Tym razem, jako tytuł, wykorzystałem fragment tekstu jednej z piosenek Wojciecha Młynarskiego. To dlatego, że czasy się zmieniają i my razem z nimi, co zresztą zauważyli już starożytni. O tych zmianach naszych nawyków chcę napisać z perspektywy dzisiejszej.
Z tym, że nie będę opowiadał o problemach egzystencji wynikających z bieżącej polityki, czy zmian w zasadach etyki. Interesuje mnie wyłącznie to, co zmieniło się w sposobach spędzania czasu wolnego. Czyli w jaki sposób wypoczywamy, to jest, mówiąc językiem współczesnym, relaksujemy się. W tej dziedzinie nastąpiły ogromne zmiany, a ja zamierzam opisać te, które obserwowałem osobiście, podczas kilkudziesięciu lat mojego żywota. Ten temat, ponad trzydzieści lat temu, poruszył w swojej piosence, wymieniony na wstępie Młynarski. On sam mówił o swoich utworach, że są to felietony zapisane w formie piosenek. Zacytuję szerszy fragment tekstu, niż ten, który wykorzystałem jako tytuł: W co się bawić, w co się bawić, tych wątpliwości nie rozwieje żadna wróżka. Kopciuszek dawno przestał grać w inteligencję, inteligencja też nie bawi się w Kopciuszka. Oto licencja poetica, ale poniekąd także i wróżba, bo ten świat nadal tak wygląda.
Ładnych kilka lat temu napisałem felieton o podwórkowych grach i zabawach dziecięcych, albo też młodzieżowych, w okresie tużpowojennym, czyli w latach pięćdziesiątych. Przypomniałem moim czytelnikom - rówieśnikom nasze zabawy. W dzisiejszych wspomnieniach niemal kultowe. Jeśli chodzi o Warszawę (tam mieszkałem), to wciąż bawiliśmy się pośród ruin, albo na placach budowy. Ciekaw jestem, czy ktoś jeszcze pamięta grę w „zośkę”, albo „pikuty”? No, ale nie będę powtarzał się w dzisiejszym felietonie, zatem rozszerzę zakres rozrywek poza podwórko. To znaczy o relaksowanie się w zaciszu domowym, w czasach, kiedy jeszcze nie było telewizorów, a także nieco później, gdy były one rzadkością. Co do komputerów, to mało kto o nich słyszał. Zatem co też można było robić w zaciszu domowym po powrocie z pracy, lub ze szkoły?
Poza czytaniem, należało jakoś spędzać czas wspólnie z rodziną. Zatem zbiór gier wszelakich był czymś oczywistym w każdym domu. Przede wszystkim karty oraz gry planszowe. Co do kart, to pośród dorosłych brydż był tak niezwykle popularny, że jak sądzę, na pięć osób, co najmniej troje spędzało całe popołudnia, a nawet noce przy zielonym (niekoniecznie) stoliku. No, ale i młodzież, a ja się do niej zaliczałem, także spędzała mnóstwo czasu przy kartach. Zwłaszcza podczas wakacyjnych wypoczynków, gdy pogoda nie dopisała. No to graliśmy. W tysiąca, w kierki, makao, albo garibaldkę (to w dwie osoby). W domu, życzliwi rodzice też czasem zasiadali do gry ze swoją młodzieżą. No a poza kartami prym wiodły gry planszowe. Gry poważne, czyli przede wszystkim szachy, przetrwały do dzisiaj. Podobnie warcaby, znacznie łatwiejsze, uwielbiane, w tamtych latach, przez młodzież szkolną. Ale kto dzisiaj pamięta takie bardzo proste zabawy jak gra w chińczyka i podobne rozrywki planszowe z udziałem pionków i kostek? Pamiętam, że pośród innych planszowych zadań wyróżniała się halma. To był taki trochę wyższy, planszowy poziom.
Jeśli chodzi o młodzież, to warto wspomnieć szereg gier wymagających pisania na kartkach. Na przykład taki trochę jakby pierwowzór kwizów, czyli zabawa nazywana grą w inteligencję. Przygotowywało się kartki z pytaniami w rubrykach typu: sławny człowiek, państwo, miasto, rzeka i pełno jeszcze innych. Następnie losowało się literę, od której miało zaczynać się żądane tabelką słowo i… Do roboty młodzi intelektualiści. Przypomnę jeszcze grę w bitwę morską, Na papierze w kratkę rysowało się prostokątne okręty (każdy na kartce swojej), a potem, korzystając z oznakowania pionu i poziomu literami oraz cyframi, strzelało się do przeciwnika (nie widząc jego kartki). I słychać było takie, na przykład odzywki: „strzelam na B-3” i odpowiedź: „Trafiony zatopiony”.
Jak wyglądają dzisiejsze domowe rozrywki? Oczywiście zupełnie inaczej. Komputery, smartfony i tym podobne cuda informatyki. Zgodnie z tak zwanym duchem czasu. Ale co do przeszłości, to chyba jeszcze odezwę się pod hasłem „co dorośli robili niegdyś poza domem, a co robią dzisiaj”.
Andrzej Symonowicz