Od czasu do czasu pisuję coś o kulinariach. Uważam się za konesera dobrego jadła, ale raczej nie często stać mnie na wyszukane luksusy. Tym bardziej lubię powspominać zapamiętane, smakowe doznania. Do dzisiejszego tematu sprowokował mnie prezent, jaki kilka dni temu otrzymałem od moich przyjaciół z Hiszpanii. Otóż dostałem paczuszkę z cieniutko pokrojoną hiszpańską szynką.

Jamon iberico de bellota. Byłem kilkakrotnie w Hiszpanii, ale nigdy o czymś takim nawet nie słyszałem. Nic dziwnego, bo jak sprawdziłem w internecie, jest to najdroższa szynka na świecie. Kilkakrotnie razy droższa od naszego wędzonego łososia, toteż nic dziwnego, że nigdy z takim luksusem nie miałem okazji się zetknąć.

Opiszę ten rarytas. Na południu Półwyspu Iberyjskiego hoduje się cerbo iberico, czyli półdziki gatunek świń. Żyją w terenie otwartym. Mają do dyspozycji bardzo rozległe przestrzenie zielonych pastwisk, na których rosną niemal wyłącznie dęby. Te dęby, w okresie jesiennym, dostarczają ogromne ilości żołędzi i to jest podstawowy, niemal wyłączny, pokarm zwierzaków. Dodam, że jest to ich pokarm ulubiony, czyli mamy do czynienia ze świnkami szczęśliwymi. Są one ciemniejsze od znanych nam zwierzątek, toteż popularnie mówi się o nich czarne. No i z takich oto świniaczków produkuje się najsłynniejszą na świecie szynkę. Pominę proces przerobu mięsa, ale ogólnie rzecz biorąc jest ono suszone. A smak? Coś zupełnie innego niż znane nam wędliniarskie wyroby. Ta szynka smakuje po prostu żołędziami. Czyli tak jakby orzechowo, z lekką domieszką goryczy. Można to polubić, można niekoniecznie, ale przyznam, że nawet nie podejrzewałem, iż jakiekolwiek mięso może tak przedziwnie smakować.

 

 

Aby zapoznać się z pełną treścią artykułu zachęcamy
do wykupienia e-prenumeraty.