Rolnicy sceptycznie podchodzą do kwestii integracji z Unią Europejską. Żądają konkretnych, przeliczonych na złotówki, informacji o korzyściach, jakie każdego z nich, indywidualnie czekają. Tylko solidne argumenty "do kieszeni" są w stanie ich przekonać.

Unia dla bogatych

Mizerna frekwencja

Informacja przedakcesyjna w sposób bezpośredni trafiać zaczęła "pod strzechy". Spotkania przedstawicieli władz wojewódzkich, zarówno rządowych, jak i samorządowych odbywają się we wszystkich gminach. Zbliża się ku końcowi pierwsza ich tura, bowiem zebrań w każdym samorządzie ma być co najmniej kilka. W czwartek 20 marca, jedno z nich odbyło się w Świętajnie. W sali gimnastycznej tamtejszego gimnazjum, oprócz prelegentów, stawiło się niespełna pięćdziesięciu dorosłych mieszkańców gminy (w tym spora grupka radnych), a także około trzydziestki gimnazjalistów, którzy - choć pilnie dozorowani przez nauczycieli - wytrwali niespełna godzinę po czym wcale nie ukradkiem, ale hurmem, opuścili zebranie.

"Trudne" pieniądze

Przybyły do Świętajna marszałkowski urzędnik, specjalista ds. rolnictwa i ochrony środowiska Jan Olszak przyznawał, że po raz pierwszy w ogóle uczestniczy w takim spotkaniu, więc nie za bardzo wie co mówić, ani co zebranych interesuje.

W zarysie opowiedział o funduszach strukturalnych, o programach, w ramach których będą one wykorzystywane i o pieniądzach, jakie do województwa mają spłynąć.

Przy konkretnych pytaniach "zaczęły się schody". Przedstawiciele władz wojewódzkich nie potrafili na przykład powiedzieć, ilu indywidualnym rolnikom udało się skorzystać z programu SAPARD.

- Nie mam takich informacji, to może być tajemnica handlowa - uchylał się od konkretów przedstawiciel marszałka.

- A czemu to tak jest, że jednym dają pieniądze, a innym nie - pytał sołtys Świętajna Jan Kuchta. Wnioskował m.in. o to, by rolnicy nie płacili podatków za traktory. - Tu różne przyjeżdżali, gadali, że będzie dobrze, a jest coraz gorzej. Jak co do czego przyjdzie, to dacie pieniądze tym, co już i tak mają. Każdemu trza dać po równo i będzie sprawiedliwie - gardłował sołtys, którego wywody - delikatnie rzecz określajac - mało zrozumiałe i sensowne, przerwał wójt Jerzy Fabisiak.

Po co ta Unia

Jego zdaniem poważnym niedomogiem programu SAPARD są warunki, dla wielu samorządów nie do przeskoczenia. Należy bowiem najpierw wykonać całość zaplanowanego zadania za własne środki, a dopiero potem można liczyć na zwrot znacznej części poniesionych nakładów. I tylko wysokość zwrotu jest w tym przypadku "pociągająca".

- Gdyby nie pożyczki uzyskane z Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska, to Świętajno nie mogłoby nawet marzyć o udziale w SAPARDZIE, bo własnych pieniędzy nie ma na pokrycie całości wydatków. A na przykład taki Pasym, którego zadłużenie przekracza obecnie 60% budżetu, w ogóle nie ma szans, bo nie może już żadnego więcej kredytu zaciągnąć - mówił wójt, dodając, że łatwo jest władzom wojewódzkim twierdzić, iż wystarczy złożyć wniosek i już są pieniądze. Rzeczywistość okazuje się znacznie bardziej skomplikowana.

- Nie mówiłem, że są to pieniądze łatwe do wzięcia - bronił się Jan Olszak. - Każdy inwestor, czy to indywidualny, czy też przedsiębiorca lub samorząd, musi mieć tzw. własny wkład - tłumaczył dodając, że takie akurat wymagania stawia donator, czyli UE. To ona decyduje na co i w jaki sposób mają być wydawane jej w końcu pieniądze. - Możemy się oczywiście odwrócić i powiedzieć, że ich nie chcemy - tłumaczył dalej. - Zgadzam się, że nie wszystkich stać na skorzystanie z tej pomocy, że to pieniądze dla bogatych. Dla tych, którzy są biedni, pozostają fundusze socjalne.

- To dla kogo ma być ta Unia i w ogóle po co? - nie wytrzymał jeden z rolników.

Za mało dopłat

Na bezpieczniejsze tory sprowadził dyskusję drugi z marszałkowskich urzędników, w sposób już bardziej konkretny i rzeczowy przedstawiając nie tylko zasady, jakie będą towarzyszyły dopłatom do produkcji rolnej, ale i kwoty "przypadające" na każdy hektar uprawnego gruntu, a także te dodatkowe, możliwe do uzyskania za konkretne uprawy, np. roślin oleistych. I choć wyliczył, że każdy rolnik (który oczywiście spełni wymagania i złoży odpowiedni wniosek) średnio do hektara upraw otrzymać może 400 zł, to na sali nie brakowało sceptyków.

- Te kwoty i wyliczenia nic nam nie mówią. Ja bym chciał konkretnie wiedzieć, ile dostanę dopłaty do kwintala owsa, a ile do tego samego kwintala dostaje na przykład Szwajcar czy Francuz. Bo nam się wydaje, że to wcale nie będzie dla nas tak dobrze - powątpiewał jeden z rolników.

- Gdyby Unia chciała dla nas dobrze, to by dali po 100% dopłat. Jak się chce komuś naprawdę pomóc, to tak należy zrobić - dodawał inny.

Prezentowany był też pogląd, że wystarczy na dopłaty dla rolników i dofinansowanie inwestycji przeznaczyć to, co Polska będzie wpłacać do Unii jako składkę. Z tym stanowiskiem polemizowali "wojewódzcy" tłumacząc, że przez najbliższe trzy lata Polska wyjmie z unijnej kasy o 7 mld euro więcej, niż włoży.

Potem będzie gorzej

Jeszcze inny mieszkaniec Świętajna w ogóle wątpił w sens podobnych spotkań, skoro nie ma gwarancji, że Polska w Unii się znajdzie: - Jak już wejdziemy, to wtedy dopiero można takie spotkania organizować, bo teraz to szkoda czasu.

- Europa to nie tylko kwestie finansowe - polemizował z sąsiadami leśnik Janusz Pabich. - Możemy się, oczywiście, odgrodzić murem, ale już raz byliśmy odgrodzeni i skutki wszyscy znamy - wyrażał swoją opinię dodając, że warto do Unii wejść chociażby po to, by stworzyć szanse i jakiekolwiek możliwości rozwoju i polepszenia na przyszłość, może nie sobie i nie od razu, ale przynajmniej dzieciom. - Bez Europy zostaniemy z tyłu, bez niczego.

W podobnym tonie, z większą lub mniejszą dozą konkretów i przykładów prezentowali swe opinie kolejni mówcy.

- Obecnie uzyskaliśmy blisko 2/3 tego, co Unia przeznaczyła na potrzeby państw kandydujących - mówił przedstawiciel wojewody. - Jeśli do Unii nie wejdziemy teraz, to później będzie już znacznie trudniej i gorzej. Trzeba będzie negocjować z Czechami, Słowacją czy Maltą. Te i inne państwa obecnie wstępujące nie będą dla nas tak hojne - uzasadniał konieczność korzystania z tego, co już mamy zagwarantowane, bo więcej mieć nie będziemy, a co najwyżej tylko znacznie mniej.

Halina Bielawska

2003.03.26