Jak to
naprawdę było?
Przyczyny klęski Rosjan w bitwie pod Tannenbergiem do dziś wywołują spory. Powszechnie utarło się, że winny klęsce Samsonowa jest generał Rennenkampf, który nie pośpieszył z pomocą swojemu sąsiadowi, ponieważ miał z nim konflikt. To jednak mocno przesadzone stwierdzenie, a przyczyny klęski są bardziej złożone niż się wydaje.
W okresie pomiędzy I a II wojną światową oficerowie obu walczących armii napisali szereg wspomnień a także prac na temat bitwy pod Tannenbergiem. Wykrystalizowały się wówczas dwa poglądy na temat przyczyn klęski generała Samsonowa. Pierwszy obciążał przegraną właśnie Rennenkampfa i to on przeszedł do powszechnej świadomości. Występował głównie w opracowaniach strony niemieckiej. Drugi pogląd lansowała strona rosyjska a wskazywał on jako głównego winowajcę porażki dowódcę Frontu Północno – Zachodniego generała Jakowa Żylińskiego. Spór utrwaliły dwie publikacje, z których każda rościła sobie prawo do wskazania tego „jak to naprawdę było”. W 1926 roku ukazała się książka sztabowca 8. armii niemieckiej Maxa Hoffmana pod tytułem „Tannenberg, wie es wirklich war” („Tannenberg, jak to naprawdę było”). Jej autor za winnego uznał Rennenkampfa. Rosyjski generał Noskow, w czasie wojny oficer rosyjskiego sztabu generalnego, członek komisji generała Pantelejewa, badającej przyczyny klęski Armii „Narew”, po przeczytaniu tej książki, której treść uznał „za wielce interesującą”, zdecydował się napisać artykuł polemiczny, noszący ten sam tytuł. Bronił w niej Rennenkampfa i wskazywał na błędy Żylińskiego. Trudno tu odmówić kompetencji zarówno jednemu jak i drugiemu autorowi. Ich opracowania są uważane za najbardziej kompetentne źródła dotyczące bitwy. Dlaczego jednak pomijają ocenę dowodzenia przez Samsonowa? Z reguły w takich przypadkach w pierwszej kolejności rozlicza się z przegranej dowódcę pokonanych oddziałów.
Dawny konflikt
Konflikt pomiędzy Rennenkampfem a Samsonowem powstał w czasie wojny japońsko – rosyjskiej w latach 1904 – 1905. Rennenkampf nie udzielił wówczas pomocy oddziałom Samsonowa, wskutek czego straciły one po ciężkich walkach kopalnię węgla w Yantai. Wściekły Samsonow zrobił Rennenkampfowi na dworcu kolejowym w Mukdenie, na oczach wielu żołnierzy, karczemną awanturę, w trakcie której miał powalić Rennenkampfa na ziemię. Z powodu tej publicznej zniewagi, podważającej autorytet dowódcy, Rennenkampf bardzo obraził się na Samsonowa. Dodatkowo na konflikt obu generałów nakładała się przynależność do dwóch, wzajemnie się zwalczających, frakcji w armii rosyjskiej. Czy jednak zdarzenie sprzed 10 lat i przynależność do dwóch przeciwstawnych obozów mogły mieć wpływ na decyzje podejmowane w trakcie aktualnej wojny, gdzie w grę wchodził przecież interes państwa i los tysięcy żołnierzy? Opieszałość Rennenkampfa mogła wynikać z innych powodów. Noskow wskazuje, że Armia „Niemen” była zmęczona po wcześniejszych walkach z Niemcami, ponadto Rennenkampf działał bardzo ostrożnie, zdając sobie dalej sprawę z dość dużej liczebności oddziałów niemieckich i niejasności całej sytuacji.
Dowódca frontu
Generał Noskow ma niewątpliwie rację twierdząc, że zachowanie Rennenkampfa zależało w dużej mierze od rozkazów dowódcy frontu, generała Żylińskiego. Jego zdaniem Żyliński powinien nie dopuścić do tego, aby obie armie frontu walczyły oddzielnie. Wskazuje także na fakt, iż pomiędzy 23 a 26 sierpnia Żyliński był zupełnie bezczynny. Dopiero 26 sierpnia po przybyciu do kwatery Żylińskiego w Białymstoku zaniepokojonego sytuacją w Prusach Wschodnich wielkiego księcia Mikołaja Mikołajewicza oraz po niepomyślnych wieściach jakie nadeszły od armii Samsonowa w nocy z 26 na 27 sierpnia, nakazał Rennenkampfowi podjęcie energicznych działań. Było jednak już za późno. Wina Żylińskiego przejawia się także w bezpośrednim nadzorowaniu Armii „Narew”, a przede wszystkim w akceptowaniu nietrafnych decyzji Samsonowa.
