Po trwających ponad rok ograniczeniach i lękach związanych z epidemią koronawirusa sytuacja stopniowo wraca do normy. Przekonać się o tym można chociażby na szczycieńskim targowisku. W minioną sobotę tętniło ono życiem, choć może nie w każdym miejscu – o czym za chwilę.

W dzień targowyNiegdyś w naszym mieście mieliśmy dwa dni targowe: wtorek i piątek. Uruchamiano nawet w tych dniach specjalne połączenia autobusowe z ościennych miejscowości, by na rynek można było przyjechać i coś sprzedać lub kupić. Czasy się zmieniły, autobusem do części wiosek nie dojedziemy wcale albo zrobimy to ze sporymi kłopotami. Targowisko jednak przetrwało i choć praktycznie wszystko dziś można nabyć (często taniej) w tym czy innym sklepie, chętnych do zakupów pod chmurką nie brakuje (fot. 1) . Jak wspomnieliśmy, jeszcze nie tak dawno szczycieński rynek ożywał tylko we wtorki i piątki. Jakiś czas temu targowa stała się u nas sobota i to właśnie w tym dniu odwiedziliśmy targowisko. Już przed godziną dziesiątą niełatwo było znaleźć miejsce do parkowania. Zastawiona była praktycznie cała ul. Żeromskiego. Część kierowców naginała przepisy, parkując wbrew znakom zakazu tam, gdzie znajdował się kawałek wolnej przestrzeni. Zmotoryzowani wciskali swe auta na dozwolone miejsca w okolicach garaży przy ul. Targowej (fot. 2).

A potem szukali potrzebnych im towarów na licznych stoiskach. Można było kupić chociażby truskawki w cenie rozpoczynającej się od 20 zł za kilogram. Na prawdziwy smak połączony z trochę niższą stawką trzeba jeszcze trochę poczekać. Klimat targowiska współtworzyli w minionych latach głośno zachwalający swoje towary niektórzy z handlujących czy mężczyzna grający na akordeonie. Tych akcentów w sobotę akurat nie słyszeliśmy, ale nie zabrakło za to osób handlujących przy wejściu bukiecikami konwalii czy domowymi przetworami. Zysk wprawdzie z tego niewielki, ale bez takich drobnych handlarzy rynek nie byłby rynkiem.

Na targowisku zwraca uwagę większa hala, która niemal w całości jest pusta (fot. 3) . To niewątpliwie efekt wygórowanej opłaty za prowadzenie sprzedaży na tych zadaszonych stoiskach. Nierozwiązana od ponad siedmiu lat jest kwestia umieszczenia odpowiednich bocznych osłon. Przytwierdzone i tu ówdzie płaty brezentu są już mocno postrzępione (fot. 4).

 

 

Aby zapoznać się z pełną treścią artykułu zachęcamy
do wykupienia e-prenumeraty.