Wataha wilków atakuje gospodarskie zwierzęta. Tylko w sierpniu od kłów i pazurów padło dwanaście jałówek. Myśliwi otrzymali prawo do przetrzebienia drapieżnego stada.
Bilans strat
Rozsmakowane w wołowym mięsie i łatwym łupie wilki pojawiły się latem tego roku najpierw na terenie działania Nadleśnictwa Maskulińskie (powiat piski). W sierpniu przeniosły się na obszar pozostający pod zarządem Nadleśnictwa Spychowo, obejmującego teren gmin Świętajno i Rozogi. Wataha grasuje głównie w tym ostatnim. Straty w bydle poniosło dotychczas łącznie dziewięciu gospodarzy. Najdotkliwiej działalność wilczego stada odczuł rolnik z Kowalika, który stracił aż cztery sztuki bydła.
- Jedna z jałówek stała w przydomowym sadzie, otoczonym elektrycznym pastuchem, ale i tak została przez wilki rozszarpana - mówi Marcin Szypowski z Nadleśnictwa Spychowo.
W nocy z 27 na 28 sierpnia w okolicy Występu wilki zagryzły jałówkę Piotra Raczkowskiego.
- Stała wraz z innymi w specjalnej szopie - wiacie na pastwisku, 300 metrów od zabudowań - opowiada pan Piotr. - Nie pomogło ogrodzenie z żerdzi ani inne zabezpieczenia.
Na pastwisku znaleziono jedynie resztki jałówki, którą żywiły się wilki. Pozostałości kończyny - jak mówi Piotr Raczkowski - znaleziono w okolicach odległego o parę kilometrów Zakładu Utylizacyjnego w Długim Borku. Strata jest dotkliwa. Jałówka była warta co najmniej 1200 zł. Za szkody spowodowane przez zwierzęta leśne, rolnikom należy się odszkodowanie, wypłacane z budżetu wojewody. Uzyskanie pieniędzy trwa jednak długo, co rolnikom nie ułatwia życia.
- Wilków w naszych lasach pojawiło się bardzo dużo, może nawet tysiące - twierdzi pan Piotr.
Zawinił huragan
Jaka jest liczebność wilków w powiatowych lasach - nie wie nikt. Co roku leśnicy dokonują tzw. inwentaryzacji. Przez ostatnich wiele lat w sprawozdaniach wykazywano obecność dwóch przedstawicieli gatunku canis lupus. W tym roku, co potwierdzają leśnicy, ta liczba znacznie wzrosła, choć z pewnością nie aż tak, jak mówi poszkodowany rolnik z Występu.
- To efekt ubiegłorocznego huraganu w Puszczy Piskiej, gdzie na podmokłym terenie znajdowała się wilcza ostoja. Stada zostały wypłoszone między innymi przez wiele tysięcy robotników, usuwających skutki kataklizmu. Watahy migrują, także na nasz teren - mówi Marcin Szypowski z Nadleśnictwa Spychowo.
Leśnicy są przekonani, że w wołowinie rozsmakowało się jedno tylko stado, co jednak wystarcza, by na rolników padł strach.
Wyłączenie ochrony
Zgoda na likwidację znajdujących się pod ścisłą ochroną wilków zapada na szczeblu ministerialnym. Minister środowiska, na wniosek wicewojewody warmińsko-mazurskiego wydał decyzję przyzwalającą na odstrzał trzech wilków ze stada, atakującego zwierzęta gospodarskie, a może tego dokonać zaledwie kilku myśliwych - leśników.
Piotr Raczkowski z Występu obawia się, że nie zdołają oni pozbyć się drapieżnych szkodników. Jego zdaniem myśliwi za mało intensywnie na nie polują, bo też niewielu jest tych, którzy mogą to zrobić, a decydentom los rolników jest obojętny.
- Ci na górze bardziej liczą się z wilkami niż z rolnikami - powiedział "Kurkowi".
Wilcza natura
Populacja wilków w polskich lasach jest bardzo niewielka. Także w Europie występują rzadko, w Anglii zostały całkowicie zlikwidowane już w 1486 roku! Jednak jeszcze sto lat temu wilk występował najpowszechniej ze wszystkich znanych ssaków.
To inteligentne zwierzęta. Mają wypracowany system komunikacji i metody polowania w zależności od tego, jakie zwierzę atakują. W stadzie, liczącym zwykle od kilku do kilkunastu sztuk, rozmnaża się tylko jedna para wilków. Młode pozostają przy rodzicach około trzech lat i w tym czasie uczą się wszystkiego, co im potrzebne. Z tego między innymi powodu wataha w powiecie szczycieńskim jest niebezpieczna i wymaga likwidacji.
- Wilki, raz nauczone łatwego łupu na rolniczych pastwiskach, będą tę wiedzę nie tylko wykorzystywały, ale też przekazywały z pokolenia na pokolenie, dlatego koniecznie muszą być odstrzelone - twierdzi Marcin Szypowski.
Halina Bielawska
2003.09.03