W sierpniu 1914 roku na terenie Prus Wschodnich toczyły się walki między wojskami rosyjskimi i niemieckimi. Dowodzona przez gen. Samsonowa Armia "Narew" została rozbita przez Niemców, na czele których stał gen. von Hindenburg. Do dziś nie wyjaśniono, co stało się ze 100 kilogramami złotych monet, będących w posiadaniu Rosjan
.
W matni
- Żegnam was żołnierze, przedzieramy się w pojedynkę - powtórzył rozkaz generał i widząc, że im nie spieszno opuścić swego dowódcę w tak trudnej sytuacji dodał. - Do naszych stąd niedaleko, w prostej linii cztery, pięć kilometrów, może wam się uda przedrzeć.
Żołnierze i oficerowie postali jeszcze chwilę, po czym zaczęli się rozchodzić. Pozycje rosyjskie rzeczywiście nie znajdowały się daleko, biegły wzdłuż rosyjsko-niemieckiej granicy. Ale właśnie te kilka kilometrów to była sieć o najgęstszych oczkach. Tu Niemcy zgromadzili największe siły, wiedząc, że tędy przedzierać się będą resztki rozbitej Armii "Narew".
Generał stał chwilę, spojrzał na rozgwieżdżone, sierpniowe niebo, łuny pożarów na horyzoncie, sięgnął do kabury i wyjął rewolwer... W gęstwinie rozległ się strzał. W grzmocie artyleryjskiej kanonady nikt nie zwrócił na to uwagi.
Scenę tę opisał w swoich wspomnieniach jeden z oficerów sztabu armii, generał Potowski, prawdopodobnie Polak z pochodzenia. W Armii "Narew" formowanej na ziemiach polskich zaboru rosyjskiego wielu było Polaków. Kilku oficerów i żołnierzy sforsowało łańcuch okrążenia, dotarło do swoich i przekazało wieści o tragicznych losach armii generała Samsonowa.
W kilka dni po tych wydarzeniach, dwaj robotnicy leśni znaleźli w gęstwinie zwłoki rosyjskiego oficera. Jeńcy rosyjscy rozpoznali dowódcę Armii "Narew" generała Samsonowa. Pochowano go w miejscu, gdzie zginął, na mogile postawiono krzyż.
Żona generała, dzięki pomocy Szwedzkiego Czerwonego Krzyża i władz niemieckich, zabrała w rok później zwłoki do ojczyzny. W miejscu śmierci Samsonowa stoi dziś obelisk z kamieni polnych z krzyżem i z tablicą. Widnieje na niej napis "General Samsonow der Gegner Hindenburg's gef. 31.8.1914".
W tłumaczeniu na język polski - Generał Samsonow - przeciwnik Hindenburga zginął 31.8.1914.
Był to czas, gdy istniał jeszcze szacunek dla odwagi i waleczności przeciwnika, który wolał popełnić samobójstwo niż oddać się do niewoli. Dlatego nie użyto słowa "der Feind" - wróg, lecz przeciwnik, oponent.
Podobnie było z poległymi z obu walczących armii. Chowano ich na polu bitwy w grobach obok siebie, co stanowiło też wyraz szacunku dla odwagi i waleczności przeciwnika. Gminy, na terenie których znajdowały się mogiły poległych, zobowiązane były do opieki nad grobami.
Zwyczaj ten, niestety, w czasach II wojny światowej zanikł, nienawiść do wroga przesłoniła wszelkie ludzkie uczucia. Dotyczy to szczególnie poległych na frontach wschodnich. Dopiero teraz, w kilkadziesiąt lat po wojnie, porządkuje się te sprawy.
Winą za klęskę Armii "Narew" obarczono potem dowódcę Armii "Niemen" generała Rennenkampfa, który z niechęci do generała Samsonowa opóźniał marsz swoich wojsk w głąb Prus Wschodnich. Umożliwiło to von Hindenburgowi wykonanie ryzykownego manewru okrążenia Armii "Narew", co skończyło się totalną klęską tej armii.
Sprawiedliwość za to wymierzyli później Rennenkampfowi bolszewicy. Skazany na śmierć został rozstrzelany.
Co ze skarbem?
A co się stało ze skarbem generała Samsonowa? Dostał się w ręce zwycięzców, został odzyskany przez Rosjan, czy czeka gdzieś w gęstwinie lasu?
Ta ostatnia wersja wydaje się najbardziej prawdopodobna. Dotychczas nikt nie pochwalił się znalezieniem skarbu. Prasa niemiecka z tych lat, podobnie jak rosyjska, skrupulatnie na chwałę oręża swego kraju drukowała każdą liczbę wziętych do niewoli wrogów. Każda ilość zdobytej broni ręcznej i maszynowej, armat i koni była skrzętnie publikowana. Prasa niemiecka pisała o zdobyciu pod Frąknowem rosyjskiej kasy pułkowej z 32 tysiącami rubli w srebrze jak o wielkim sukcesie, ale o kasie Armii "Narew" nie ma ani słowa.
Rosjanie widocznie mieli jakieś "przecieki", gdzie spoczywa kasa, gdyż w październiku i listopadzie 1914 roku ponownie zdobyli Wielbark i penetrowali okolice. Odzyskanie skarbu mogło być zapewne słodką pigułką propagandową w gorzkim "czaju" klęski.
Z ponad 130 tysięcy żołnierzy Armii "Narew" wróciło do swoich zaledwie kilkuset oficerów i szeregowców, reszta poszła na długie lata do niemieckiej niewoli lub spoczęła na wieki w bratnich mogiłach na obcej ziemi. Zginęło wówczas około 50 tysięcy żołnierzy rosyjskich.
A skarb? Zapewne nadal czeka, pomimo usiłowań wielu poszukiwaczy, na swego odkrywcę.
Z pomocą rozbitym oddziałom Armii "Narew" wyszło spod Myszyńca dodatkowe uderzenie Rosjan, którzy za wszelką cenę usiłowali utrzymać w swoich rękach ważny węzeł kolejowo-drogowy Szczytno. Epilog wielkiej ofensywy rosyjskiej w sierpniu 1914 roku, opiszemy w następnym numerze "Kurka Mazurskiego".
Zbigniew Janczewski
2005.08.10