
Ułańska fantazja, która przeszkód nie zna, nie!
Zanim poszukam przykładów takiej fantazji, najpierw kilka słów o tym, kim byli ułani. To król Stanisław August Poniatowski założył Pułk Ułanów Królewskich, jako część swojej gwardii przybocznej. Ubrano żołnierzy w wysokie czapki rogatywki, kurtki z wyłogami oraz spodnie z lampasami. Uzbrojono w szable, lance, a także broń palną, czyli pistolety. Była to jednostka elitarna. Prezentowała się znakomicie, toteż wkrótce potem, w epoce rozbiorów, utworzono w Austrii, Prusach i Rosji pułki lansjerów, wzorowane na polskich ułanach. Natomiast co do Polaków, to wkrótce powstał wojskowy pułk walczący u boku Napoleona. Żołnierzy nazwano szwoleżerami. Ich ubiór i uzbrojenie powielał wyposażenie ułanów. Może jedyną różnicą było to, że obok pistoletów, otrzymali oni także krótkie, francuskie karabinki. Nowa wersja polskich ułanów od razu zasłynęła z powodu wspomnianej w tytule fantazji. W roku 1808 cesarz Napoleon wysłał polski pułk do Hiszpanii. 30 listopada doszło do słynnej szarży na przełęczy Samosierra. Chodziło o otwarcie drogi na Madryt. Ta droga, to był wąski wąwóz o długości 2,5 kilometra. W dodatku trzeba było pokonać różnicę wysokości 300 m. Wąwozu broniły cztery kolejne baterie armat. Atak rozpoczęła piechota francuska. Nie mieli żadnych szans. Wówczas Napoleon postanowić wysłać do wąwozu polski szwadron szwoleżerów, który bezpośrednio asystował cesarzowi. Dowódcą był pułkownik Jan Kozietulski. Poderwał on swoich jeźdźców i popędzili w głąb wąskiego „tunelu”. Tak wąskiego, że nie można było rozwinąć szyku. Szwoleżerowie atakowali czwórkami. Szarża trwała osiem minut. Mimo czterech baterii armat szczyt zdobyto. Dotarło do końca kilkunastu szwoleżerów. Dodam, że ówczesny szwadron liczył około 250 żołnierzy.
Pisząc o szaleńczej odwadze i fantazji szwoleżerów czasów napoleońskich trudno nie wymienić księcia Józefa Poniatowskiego. Bratanka ostatniego króla Polski. Dowódcę armii Księstwa Warszawskiego. W kampanii przeciw Rosji (1812) dowodził V korpusem armii francuskiej. Poległ w czasie przeprawy przez Elsterę, osłaniając odwrót zdziesiątkowanej armii francuskiej. Jego nazwisko wyryto, między innymi bohaterami, na Łuku Tryumfalnym w Paryżu
O tym jakim szacunkiem otaczano w Polsce historycznych szwoleżerów świadczą wojskowe reformy zainicjowane w początkach Polski niepodległej. Otóż już w roku 1919, legionowe, niezbyt liczne, pułki ułanów postanowiono uporządkować. Ustanowiono zatem trzy podstawowe jednostki i nazwano je pułkami szwoleżerów. Pułk I (Józefa Piłsudskiego) zasłynął w roku 1920 walcząc bezpośrednio z ogromną rosyjską armią konną Budionnego. Pułki II i III zdobyły sławę w roku 1939. Drugi walczył w bitwie nad Bzurą, w Ozorkowie, a trzeci pod Kockiem. Ten skapitulował jako ostatni. Na zakończenie legendy o szwoleżerach należy wspomnieć generała Bolesława Wieniawę Długoszowskiego. Nazwanego Ostatnim Szwoleżerem Rzeczypospolitej. Najpierw ułan Legionów i osobisty adiutant Józefa Piłsudskiego. Słynący z odwagi. Później szwoleżer. Dowódca pierwszej brygady kawalerii w Warszawie. Generał. Znany wielbiciel koni, a także rębajło. Uwielbiał pojedynki. Poza tym dziennikarz, poeta oraz słynny birbant. Ta osobowość, to najlepszy przykład człowieka z ułańską fantazją.
Zostawmy szwoleżerów, ale wspomnijmy jeszcze tych, których ułańską fantazję można było podziwiać podczas II wojny światowej. Na przykład polskie dywizjony w siłach lotniczych Wielkiej Brytanii, czyli jednostkach RAF. Przypominam sobie opowieść pilota angielskiego, o tym jak postrzegano Polaków. Nie pamiętam już, jaka to była książka, ale przytoczę jego wypowiedź z pamięci. Brzmiało to tak: Lecieliśmy naszym dywizjonem, według rozkazu, na spotkanie Niemców. Spostrzegliśmy nieprzyjaciela i ustawiliśmy swoje maszyny w szyku bojowym. Nagle, z dzikim rykiem silników, gdzieś z góry, spadły myśliwce polskiego dywizjonu. Z ryzykowną do szaleństwa szybkością przebiły się przez grupę nieprzyjaciela eliminując kilka zestrzelonych maszyn. Polacy zniknęli. Ale co tu ukrywać, poważnie ułatwili nam wykonanie zadania. No to mamy kolejny przykład na to, czym jest ułańska fantazja. Wygląda na to, że jest ona jakąś polską specjalnością.
Andrzej Symonowicz