WALENTYNKI

Walentynki

Walentynki, jako święto miłości, całkiem niedawno przywędrowały w nasze strony. Ich tradycja wywodzi się z zachodu oraz z Ameryki. W zachodniej Europie obchodzone są już od czasów średniowiecznych, kiedy zauważono, że właśnie w połowie lutego ptaki i inne zwierzaki łączą się w pary. To zrodziło przekonanie, że i w przypadku człowieka najlepiej zaloty rozpocząć właśnie w tym czasie i zawiązać narzeczeństwo. Miało to gwarantować długie i szczęśliwe przyszłe pożycie małżeńskie. Ba, w naszym kraju, a już na pewno na Mazurach da się zauważyć sporą klimatyczną nietrafność takiej kalendarzowej lokalizacji święta miłości. Przypada bowiem ono na sam środek najzimniejszego u nas miesiąca w roku, co tu ukrywać, mało sprzyjającgo budzeniu się miłości. Te właśnie okoliczności służą za argument przeciwnikom walentynek, którzy twierdzą, że na tym właśnie przykładzie dobrze widać głupotę bezkrytycznego małpowania obyczajowości zachodu. Mało tego, dodają oni, że mamy przecież w tradycji stare słowiańskie święto miłości

- Noc Kupały, inaczej zwane Kupalnocką, które obchodzone jest na początku lata (21 czerwca), w porze roku pełnej ciepła, życia i płodności. Cała zaś ta otoczka okołowalentynkowa - wysyłanie sobie kartek - fot. 1, wręczanie prezencików to, zdaniem przeciwników, sprawka kupców oraz sklepikarzy, którzy wymyślili to wszystko po to, aby pobudzić stagnację handlową, jaka panowała między Bożym Narodzeniem a Wielkanocą, by nabić sobie w ten sposób kabzę.

Jakby nie było, obiektywnie patrząc na sprawę można, a właściwie należałoby dodać, że prawdziwej miłości nigdy nie za wiele, zatem najlepiej święto zakochanych obchodzić dubeltowo, tak w walentynki - 14 lutego, jak i w Noc Kupały - 21 czerwca, a jeszcze lepiej w każdy dzień roku, czy to świąteczny, czy powszedni. Oj, jaki piękny byłby wówczas świat!

PIESKA DOLA

Bez jedzenia i picia

Przy czym gdy mowa o miłości, to nie zapominajmy, żeby obdarowywać nią nie tylko inne osoby, ale też i zwierzaki. Od dwóch już bodaj numerów powtarzane jest w „Kurku” ogłoszenie o piesku znalezionym w lesie, który szuka nowego pana, czyli zwyczajnej ludzkiej miłości. Na zwierzaka natrafił pewien mieszkaniec Szczytna, który podróżował leśną drogą zaraz za wsią Grom. W pewnej chwili w głębi lasu, ale dość blisko drogi zauważył przywiązanego do drzewa psa. Nie mógł zdzierżyć tego widoku i pieska czym prędzej odwiązał, sądząc, że ten dalej już da sobie radę. Niestety, kiedy kilka godzin później wracał tą samą trasą, prawie w tym samym miejscu ponownie spotkał pieska, który bezradnie stał przy skraju drogi, jakby nie wiedział, w którą stronę świata ma iść. Mimo to nasz podróżny pojechał dalej, ale kiedy był już w domu o całym tym zdarzeniu opowiedział żonie. Ta poprosiła go, aby czym prędzej zawiózł ją do tak okrutnie potraktowanego zwierzaka. Choć upłynął już następny spory kawałek czasu, pieska odnaleziono w tym samym miejscu, na skraju leśnej drogi. Został zabrany do domu, napojony i nakarmiony. Badający go weterynarz stwierdził, ze pies jest skrajnie wyczerpany i odwodniony. Musiał przebywać na uwięzi w lesie kilka dobrych dni, obywając się bez jedzenia i picia. Od śmierci z powodu odwodnienia uratowało go to, że w lesie leżał śnieg. Pies posilał się nim, pozyskując w ten sposób bezcenną wodę. Małżeństwo, które uratowało czworonoga, nie mając warunków do trzymania sporego dość pieska u siebie w mieszkaniu, zmuszone było oddać go do miejscowego schroniska, gdzie przybywa do dzisiejszego dnia - fot. 2.

Zwierzak jest bardzo sympatyczny i niezwykle łagodny, mimo tak okrutnych przeżyć. Nadal wygląda na wychudzonego, choć w schronisku nabrał już sporo wagi.

