Czarne chmury odpłynęły znad głów przewodniczącego i wiceprzewodniczącego Rady Gminy w Dźwierzutach. Żaden z nich nie został pozbawiony stanowiska.
Dziewiąta z kolei sesja Rady Gminy w Dźwierzutach, która odbyła się w piątek 8 sierpnia, przebiegała głównie pod hasłem spraw personalnych.
Pierwszy z głosowanych wniosków dotyczył odwołania wiceprzewodniczącego rady Piotra Mieleckiego. Grupa dziewięciu radnych zarzuciła mu, że "polityka, którą się kieruje i jego działania stoją w sprzeczności z wizją rozwoju gminy reprezentowaną przez większość rady".
W rolę obrońcy wcielił się wójt Czesław Wierzuk, w krótkiej mowie przekonując zebranych, że wiceprzewodniczący aktywnie uczestniczy w życiu gminy.
- Interesował się i nadal interesuje sprawą budowy sali sportowej. Poparł mnie w tej kwestii i być może ten incydent zaważył na tym, że złożony został wniosek o odwołanie - mówił wójt.
Trudno dociec, czy wójtowa argumentacja była przekonująca, ale z grona wnioskodawców dwóch się wycofało. Ostatecznie za odwołaniem Mieleckiego opowiedziało się siedmiu radnych. Tylu samo było przeciwnych, a jeden wstrzymał się od głosu.
Tym sposobem wiceprzewodniczący utrzymał się na stanowisku, wniosku bowiem nie poparła wymagana bezwzględna większość, czyli ośmiu radnych.
W drugim głosowaniu, dotyczącym odwołania przewodniczącego rady Leszka Deca, nastąpiła niemal "powtórka z rozrywki". Za pozbawieniem go funkcji opowiedziało się siedmiu radnych, ośmiu natomiast było przeciw. I w tym przypadku wniosek upadł, a Leszek Dec nadal będzie kierował radą, choć wśród stawianych mu zarzutów, złożonych przez czterech radnych jest i taki, który mówi, że przewodniczący czyni to niewłaściwie i lekceważąco. Do służbowych wad przewodniczącego należał też brak zainteresowania sprawami gminy oraz uzależnianie decyzji publicznych od załatwienia spraw prywatnych.
Do zarzutów swoje "trzy grosze" wtrącił też wójt Wierzuk, w tym przypadku wytaczając ciężkie działa.
Skarżył się zarówno służbowo, jak i prywatnie. Ubolewał między innymi nad faktem, że składane przez niego projekty uchwał nie trafiają pod obrady sesji przez pół roku, co utrudnia bieżące funkcjonowanie gminy, urzędu i jednostek podległych. Agresywna forma kontroli, prowadzona przez komisję rewizyjną i zarzuty, stawiane pracownikowi Urzędu Gminy, który żadnej winy nie ponosił - zdaniem wójta spowodowały, że ów pracownik (mowa o Jerzym Szczechowiczu, który zaginął 4 czerwca br.) psychicznie nie wytrzymał szykan.
- Wszyscy wiemy, że w połowie dnia pracy wyszedł i nie ma po nim śladu. Nawet nie wiadomo, czy żyje - mówił wójt dodając, że na takie traktowanie nikt nie zasłużył.
Największą wójtową bolączką jest to, że szykany kierowane są nie tylko bezpośrednio do niego, ale i członków rodziny.
- Spotkała mnie tragedia w życiu, a i tak doniesiono na mnie do Komendy Wojewódzkiej Policji. Przesłuchiwani są sąsiedzi, mieszkańcy Dźwierzut, czy to ja pobiłem żonę, czy też był to wypadek - mówił dodając, że ataki na jego osobę przekraczają granice wszelkiej przyzwoitości. Ostrzegał, że w obronie własnej godności zwróci się do odpowiednich instytucji ze stosownymi wnioskami.
Wyjaśnić w tym miejscu należy, że małżonka wójta Wierzuka od długiego już czasu przebywa w jednym z olsztyńskich szpitali. Jak powiedział "Kurkowi" Czesław Wierzuk, nieszczęśliwie zachłysnęła się przy jedzeniu. Usunięto dławiący kęs, a wezwane pogotowie przeprowadziło skuteczną akcję reanimacyjną. Czas niedotlenienia był jednak zbyt długi, co spowodowało, że żona wójta pozostaje w śpiączce, a szanse na wyjście z tego stanu są znikome.
Halina Bielawska
2003.08.13