Burmistrz Lucyna Kobylińska będzie nadal kierować pasymskim samorządem. Do jej odwołania zabrakło zaledwie 153 głosów.
W niedzielę 7 grudnia pasymianie ruszyli do urn. Największa frekwencja była w samym Pasymiu, w ośrodkach odleglejszych od centrum gminy chętnych do udziału w referendum było znacznie mniej. Ostatecznie udział w referendum wzięło 1026 osób z grona 3929 mieszkańców uprawnionych do głosowania, co dało frekwencję na poziomie 26,11%.
Z 1010 osób, które oddały głosy ważne, 887 (88%) opowiedziało się za odwołaniem burmistrz Kobylińskiej, 123 - optowały za pozostawieniem jej na zajmowanym stanowisku.
Ponieważ do urn wyborczych nie poszła wymagana przepisami liczba 30% wyborców, czyli 1180 osób, referendum w Pasymiu uważa się za nieważne. Do jego ważności zabrakło 153 uczestników głosowania.
Jak się "Kurek" dowiedział w Wojewódzkim Biurze Wyborczym, tak wysoka frekwencja przy nieudanych referendach zdarza się niezwykle rzadko. W przypadku ponad 20 referandalnych głosowań na terenie województwa warmińsko-mazurskiego od czasu powstania samorządów lokalnych, tylko raz - w Rybnie - sięgnęła 27%.
Burmistrz Lucyna Kobylińska nie chce komentować wydarzeń.
- Jestem na urlopie. Ostatnie dni były bardzo stresujące i chcę naprawdę odpocząć. Dziś nie udzielam żadnych wywiadów - powiedziała "Kurkowi" w poreferendalny poniedziałek.
Nieuchwytni też byli główni "sprawcy" pasymskiego referendum, najaktywniejsi członkowie grupy inicjatywnej Włodzimierz Brzozowski i Wiesław Nosowicz.
Pasymski wynik z pewnością cieszy burmistrz Kobylińską. Oponenci plują sobie w brodę, bo tak niewiele brakowało. Wynik ten stanowi też swoiste ostrzeżenie, głównie dla szefowej gminy. Świadczy bowiem o tym, że liczba niezadowolonych w Pasymiu nie jest wcale tak mała, a referenda można przeprowadzać co rok.
(hab)
2003.12.10