- Zaraz za Leśnym Dworem jest droga do Leśnego Dworu. Taka czarna, biegnie ona obok miodowego stawu i warto, abyście się nią przejechali, bo mają tam miejsce różne niedopuszczalne ekscesy - informuje telefonicznie "Kurka", sądząc po barwie głosu, jakiś starszy wiekiem mężczyzna. Po czym daje się słyszeć głośne łup! i rozmowa zostaje przerwana. Gość - nie mając zamiaru się przedstawić - walnął po prostu słuchawkę na widełki i tyle było go słychać.
- No - myślę sobie - co za obyczaje, a w dodatku co słowo, to zagadka.
Wszak tak na zdrowy rozum rzecz biorąc, to nie wydaje się, aby jakakolwiek droga za Leśnym Dworem aż tak się zapętlała, żeby prowadziła z powrotem do tej podszczycieńskiej wsi, a ponadto cóż to takiego ów miodowy staw? Co jest z tym Leśnym Dworem, czyżby leżał on w zagadkowej krainie o niespotykanych drogach, w dodatku jeśli już nie mlekiem, to na pewno miodem płynącej?
Raczej wszystko to bzdura, ale, tak na wszelki wypadek, warto sprawdzić.
Jedziemy zatem za szpital, bo jak powszechnie wiadomo, tędy właśnie wiedzie szlak do Leśnego Dworu. No i... faktycznie, nim się wieś na dobre kończy, od szosy prowadzącej nad strugę odchodzi czarna, żwirowa droga - fot. 1.
Widoczny na zdjęciu traktor akurat z niej wyjeżdża. No to i "Kurek" zmierza w to miejsce, choć w odwrotnym niż ciągnik kierunku.
Wjechawszy w drogę dwa, trzy metry, zauważamy półtajny znak, zakazujący wjazdu pojazdom o masie całkowitej większej niż 5 ton - fot. 2.
A półtajny dlatego, że u dołu widać ledwie wystającą sponad trawy tabliczkę, na której coś jest napisane. Ba, ale co?
Zatrzymujemy się i zmierzamy ku znakowi, aby wyrwać uschniętą trawę piętrzącą się u jego podstawy. Wtedy pojawia się nam przed oczyma coś takiego - fot. 3.
Proszę zatem Szanownych Czytelników, aby raz jeszcze popatrzyli na zdjęcie nr 2. Droga ginie gdzieś na skraju horyzontu, a nigdzie nie widać domostw, w których mogliby żyć owi wymienieni na tabliczce mieszkańcy, do których docierałoby ewentualne zaopatrzenie.
O co tu zatem chodzi?
MIODOWY STAWIK I LEŚNY DWÓR BIS
Kraina rzeczywiście jakaś podejrzana, dziwne znaki drogowe tu stoją, ale nic to, jedziemy dalej.
Oho! Przejechawszy kilkadziesiąt metrów mijamy (po lewej) nieduży zbiornik wodny z ławeczką u brzegu - byłby to ów miodowy stawik? Ba, nie wypełnia go pszczeli specjał, a zwykła woda (sprawdziliśmy). Natomiast okoliczni mieszkańcy, jak wyjaśnili nam przechodzący tędy spacerowicze, nazywają go tak z dość prostego powodu - leży on na terenie wytwórni leśnodworskich miodów.
Sprawa ze stawikiem została zatem wyjaśniona, a skoro tak, to nasz rozmówca wiedział, o czym mówi. Teraz z kolei powinna wyjaśnić się sprawa owych drogowych ekscesów. Jedziemy wobec tego dalej. Pokonujemy kilometr, albo może trochę więcej i oto zza zasłony jesiennych mgieł wyłaniają się pierwsze domostwa, a przed nimi, choć Leśny Dwór opuściliśmy parę minut temu, natrafiamy na taką oto tabliczkę - fot. 4.
Czyli mamy przed sobą kolejny Leśny Dwór, nazwany przez nas roboczo Leśnym Dworem Bis. Jest tu jednak, w porównaniu do oznakowania z fot. 1, pewna subtelna różnica. Tym razem nazwa miejscowości napisana jest inaczej, bo bez kreseczek nad "s".