Włochate czworaczki

Ten sam człowiek, który wymyśla i obchodzi rozmaite święta miłości, potrafi być równocześnie niezmiernie okrutny i jeśli już nie w stosunku do bliźnich, to wobec zwierząt. Tak jak to mieliśmy w przypadku opisanym powyżej. Niestety, kilka dni później do miejscowego schroniska trafiły kolejne zwierzaki. Tym razem podrzucono pod bramę cztery prześliczne szczeniaczki. Teraz, w młodym wieku przypominają one włochate kulki turlające się po sianku w wielkiej drucianej skrzyni, w której obecnie przebywają. Kiedy zmęczą się szczenięcym dokazywaniem, zasypiają. Robią to razem, w kupie, kładąc się jeden na drugim, co arcyzabawnie wygląda. Mają strawy i napitku dostatek, ponadto przebywają w cieple, bo skrzynia stoi w ogrzewanym pomieszczeniu socjalnym schorniska. Kiedy się przebudzą i są nieco zdezorientowane, tulą się wzajem do siebie - fot. 3. Nie trwa to jednak długo, bo zaraz przystępują do rozmaitych zabaw. Jak ich pobratymiec z lasu, także czekają na swojego pana lub panią, na zwykłą ludzką miłość. Trzeba jednak dodać, że pieski mają drobną dolegliwość - małe przepukliny na brzuszkach. Wolna od tego schorzenia jest tylko suczka, jedynaczka w tej gromadzie, za to wyglądająca na najsilniejszą i najbardziej żywą. Badający te psie czworaczki pan weterynarz orzekł, że schorzenie nie jest groźne i powinno w miarę dorastania samo ustąpić. Jeśli jednak nie, to pieski czeka zabieg operacyjny, ale nieskomplikowany i całkiem bezpieczny. Przepuklinki powstały prawdopodobnie od tego, że porzucone szczeniaczki zbyt głośno i zbyt długo przyzywały pomocy. Ta znikąd nie nadchodziła i w ten sposób nadwerężyły sobie przepony.

NIE MA TO JAK FERIE

Ponieważ nie tak dawno pisaliśmy o bogatej ofercie na zagospodarowanie czasu wolnego od nauki w okresie ferii zimowych, postanowiliśmy dyskretnie sprawdzić, czy wszystko odbywa się tak jak to było zapowiedziane. Czy aby dzieci i młodzież szkolna się nie nudzą? Wyszło na to, że nie. Nie ma mowy o nudach, zaplanowane zajęcia przebiegają wedle przygotowanych wcześniej grafików i wszystko jest w porządku. Uczestnicy szkolnych zimowisk są zadowoleni, twierdząc, że nie ma to jak ferie zimowe.

- Tak szkolne zajęcia mogłyby wyglądać przez cały rok - zapewniali „Kurka”. No tak, ale oprócz, zabaw i wycieczek muszą przecież nabyć niezbędnej wiedzy.

Pogoda jest w kratkę, lecz trochę śniegu jeszcze leży, więc dotychczas zaplanowane zimowe zabawy na powietrzu także mogły się odbyć. Udane były wyjazdy do Mikołajek, wyprawy do otulonego śniegiem lasu i temu podobne wycieczki. Dłuższy czas „Kurek” zatrzymał się w szczycieńskim MDK-u, gdzie spora gromadka dzieci odbywa rozmaite zajęcia, plastyczne - fot. 4, rzeźbiarskie, grywa w gry planszowe, ping-ponga, ogląda bajki oraz pełnometrażowe filmy pod czujnym okiem opiekunów- instruktorów.

Tutaj zajęcia trwają najdłużej, już od rana aż do godziny 19.00. Dzieci są grzeczne, przynajmniej tak zachowywały się w trakcie naszej wizyty. Potwierdzają to zresztą instruktorzy.

- Moi podopieczni zachowują się nienagannie, chyba że już minie kilka dobrych godzin, to zaczynają nieco brykać po całym MDK-u, mając zapewne dość siedzenia w jednym miejscu - powiedział nam Michał Grzymysławski.

No tak, ale gdy w perspektywie jest seans bajkowy lub filmowy, który zaczyna się przeważnie około godz. 17.00, dzieci wkrótce zasiadają grzecznie na sali widowiskowej.

WALENTYNKI

Pierwsze spotkanie organizacyjne wyborów miss naszego powiatu nie wypadło najlepiej. Nie żeby kandydatki były jakieś nie takie, coś miały z figurą, albo posiadały inne mankamenty. Wprost przeciwnie, były piękne, tyle że stawiły się tylko dwie! Trochę to mało, stąd nasz apel do wszystkich pięknych dziewcząt w naszym powiecie, a przecież mieszkają w nim tylko takie, aby śmielej zgłaszały się do konkursu Miss Polonia 2009.

- Miejmy nadzieję, że to złe miłego początki - powiedział „Kurkowi” Andrzej Materna, dobry duch miejscowej edycji wyborów Miss Polonia, które noszą nazwę Miss Ziemi Szczycieńskiej. Dodał, że jest tak co roku. Na początku dziewczęta zgłaszają się jakoś opornie, ale potem na spotkania przychodzi ich coraz więcej i więcej, tak że w końcu uzbiera się odpowiednia grupka.

No, ale lepiej dmuchać na zimne, zatem stąd nasz apel. Już nie chodzi o to, aby od razu nastawiać się na zdobycie korony najpiękniejszej, ale tak jak w olimpiadzie, o sam udział. Jest to bowiem wielka przygoda i dla niej samej warto wystartować, bo będzie potem o czym opowiadać dzieciom i wnukom. Przy okazji można nabyć obycia scenicznego, docenić bardziej samą siebie, nie mówiąc już o całej tej otoczce wyborów, poznawaniu nowych koleżanek, ewentualnym nawiązywaniu przyjaźni, no i o kreacjach. Toż przymierzanie sukni balowych, czy ślubnych i paradowanie potem w nich po scenie w blasku jupiterów to wielka przyjemność sama w sobie - fot. 5.

No, a ten podziw widowni, albo zazdrosne oczy koleżanek, które nie odważyły się wziąć udziału w konkursie, zachyt panów itp., itd. To jest to, co się pamięta przez lata. Zatem więcej odwagi, piękne dziewczyny!