Wystarczyło 20 minut ulewnego deszczu, aby w mieście zapanował chaos i powstały niemałe zniszczenia. Opadowa woda wdarła się potokami do licznych piwnic, garaży, lokali użytkowych a nawet mieszkań. Czegoś takiego w Szczytnie nie przeżyli nawet najstarsi mieszkańcy.

Wielka woda

Ulewa, przypomnijmy, nawiedziła nasze miasto we wtorek 30 czerwca około godz. 17. Następnego dnia była powtórka, ale na szczęście spadło nieco mniej wody, a mieszkańcy zalanych posesji byli już lepiej przygotowani do walki z żywiołem. Feralnego wtorkowego popołudnia woda rwącym potokiem wdarła się do piwnicznych pomieszczeń MDK-u, niszcząc wyposażenie i elektroniczny sprzęt firm „Printex” oraz „Fotoarkady”. Do wysokości ok. 30 centymetrów zostały zalane parterowe pomieszczenia kawiarni i hurtowni obuwia na ul. Wyspiańskiego. Musiało upłynąć kilka dobrych godzin nim strażacy zdołali opanować żywioł i wypompować wodę. Kawałek dalej, pod marketem „Biedronka”, rozlało się potężne jeziorko, wskutek czego klienci opuszczający tę placówkę brodzili w wodzie nieomal po kostki, zaś niektóre garaże usytuowane w okolicy starego targowiska woda zalała na wysokość pół metra. Ulica Targowa przypominała jezioro, podtopieniu uległy także domy jednorodzinne stojące przy ul. Bema, tuż pod strażnicą KP PSP, piwnice budynków przy nieutwardzonym odcinku ul. Lwowskiej, Pułaskiego oraz innych.

UTRUDNIONE SPŁYWY

Na ul. Bema Teresa Dmochowska z sąsiadką Ewą walczyły z zalewającą ich wodą nieomal całą noc. Pani Ewa musiała nawet zwolnić się z pracy, bo akurat wypadła jej nocna zmiana. Obie panie wylewały wodę z pomieszczeń mieszkalnych i gospodarczych zwykłymi wiadrami, klnąc pod adresem służb miejskich, że nie dbają one o studzienki odpływowe. Brak ich właściwego utrzymania, zdaniem pani Teresy, spotęgował skutki kataklizmu. Odpływy usytuowane są na końcu ulicy i prowadzi do nich malutki rowek, który cały jest zarośnięty chwastami.

- Nim zbudowano strażnicę, wzdłuż obecnego jej ogrodzenia biegł otwarty kanał odwadniający, który teraz zasypano. No to jak ma być dobrze - skarży się nam pani Teresa.

Z kolei Marcin Wleciał, szef hurtowni obuwia z ul. Wyspiańskiego, który z żywiołem walczył do upadłego, podobie zresztą jak właścicielka sąsiadującej kawiarni, przyczyn podtopienia upatruje nie tylko w niedrożnych wlotach do studzienek sieci burzowej, ale i ich złego, zbyt płytkiego usytuowania.

- To skandal, że studzienki nie potrafią właściwie odbierać wody - przekrzykiwali się świadkowie wtorkowej akcji wypompowywania wody z ul. Wyspiańskiego. Bardziej krewcy żądali urzędniczych głów i zapowiadali powiadomienie prokuratury. Jak nam wyjaśnia inspektor Wiesław Kulas (UM), rów pod strażnicą faktycznie już nie istnieje, ale nie znaczy to, że nie ma odpływu wody. W miejscu rowu zbudowano tam podziemny rurociąg i on odprowadza wodę. Inspektor tłumaczy nam, że kiedy mamy do czynienia z tak katastrofalnymi opadami, to niestety, nawet najlepiej utrzymana sieć burzowa nie będzie w stanie odebrać wszystkich wód opadowych. Jeśli zaś chodzi o studzienki na ul. Wyspiańskiego, to zdaniem Wiesława Kulasa wloty są drożne, ale stara i płytko położona sieć burzowa jest niewydolna i dlatego już za rok będzie budowana na nowo.

Marek J. Plitt, Fot. M.J.Plitt