Wina Samsonowa
Głównym winnym klęski Armii „Narew” jest jednak sam Samsonow. Przed bitwą i w jej trakcie podjął szereg złych decyzji, z których część można uznać za kardynalne błędy w sztuce dowodzenia. Samsonow wykazał wiele cech, które dyskredytowały go jako dowódcę: zmienność, częsta huśtawka nastrojów, brak konsekwencji, lekkomyślność, nieumiejętność przewidywania, częsta bezczynność, brak realistycznej oceny zdarzeń, brak umiejętności zapanowania nad sytuacją, a przede wszystkim nieumiejętność koordynacji działań podległych oddziałów oraz brak zdolności wytyczenia im jasnego celu, którego realizacja zapewniłaby sukces. Samsonow sprawdził się wcześniej jako dowódca dywizji, jednak jako dowódca armii zawiódł kompletnie. Przed przekroczeniem granicy, na skutek wieści od Rennenkampfa nakazał swojej armii nacierać na Prusy Wschodnie całym frontem, bez pozostawienia sił odwodowych. Był to manewr ryzykowny, rozpraszający siły armii. Ponadto przesunął kierunek uderzenia bardziej na zachód, co spowodowało, że rosyjskie kleszcze zaciskające Prusy Wschodnie zamiast się schodzić zaczęły się rozchodzić. Decyzje te zaakceptował dowódca frontu, generał Żyliński. Po przybyciu do Nidzicy, gdy napór na I korpus Artamonowa był już duży, Samsonow nie podjął żadnych działań wspierających ten ważny kierunek poza przypominaniem Artamonowi o wadze jego zadania. Rankiem 28 sierpnia, gdy było już wiadomo o wycofaniu się I korpusu, dowódca Armii „Narew” nie podejmuje działań ratujących skrzydła armii i nie wydaje oddziałom walczącym na centralnym kierunku rozkazu do, choćby częściowego, cofnięcia się, co przy niepowodzeniu na lewej i prawej flance uczyniłoby sytuację całej armii bardziej bezpieczną. Podejmuje natomiast zupełnie niezrozumiałą decyzję o udaniu się do centralnych oddziałów, aby nimi bezpośrednio kierować. Gdyby tego ranka podjął inny, właściwy wybór, istniała jeszcze szansa uratowania armii, a przynajmniej jej znacznej części. Z kolei gdy Samsonow wydał rozkaz o odwrocie, było już za późno, on sam faktycznie nie miał możliwości dowodzenia a skrzydłowe korpusy uciekały z pola bitwy. Sam zdecydował się wydostać z zaciskającego się okrążenia, aby zorganizować odsiecz. I oto Samsonow w tym momencie najbardziej przejmuje się tym, co powie carowi. To właśnie zajmuje jego głowę. Nie myśli o interesie swego kraju, który straci na klęsce, nie myśli o losie tysięcy podległych mu żołnierzy, z których wielu toczy jeszcze śmiertelny bój. W trakcie próby przebicia się skazuje na pewną śmierć swoich 150 Kozaków. Czy tak zachowuje się dobry dowódca armii? I w końcu nadchodzi własna śmierć. Jeśli było to samobójstwo, jest to śmierć haniebna. Oto dowódca armii zostawia walczących żołnierzy, ucieka. Czym różni się generał uciekający z pola bitwy od generała wybierającego tak zwaną „ucieczkę wewnętrzną”, czyli samobójstwo? Jest to także ucieczka przed odpowiedzialnością. Klęska armii nie liczy się bowiem dla Samsonowa tak jak to „co on powie carowi”. Niewątpliwie powołana przez Rosjan dla zbadania przyczyn klęski komisja, usunęłaby Samsonowa, gdyby przeżył, ze stanowiska, tak jak spotkało to Żylińskiego. Działania Rennenkampfa, a raczej ich brak, posiadają tutaj charakter drugorzędny. Gdyby Samsonow nie popełnił swoich błędów, Armia „Narew” nie poniosłaby klęski, niezależnie od operacji wojsk podległych Rennenkampfowi.
Dymisje generałów
To nie żołnierze Armii „Narew” przegrali bitwę. Bitności im na pewno nie brakowało, walczyli do końca. Bitwę przegrało ich dowództwo. W zasadzie od ranka 29 sierpnia tego dowództwa już nie było, a przecież zacięte walki toczyły się jeszcze przez dwa dni. O dowodzeniu można mówić jedynie na niższym szczeblu. Rosjanie, odpowiednio zorganizowani, byli w stanie wyrwać się z okrążenia bez większych problemów. Niemiecki pierścień na drodze Nidzica – Wielbark był słaby. Jeszcze 30 sierpnia oddziały I korpusu rosyjskiego pod dowództwem generała Sireliusa odbiły, co prawda na krótko, Nidzicę. Oddziałom rosyjskim w kotle zabrakło dowódcy, który poprowadziłby je do przebicia się. Winę za klęskę ponosi przede wszystkim rosyjskie dowództwo, począwszy od dowódcy frontu generała Żylińskiego, poprzez generała Samsonowa do dowódców korpusów, głównie zaś dowódców bocznych korpusów armii Samsonowa, którzy zbyt łatwo oddali pole nacierającym Niemcom. Generałowie Żyliński, Artamonow, Błagowieszczeński, Kondratowicz, Sirellius i Komarow zostali usunięci po bitwie ze swoich stanowisk.
Sławomir Ambroziak