Trasa: Szczytno-Jerutki-Świętajno-Kolonia-Racibór-Babięta-Tatarski Szlak-Szczytno.
Ilość kilometrów: 60.
To była wymarzona pogoda na dłuższą wyprawę rowerową, słoneczko za chmurkami, rześki wietrzyk - ruszamy na kolejne spotkanie z przygodą. Początkowo jedziemy ostrołęcką szosą, by w okolicach Młyńska skręcić na Jerutki i dojechać do Świętajna. W Świętajnie robimy pierwszy postój tradycyjnie na pomoście. Obserwujemy gołębie spacerujące po balustradzie i właśnie za sprawą tych ptaków dostrzegamy Fitnes Park. To firma NOVUM na świeżym powietrzu zafundowała fajne miejsce do ćwiczeń. Natychmiast tam się przenosimy i oddajemy ćwiczeniom. Zaliczywszy wszystkie stanowiska jedziemy dalej. Tymczasem pogoda się wyklaruje i znów niepodzielnie zapanowało upalne lato. Postanawiamy zrobić dłuższy popas w miejscowości Racibór nad jeziorem Świętajno. Byliśmy tam niedawno, a czysta woda i zadbana plaża skłoniła do powrotu. Tym razem nie jest tak tłoczno, mamy nawet do wyłącznej dyspozycji stolik i ławki. Jezioro kusi czystością, pływamy i po prostu czujemy się jak ryby w wodzie. Po kąpieli siedzimy na pomoście i obserwujemy prawdziwe ryby, które chyba nawykłe do obecności
człowieka z gracją popisują się przed nami. Nie mamy wędek, ale mamy wielką ochotę na rybę. W taki oto prosty sposób rodzi się zamysł, by na rybkę pojechać do Czarciego Młyna w Babiętach. Słowo się rzekło – rybka na patelnię. Bardzo szybko pokonujemy trasę Racibór – Babięta. Kierujemy nasze rumaki nad brzeg rzeki, w sławetnym barze zamawiamy trzy liny, pstrąga i okonia. Jesteśmy w urokliwym zakątku, mamy do dyspozycji hamak, huśtawki, zadaszoną wiatę oraz pomost ze stolikami. Jak na „Kręcioły” przystało kręcimy się po całym cudownie przemienionym w bar terenie, a to przysiadamy na huśtawce, a to odpoczywamy na hamaczku, a to chwilkę pod wiatą, by zacumować na pomoście, patrzeć na przeprawę kajakowiczów i cierpliwie czekać na jedzonko. A na naszych oczach niekończąca się opowieść, bowiem kajakowicze przenoszą kajaki i właśnie spod Czarciego Młyna płyną dalej. Wielu z nich cumuje przy brzegu, by tak jak my zjeść coś pysznego. Obserwujemy zachowania wodniaków, płyną młodzi, płyną starzy, płyną grubi, płyną chudzi... cała plejada gwiazd, a wszystkich łączy jedna wielka radosna pasja. Patrząc na pomykające po wodzie kajaki postanawiamy, że i my mając na wyciągnięcie wioseł krutyński szlak, też być może we wrześniu, a może za rok wybierzemy się do Sorkwit, by pokonać urokliwą trasę. Po 20-tu minutach na stole pojawiają się nasze dania. Ryby są wyśmienite, wspaniale przyrządzone i wysmażone. Po prostu w Czarcim Młynie – niebo w gębie. Delektujemy się niebiańskim smakiem. Ale wszystko, co dobre ma swój kres – czas powrotu. Wracamy szosą, by po przejechaniu kilku kilometrów skryć się w cieniu drzew Tatarskiego Szlaku. Drzewa dały upragniony chłodek, rybki zaspokoiły głodek. Pięknie jest w plenerze na rowerze.
Grażyna Saj-Klocek