Henryk Wilga wygrał przed szczycieńskim Sądem Pracy proces o przywrócenie go na stanowisko dyrektora Domu Pomocy Społecznej. – Rzadko się widzi tak niedopracowane rozwiązanie stosunku pracy z osobą zajmującą istotne stanowisko – mówiła sędzia Anna Podubińska w ustnym uzasadnieniu wyroku, zaznaczając, że większość zarzutów stawianych Wildze w wypowiedzeniu nie znalazła potwierdzenia. Dyrektor nie kryje zadowolenia, za to starosta Jarosław Matłach nie wyobraża sobie, by dalej mógł on kierować DPS-em.

Wilga znów dyrektorem?

NIEUZASADNIONE ZARZUTY

Proces o przywrócenie Henryka Wilgi na stanowisko dyrektora Domu Pomocy Społecznej trwał dwa miesiące. Wyrok zapadł w miniony piątek 30 września. Sąd zadecydował, że zwolniony w trybie dyscyplinarnym przez Zarząd Powiatu dyrektor ma wrócić na dotychczasowe stanowisko na tych samych warunkach pracy i płacy. Dodatkowo DPS musi mu wypłacić ponad 3,6 tys. zł tytułem kosztów procesu. Orzekająca w tej sprawie sędzia Anna Podubińska uznała, że wręczone Wildze zwolnienie jest wadliwe pod względem formalnym, bo nastąpiło bez zgody Rady Miejskiej, w której dyrektor zasiada. Co jednak ważniejsze, sędzia stwierdziła, że rozwiązanie stosunku pracy i to w trybie dyscyplinarnym, było „w żadnym stopniu nieuzasadnione”. Zarzuty w nim zawarte, a oparte na przeprowadzonym w DPS-ie audycie, nie znalazły w ocenie sądu potwierdzenia w faktach. – Rzadko się widzi tak niedopracowane rozwiązanie stosunku pracy z osobą zajmującą dość istotne stanowisko – mówiła sędzia w ustnym uzasadnieniu wyroku. Zdaniem sądu w piśmie zawierającym zwolnienie Wilgi znalazły się takie zarzuty, o których w nawet w audycie nie było mowy. – Chyba autor wypowiedzenia w ogóle nie przeczytał sprawozdania z audytu – zauważała sędzia. Z kolei faktycznie wykryte w domu pomocy niedociągnięcia, jak np. nieterminowe zapłacenie kilku faktur w żaden sposób nie mogły stać się podstawą do zwolnienia dyrektora w trybie dyscyplinarnym. Zdaniem sądu nie mógł on bezpośrednio za to odpowiadać, bo osobą do tego powołaną jest księgowa.

– Trzeba być zupełnie odrealnionym, żeby uznać, że niezapłacenie trzech faktur w ciągu roku nie może się zdarzyć – wytykała autorom wypowiedzenia sędzia. Według niej zawarte w zwolnieniu Wilgi zarzuty nie kwalifikowały się nawet do tego, by rozwiązać stosunek pracy za zwykłym wypowiedzeniem.

– Tak naprawdę są to drobiazgi, które w każdej jednostce mogą się zdarzyć. Nie ma mowy o tym, by doszło tu do ciężkiego naruszenia obowiązków pracowniczych. Sędzia odniosła się też do argumentów pełnomocnika reprezentującego DPS, że wcześniejsze kontrole wykazywały tu poważne uchybienia. Jeśli miałyby one stanowić podstawę do rozwiązania stosunku pracy, to powinno to być wtedy zrobione – stwierdziła Anna Podubińska. Nie znalazła też podstaw, o co wnioskował przed wydaniem wyroku pełnomocnik strony pozwanej, by nie przywracać Wilgi do pracy, a zamiast tego wypłacić mu odszkodowanie. Mianem abstrakcyjnego nazwała też argument, że jego powrót do domu pomocy mógłby negatywnie odbić się na podopiecznych.

WILGA TRIUMFUJE, STAROSTA CZEKA

Po ogłoszeniu wyroku Henryk Wilga nie krył satysfakcji: - Bardzo się cieszę, że będę mógł dokończyć nowy dom pomocy w Spychowie – powiedział „Kurkowi”. – Zawsze starałem się wykonywać moją pracę jak najlepiej, czego dowodzi to, że sąd obalił wszystkie zarzuty zawarte w audycie – dodał. Starosta Jarosław Matłach nie chce się odnosić do stanowiska sądu. – Wyrok jest jeszcze nieprawomocny, poczekamy na pisemne uzasadnienie. Najprawdopodobniej się od niego odwołamy – zapowiada. Czy przypadkiem Zarząd Powiatu nie pospieszył się, ogłaszając konkurs, a potem mianując nowym dyrektorem DPS-u Jolantę Dunaj?

– To abstrakcja, żeby było dwóch dyrektorów. Dla nas tym jednym jedynym jest pani Dunaj – mówi starosta, dodając, że nie wyobraża sobie powrotu na to stanowisko Henryka Wilgi. – Jestem przekonany, że zmiana służy dobru podopiecznych i pracowników domu pomocy.

Z kolei nowa dyrektor domu pomocy Jolanta Dunaj podchodzi do sprawy spokojnie.

- Na razie się tym nie zajmuję. Czekam na uprawomocnienie wyroku – mówi. Dodaje, że nie żałuje decyzji o przeniesieniu się z pewnej posady w Domu dla Dzieci w Pasymiu do niepewnej, jak się okazuje, pracy w DPS-ie. Wyklucza też możliwość powrotu na nieobsadzone dotąd stanowisko w pasymskiej placówce.

Ewa Kułakowska