URWANY CHODNIK
We wsi Jeruty, gmina Świętajno, powstaje chodnik z prawdziwego zdarzenia. Inwestycja ta zaczęła się od przebudowania przystanku pod szkołą. Został on oddzielony od jezdni specjalną wysepką z barierkami, po to, aby dojeżdżające dzieci mogły bezpiecznie wsiadać czy wysiadać ze szkolnego autobusu, bądź na niego oczekiwać. Sam zaś przystanek ma ciekawą architekturę, odbiegającą na plus od tego, co zwykle widzimy w takich miejscach - fot. 1. Dla porównania posłużmy się innym zdjęciem, pokazującym przystanek autobusowy „Jeruty”, który zainstalowany jest przy szosie Szczytno - Rozogi i przypomina betonową budę - fot. 2.
Różnica w wyglądzie jest aż nadto widoczna. Powracając zaś do chodnika, to najpierw ułożono go pod szkołą, później zabrano się do jego układania pod wybranymi posesjami wiejskimi, gdyż przemiennie przebiega on po jednej lub po drugiej stronie głównej szosy. Do szczęśliwców, pod posesje których dotarł, należy m. in. rodzina Tumińskich, mieszkająca na końcu wsi, jadąc od strony Jerominów. Niestety, chodnik kończy się mniej więcej w 1/3 długości posesji.
- Czy znaczy to, że w tym miejscu jest koniec wsi, a dalsza część naszego obejścia leży już poza jej terytorium, czy może to jakieś niedopatrzenie w projekcie? - zastanawia się Urszula Tumińska.
Kiedy chodnik budowano pod posesją, była pewna, że dojdzie do głównej bramy i jeszcze kawałek dalej, do końca płotu, ale nic z tego. Teraz między krańcem eleganckiego trotuaru, a dalszą częścią posesji państwa Tumińskich pozostał spory zachwaszczony pas, no i jak to wygląda - fot. 3.
ZAGRACONA SUSZARNIA
W bloku na ul. Kętrzyńskiego 2 mieszka pani Teresa wraz z trzyosobową rodziną. Wiadomo jaki metraż mają łazienki w blokach budowanych w ubiegłym stuleciu (pokoiki także), więc jeśli zrobi się większe pranie nie ma gdzie go potem wywiesić, aby wyschło. Pozostaje co prawda przyblokowe podwórko, na którym są nawet sznury do suszenia, ale przy obecnie panującej aurze wywieszone rzeczy staną się jeszcze bardziej mokre niż były w chwili wyjęcia z pralki. Na szczęście jest jeszcze w bloku ogólnodostępna suszarnia w piwnicy. No to pani Teresa objuczona pościelą, różną bielizną i czym tam jeszcze udała się do tego pomieszczenia. Ciemno tu, ale mimo to rozwiesza pranie na linkach. Naraz łup! i zlatuje jej na głowę rower zawieszony gdzieś na ścianie, którego wcześniej nie dostrzegła w mrocznym wnętrzu.
Cóż, mimo guza na głowie rozwiesza dalej, ale nie bardzo jej to idzie, bo tu stoi jakaś stara pralka, tam pomieszczenie zagracają zapleśniałe fotele i oparte o ścianę żeliwne kaloryfery, itp., itd - fot. 4. Smaczku całej sprawie dodaje jeszcze coś, co wisiało na drzwiach bloku, a co zostało zastąpione pismem w sprawie odczytu liczników. O co chodzi? O wywieszkę tej treści - fot. 5. Termin na zrobienie porządków (8 czerwca 2009 r.) dawno minął, zaś TBS „Jurand” groźby swojej nie spełnił, gratów nie usunął i bieda... Jak nie było można wieszać prania w suszarni, tak i dalej nie idzie tego zrobić. Cóż, pani Teresa sama przeniosła zawalidrogi do sąsiadującego z suszarnią pomieszczenia byłej pralni. Nikt jej co prawda w obecnej dobie nie używa, bo każdy ma w domu odpowiedni sprzęt, ale teraz tu powstał bałagan i zagrożenie pożarowe istnieje nadal, co podajemy pod rozwagę TBS-owi „Jurand”. Takie oto perypetie rodzi brak należytych stosunków sąsiedzkich, niemożność zwykłego ludzkiego dogadania się z sobą w sprawie choćby zaprowadzenia porządków. A przecież, jeszcze do niedawna, wszyscy byli w dobrej komitywie, jak mówi nam pani Teresa.
INICJATYWA GODNA POCHWAŁY
Są już wakacje, więc młodzi ludzie powinni, a właściwie muszą mieć jakieś miejsca, aby podokazywać, pobawić się, pouprawiać sport. Dlatego godna pochwały jest inicjatywa budowania osiedlowych boisk, która daje się ostatnio zauważyć w naszym mieście. Niedawno, oprócz opisywanego boiska za ul. Lwowską, jeszcze nie całkiem skończonego, powstało inne przy ul. Łomżyńskiej. O ile to pierwsze powstaje przy współpracy ze służbami miejskimi, to drugie miejscowa młodzież i starsi wykonali sami. Fragment tego dzieła widać na zdjęciu - fot. 6. Stąd wiosek, że jak się chce, to można, choć jest tu mała uwaga. Cienkie, drewniane obramowania bramek wydają się dość delikatne i w czasie gry, tj. podbramkowego zamieszania, czy nawet uderzenia piłką mogą ulec złamaniu i, odpukać, aby nie stało się to przyczyną kontuzji jakiegoś gracza. Mimo to, jak się rzekło wcześniej, inicjatywa taka jest godna pochwały.
SŁOMIANY ZAPAŁ
Jest jednak w tej sprawie jeszcze inny aspekt. Otóż kiedyś za blokami stojącymi przy nowym, małym boisku istniało duże pełnowymiarowe boisko do gry w piłkę nożną, z metalowymi bramkami itp. Zostało ono zlikwidowane z powodu budowy kolejnych obiektów mieszkalnych. Wówczas mieszkańcy osiedla wystosowali pismo do Urzędu Miejskiego z prośbą o urządzenie nowego, bo akurat jest tu dobry teren nieopodal Banku Spółdzielczego. Miasto przystało na tę propozycję, teren został zniwelowany, bramki przeniesione, tylko, a działo się to dwa lata temu, mieszkańcy mieli dołożyć własnych starań i zagrabić wyrównany teren, aby można było obsiać go trawą. W wyznaczonym terminie mieli stawić się z grabiami, łopatami itp., aby wykonać coś w rodzaju społecznego czynu. I co? I nic. Jak mówi nam Krystyna Lis z Urzędu Miejskiego, nie zjawił się pies z kulawą nogą. Inicjatywa upadła i teraz to boisko wygląda tak - fot. 7. Jak widać na fotografii, mali chłopcy toną w wysokiej trawie bardziej niż po pas. Ich zdaniem tutaj właśnie powinno być boisko, bo jest dużo miejsca i dopiero tu można byłoby się wybiegać. To podblokowe ich zdaniem jest zbyt małe, poza tym na wskazanym przez dzieci terenie stoją solidne bramki i już jeden z chłopców demonstruje tę solidność, wspinając się na metalowy słupek. Słowem krytykują małe boisko, choć przy jego urządzaniu byli zaangażowani ich starsi bracia, no ale chcieliby właśnie takie, dużo większe. Na razie biegają pośród chwastów, bawiąc się w wojnę, zamiast uprawiać sport.