Pospolity szarak, nieodzowny i wydawałoby się nie zagrożony, stał się rzadkim elementem mazurskiej przyrody. Myśliwi starają się przeciwdziałać zagrożeniu.
Na życie zająców w najmniejszym stopniu dybią myśliwi. Do radykalnego, dramatycznego wręcz zmniejszania się populacji przyczyniają się kłusownicy, drapieżniki lądowe (lisy) i ptaki drapieżne. Ostatnio także wirus (EBHS), a nawet... byłe PGR-y i rolnicy. Po PGR-ach pozostały do dzisiaj wielkopowierzchniowe ugory - tereny nie sprzyjające rozwojowi zająca, a intensyfikacja upraw rolniczych oraz wzmożona mechanizacja i chemizacja również nie służą dobrze długouchym, bo w ten sposób niszczone jest ich naturalne środowisko. W dodatku prowadzona na terenie naszego województwa akcja szczepienia dzikich zwierząt leśnych przeciw wściekliźnie, spowodowała m.in. wzrost pogłowia lisa. A ten - wiadomo - jest naturalnym wrogiem zająca.
Wszystkie te czynniki złożyły się na to, iż pospolity szarak, nieodzowny i wydawałoby się nie zagrożony, stał się rzadkim elementem mazurskiej przyrody.
Aby nie dopuścić do całkowitego wyginięcia tego gryzonia, członkowie koła łowieckiego "Ryś" w Dźwierzutach, jako pierwsi w województwie, postanowili mu pomóc i opracowali "Program przywrócenia bioróżnorodności gatunków zwierzyny drobnej, charakterystycznej dla krajobrazu Warmii i Mazur". Głównym celem programu zakrojonego na lata 2002-2005 jest ochrona zająca w rejonie miejscowości: Trelkowo, Jabłonka, Olszewki Mazurskie i Linowo. W sumie ok. 2800 ha terenu stanowiącego obwód łowiecki nr 112. Wedle myśliwskich szacunków na tej powierzchni od 10 lat utrzymuje się zaledwie 5-8 zajęcy na 100 ha. W ostatnich latach następuje stopniowy wzrost populacji.
Już teraz w ramach realizacji programu, wśród wielu innych działań, buduje się dla zajęcy tzw. remizy, czyli coś w rodzaju zagród z zadaszeniami, aby uniemożliwić ptakom drapieżnym atak na szaraki z powietrza. Powstają paśniki dla szaraków i innej drobnej zwierzyny. Planowane jest też zatrudnienie dodatkowego strażnika łowieckiego, aby wzmóc ochronę zajęcy przed kłusownikami.
Pomocny w realizowaniu programowych zadań jest Wojewódzki Fundusz Ochrony Środowiska, któremu prezesuje Adam Krzyśków. Instytucja ta refunduje część kosztów, albowiem wydatki są dość spore. W ubiegłym roku wyniosły one 32 620 zł, zaś w 2004 sięgną już 94 760 zł, mimo że większą część prac wykonują członkowie koła "Ryś" wraz z rodzinami i młodzieżą szkolną.
Hubert Jasionowski
2003.06.25