Lato. Pogoda piękna i dzięki Bogu, bo w naszym domu remontujemy część pomieszczeń.

A to oznacza, że gdyby nie owa przyjazna aura, to człowiek we własnym mieszkaniu, czyli pod dachem, nie znalazłby dla siebie spokojnego miejsca. Na szczęście jest ogród, w którym można przeczekać godziny walenia młotem, jazgotu wiertarki oraz różnych innych hałaśliwych dźwięków, charakterystycznych dla nowej aranżacji wnętrza. Ale cały ten bałagan, poza tą zaletą, że wkrótce będziemy mieli w domu bardzo prześlicznie, ma także inne dobre strony. Otóż podczas remontu odnajdujemy, w odkrytych zakamarkach, mnóstwo zapomnianych przedmiotów. Niekoniecznie zabytkowych, ale zawszeć wzruszających i przywracających pamięć. A pośród tych przedmiotów, przede wszystkim, książki.

W pokoju głównym, nazywanym popularnie, choć nie po polsku - living room, należało opróżnić i wynieść na zewnątrz biblioteczny, duży regał. Mieści on ponad 500 sztuk książkowych egzemplarzy. Grzebałem się z rozkoszą w owych tomach, gromadzonych od kilkudziesięciu lat, a towarzyszyła mi i pomagała teściowa, bo tylko ona pamięta jeszcze do dziś, co tam można, ewentualnie, znaleźć. Zatem, w dzisiejszym felietonie, napiszę co ciekawego, a zwłaszcza zabawnego, wyszukaliśmy.

Na początek rozrzewnił mnie egzemplarz przygód dzielnego wojaka Szwejka. Tę fantastycznie zabawną, a zarazem bardzo mądrą powieść, czytałem po raz pierwszy jako uczeń. Później, przez wiele lat, przeczytałem ją jeszcze wielokrotnie. Sporo fragmentów wręcz nauczyłem się na pamięć. I oto mam dzisiaj przed sobą egzemplarz mojej ukochanej powieści W wydaniu książkowym z roku 1949. Dokładnie taki sam egzemplarz zapamiętałem z moich lat młodości. Na okładce znajduje się postać dzielnego wojaka Szwejka, znakomicie narysowana przez Ignacego Witza.

„Spotkanie” ze Szwejkiem, to dla mnie wydarzenie sentymentalne.

 

 

Aby zapoznać się z pełną treścią artykułu zachęcamy
do wykupienia e-prenumeraty.