Szalone dni i upojne noce za nami (niektórzy się upoili, oj upoili), więc teraz w mieście zapanowały cisza, nuda i smętek. Żeby zatem nie było tak smutno, przypomnijmy sobie bardziej znaczące i zabawne sceny z obchodów święta miasta.

DOSTOJNA PARA

Upojne dni, szalone noce (reminiscencje)

Jak co roku na rumaku gniadym przybył pod nasz zamek-niezamek, rycerz Jurand w asyście swej córy Danuśki, aby odebrać klucze do bram grodu. Ilustruje to zdjęcie powyżej. Faktycznie dostojna to para, ale aby mieć jakieś odniesienie do historycznych czasów i wyglądu tych legendarnych postaci, warto sięgnąć po „Krzyżaków”, by przypomnieć sobie, jak opisywał je Henryk Sienkiewicz. Danuśka, wedle autora powieści, była jasnowłosą dzieweczką o małym, zadartym nosku. Zwykle nosiła powłóczystą niebieską sukienkę i czerwone trzewiczki z długimi noskami, a jej główkę zdobił wianuszek z nieśmiertelników. Kiedy Zbyszko zobaczył ją po raz pierwszy wydała mu się małym dzieckiem, ale zarazem przecudnym, jakby jakowaś figurka z kościoła albo z jasełeczek.

Dodajmy, że wówczas miała zaledwie 12 lat. Kiedy jednak miało dojść do zrękowin, była dużo dojrzalsza, a jej uroda stała się już nie tylko dziecinna (-), upajająca, bijąca od niej tak, jak bije ciepło od płomienia albo zapach od róży. Z kolei Jurand był rycerzem niezwyciężonym, postawy ogromnej, z płowym włosem i również płowymi wąsami (-) i jednym okiem barwy żelaza (drugie stracił w bitwie z Krzyżakami). Twarz miał piękną, lecz zarazem srogą, budzącą lęk i przerażenie u Krzyżaków, którzy zwali go „krawym psem”. Z kolei Mazowszanie nadali mu przydomek „straszny Mazur”.

Teraz możemy ocenić sami, czy wygląd naszych szczycieńskich bohaterów odpowiada wizji noblisty.

WSTYDLIWA SPRAWA

Jurand, Danuśka i rycerski orszak przybyli na koniach, a te jak wiadomo, momentami bywają nieobyczajne i wydalają na ulicę to, czego nie powinny. Oho! w tym roku znalazła się rada, gdyż nie wiadomo skąd pojawiły się pewne osoby ze specyficznym sprzętem i rach-ciach, było po kłopotach (zdjęcie poniżej). Już „Kurek” sposobił się do pochwał, już układał w myślach pełne uznania zdania o tym, jak to władze miasta pomyślały o wszystkim, nawet o tak wstydliwych detalach, gdy za kilka chwil musiał zrewidować swoją ocenę. Gdy tylko skończyła się ceremonia przekazania kluczy i burmistrz, nomen omen także Danuśka, wyzbyła się władzy na dni trzy, wybraliśmy się na mały spacer do nieodległych od placu Juranda stoisk i straganów, w tym oczywiście tych z żywnością. Patrzymy, a tu takie sceny: o mały włos piękna, młoda panienka wdepnęłaby, i to dosłownie, w niemałe kłopoty. Jak widać z tymi specyficznymi porządkami ograniczono się tylko do placu Juranda. Dalej każdy musiał radzić sobie sam.

TAŃCE ŁAMAŃCE

Innym znowu razem, mimo późnej pory, kiedy ze sporej podratuszowej sceny zaczęły płynąć donośne i taneczne dźwięki, część widzów, która zachowała jeszcze sporo energii i sił, uderzyła w pląsy. Stojący pod sceną mieli bodaj najlepiej, choć kostka brukowa nie jest tym podłożem, na którym akurat wychodzą dobrze posuwiste kroki. Ponadto panował tu duży ścisk, co pokazuje fotografia zamieszczona obok.

Co innego okolice ronda, tam panowały dużo lepsze warunki. Gładka asfaltowa nawierzchnia i spory luz wręcz zachęcały do tańców z figurami. Tutaj nareszcie można było popuścić wodze fantazji i rozbrykać się na całego. No, prawie na całego, gdyż swobodę ruchów w tym miejscu krępowały liczne, ale to liczne odpadki - rezultat całodziennych biesiad piwno-gastronomicznych. Aż dziw, że wszystkie te nieczystości chrzęszczące i pękające pod butami tancerzy balujących do trzeciej w nocy, rankiem kompletnie znikły. Znów można było dokazywać i śmiecić do woli.

ZEBRA POTRZEBNA OD ZARAZ

Rok szkolny za pasem, zatem pani Agnieszka z ul. Brzozowej pragnęłaby, aby przez ulicę Piłsudskiego, gdzieś blisko przystanku autobusowego urządzić przejście dla pieszych. Ma ona dziesięcioletniego synka, który chodzi do Szkoły Podstawowej nr 6, zatem codziennie (wyłączając oczywiście wakacje) musi przechodzaić przez ruchliwą drogę wylotową na Ostrołękę.

- Nie jest to bezpieczne - skarży się „Kurkowi”. Dodaje też, że obecnie przez tę ulicę gromadnie przechodzą dzieci, będące na koloniach letnich w Szczytnie, a udające się na stadion leśny. Pani Agnieszka oraz połączone siły mieszkańców ul. Brzozowej i Podleśnej monitowali w tej sprawie drogowców, ale nic nie wskórali.

Niestety, jak dowiaduje się „Kurek”, choć w najbliższych planach Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad jest przebudowa szosy na Rozogi, to jednak odcinek w okolicach torów zostanie w tej inwestycji pominięty i dlatego nie ma w planach urządzenia tu przejścia dla pieszych.

Urząd Miejski poparł postulat mieszkańców ul. Podleśnej i Brzozowej, zwracając się ze stosownym pismem do

GDDKiA, ale także bez skutku. Właśnie ze względu na to, że planowane roboty nie obejmą wspomnianego odcinka drogi. No i generalna klapa, czyli nici z planów mieszkańców wspomnianych ulic i to nie tylko względem ewentualnego przejścia dla pieszych. Jak widać na fotografii, po lewej stronie asfaltowej nawierzchni, nie ma tak na dobrą sprawę chodnika, a jest jedynie wydeptane pobocze. Mieszkańcy wspomnianych ulic liczyli na to, że w związku z przebudową jakiś trotuar jednak tu powstanie...

PARKOWE NIEBEZPIECZEŃSTWO

U schyłku ubiegłego tygodnia otrzymaliśmy sygnał, że w nadjeziornym parku przyległym do ul. Pasymskiej z jednego ze stojących tam drzew oberwała się gałąź. Kiedy „Kurek” zjawił się na miejscu zauważył, że istotnie, w poprzek głównej alejki leży spory konar, a na przyrządach i zjeżdżalniach ustawionych obok złamanego drzewa dokazuje spora grupka dzieci. Okazało się, że byli to koloniści aż z Krosna, a gałąź na szczęście spadła jeszcze przed ich nadejściem, tak że obyło się bez wypadku.