Skończyły się czasy rewolucji w łonie SLD, przynajmniej na szczeblu powiatowym. Do pełnienia kluczowych funkcji przez najbliższe cztery lata zostali zgłoszeni jedynie słuszni kandydaci i jednogłośnie wybrani, a partyjne władze wyższego szczebla rozpływały się w zachwycie nad zgodą i jednością, jakie znów zapanowały w Szczytnie.
Powiatowy Zjazd SLD, trzeci już z kolei, który miał miejsce w niedzielę, 9 marca, nie przyniósł niespodzianek. W przeciwieństwie do zjazdu sprzed niespełna półtora roku, tym razem nikt nikogo o nic nie oskarżał, żadna legitymacja partyjna nie została rzucona, nie było też buntowniczego opuszczania sali przez delegatów.
Powiatowej lewicy nadal szefował będzie Krzysztof Mańkowski, któremu tę funkcję powierzono jednogłośnie (pobił on tym samym swego grodzkiego odpowiednika Andrzeja Kijewskiego, któremu podczas zjazdu miejskiego dwóch delegatów poparcia odmówiło). Wymieniono sekretarza Rady Powiatowej SLD, bowiem piastującego tę funkcje dotychczas Bogdana Nowaka zastąpił Jerzy Senderowski. Wszyscy radni powiatowi "z urzędu" weszli w skład Rady, uzyskując akceptację, choć różną liczbą głosów 62 uczestniczących w zjeździe delegatów (Kijewski - 60, Kudrzycki - 61, Olczyk i Szczepanek - po 62). Do tak ustalonego "trzonu" Rady Powiatowej SLD wybrano jeszcze 13 dalszych osób. Z tej w sumie "19" na pierwszym posiedzeniu wyłoniony zostanie 7-osobowy zarząd. Jak na wyborczy zjazd przystało, wyłoniono także 5-osobową komisje rewizyjną oraz wytypowano delegatów na zjazd wojewódzki.
Sposób na przychylność
- Zawsze możemy liczyć na pana wojewodę i bardzo dobrze, że jest on jednocześnie szefem partii. Dziękujemy panu wojewodzie za poświęcony nam czas i przychylność. Mamy nadzieję, że nadal będzie o nas pamiętał - nie żałował wazeliny dla obecnego na zjeździe wojewody Stanisława Szatkowskiego Andrzej Kijewski. "Czołobitną" wdzięczność, głównie za pojawienie się w Szczytnie, okazywano także posłowi - ministrowi Tadeuszowi Iwińskiemu, marszałkowi Andrzejowi Ryńskiemu i senatorowi Wiesławowi Pietrzakowi. Każdy z przedstawicieli wyższego partyjnego szczebla miał swoje "pięć minut".
Unijna agitacja
Najdłużej trwały one w wykonaniu posła - ministra Iwińskiego, który gratulował powiatowym, szczycieńskim strukturom rozrostu, a Mańkowskiemu - uzyskanego poparcia. Negatywnie odniósł się do wyniku wyborów samorządowych, ganiąc lokalny SLD.
- Zostały popełnione poważne błędy wyborcze jeśli chodzi o miasto - mówił Iwiński podkreślając, że już drugi raz z rzędu SLD nie obsadziło głównego miejskiego fotela. - Mam nadzieję, że za trzy lata będziemy mieli lewicowego burmistrza w Szczytnie, a także w Pasymiu.
Odnosił się do partyjnej liczebności stwierdzając, że ilość nie zawsze idzie w parze z jakością.
- Są tacy, którzy przychodzą po to, by coś zrobić i ci, którzy lewicują dla własnych partykularnych, egoistycznych celów. I trzeba ich odróżnić - mówił poseł. Zarówno jego, jak i kolejnych mówców, główne myśli krążyły wokół zbliżającego się unijnego referendum i roli SLD w jego przygotowaniu.
- Zostało nam niecałe sto dni. Jeśli referendum nie wyjdzie, to będzie przegrana całego kraju - podkreślał Tadeusz Iwiński. Aktywny udział w samym głosowaniu i intensywne krzewienie idei prounijnej uznał (nie tylko on zresztą, ale i wszyscy zjazdowi goście) za główne zadanie wszystkich lewicowych działaczy na każdym szczeblu. - Jeśli frekwencja będzie niewystarczająca, to oczywiście znajdzie się inny sposób. Akcesja z pewnością uzyska większość 2/3 w sejmie i senacie - uspokajał jednocześnie. - Ale byłoby lepiej, gdyby przesądziło o niej referendum.
Wojewódzkie profity
O tym, że jak bardzo korzystny jest fakt, że rząd i warmińsko-mazurskie władze mówią politycznie jednym głosem, przekonywali zebranych wojewoda Szatkowski i marszałek Ryński.
Pierwszy chwalił się tym, że "jego" budżet wzrósł od początku br. o ponad 30 mln zł, przeznaczonych głównie na opiekę społeczną. Zapewniał, że jak dotychczas, premier nie odmówił żadnej jego prośbie. Drugi natomiast informował o setkach milionów euro, jakie spłyną na teren województwa, jeśli tylko samorządy lokalne zbiorą się "do kupy" i wymyślą sposób na ich "przerobienie".
- Jeśli się dobrze przygotujemy i znajdziemy zabezpieczenie w naszych budżetach, to można zakładać, że do regionu wpłynie około 260-270 mln euro, które trzeba dobrze wykorzystać - mówił warmińsko-mazurski marszałek nawołując do przygotowywania dużych, inwestycyjnych projektów. - Znakomitym pomysłem jest np. systemowe rozwiązanie gospodarki odpadami. Mogą one dotyczyć także modernizacji układów komunikacyjnych - podpowiadał zapewniając, że wszystkie takie inicjatywy będą wspierane przez zarząd województwa i przeze niego osobiście.
Koleżeńskie wsparcie
- Przyjaciół poznaje się w biedzie - zagaił Andrzej Kijewski nawołując o finansowe wsparcie jednego z długoletnich miejskich lewicowców. - Niespodziewanie poważnie się rozchorował i potrzebuje pomocy - tłumaczył.
Apel padł na podatny grunt. Do kwestarskiej puszki, na którą ad hoc przerobiono urnę do głosowania, zebrani na sali włożyli w sumie nieco ponad 750 zł. Kolejne 300 zł dołożył Mariusz Stachowicz z Jedwabna, kupując w licytacji eseldowski kalendarz.
Halina Bielawska
2003.03.12