- Tak to się ta nasza wieś jakoś rozczłonkowała - mówi jeden z mieszkańców. Z jego wyjaśnień wynika, że było tu kiedyś gospodarstwo, że ho, ho! Sady, szklarnie itp. Dziś same tylko ruiny i nieużytki, a pośród nich pracujący w pocie czoła dzierżawca popeegerowskich dóbr, który usiłuje doprowadzić do jako takiej kultury 80 ha ziemi.
O żadnych ekscesach na drodze nasz rozmówca nic jednak nie słyszał.
Cóż, trudna rada, czas wracać do redakcji, więc ostatni raz rzucamy okiem na okolicę - w dali widać miniplacyk zabaw dla dzieci, a choć malutki, to dobrze utrzymany. Za nim zaś, pośród chaszczy majaczy coś bardzo dziwnego. Drewniana budowla, w nie najlepszym stanie technicznym, przypominająca gołębnik z przybudówką, która... wabi ewentualnego wędrowca tabliczką oznajmiającą, że mamy do czynienia z pubem, ale pisanym po swojsku - "Pab" - fot. 5.
Kto by spodziewał się, że w takim miejscu może funkcjonować wiejski pub. Zgłodniali, już kierujemy tam kroki, w nadziei na szybką i smaczną przekąskę, gdy dołączający się do kurkowej wyprawy inny miejscowy, spieszy z wyjaśnieniem:
- To, panie, miejscowe dzieci robią takie psoty. Gdzieś znalazły, albo same zmajstrowały tabliczkę, no i doczepiły ją do chlewika.
LEŚNODWORSKA MONZA
Od słowa do słowa, nawiązuje się dłuższa wymiana zdań, a na zakończenie, już bez wielkiej nadziei na rozwiązanie zagadki, pytamy o rzekome (bo tak się nam wydawało) drogowe ekscesy.
- Oj, jeśli o to chodzi, to spóźniliście się o dobry miesiąc - tłumaczy.
- Teraz jest już w zasadzie po sezonie.
- ???? - zaskoczył tym "Kurka" zupełnie, a widząc nasze zdziwienie, dodał jeszcze:
- Tor wyścigowy nieoficjalnie został zamknięty do przyszłego lata i nikt już się teraz nie ściga.
Okazuje się, że latem, pod dwiema sporymi brzozami, które stoją u wylotu drogi od strony Szczytna i Leśnego Dworu I zmotoryzowana młodzież urządza sobie punkt zborny dla amatorów wyścigów. Tam, metodą losowania, ustalają kto i w jakiej kolejności pojedzie (parami), no i hop, do maszyn! Potem, wzbijając niebywałe tumany kurzu, pędzą na złamanie karku po drodze, którą mają za tor wyścigowy, określany mianem leśnodworskiej Monzy, by gwałtownie hamować u wylotu do szosy wielbarskiej. A są przecież we wsi małe dzieci, co można poznać po placyku zabaw. No i nietrudno sobie wyobrazić, jakie zagrożenie niosą dla nich owe samochodowe wyścigi.
Ba, ale mało tego, bo na ewentualnych pieszych lub zmotoryzowanych czyha tu i inne niebezpieczeństwo. Droga ta jest bowiem także powszechnie znanym skrótem dla kierowców powracających z Wielbarka lub dalszych okolic. Podróżują nią zazwyczaj ci, którzy preferują jazdę na podwójnym gazie. Wiedzą oni dobrze, że nasza miejscowa policja zasadza się chętnie i często na wielbarskiej szosie, ale robi to między Leśnym Dworem II a Szczytnem. Jadąc tędy "na skróty" unika się po prostu kontroli. W dodatku można, podążając tą drogą, dostać się nie tylko do Szczytna, czy Leśnego Dworu I, ale i dalej do Janowa, by ominąwszy kolejne policyjne patrole czające się w Korpelach, czy ukryte w lesie za przejazdem kolejowym, wyjechać "bezpiecznie" na szosę prowadzącą do Jedwabna. No i przekonani o swojej bezkarności, pędzą tacy po wsi wężykiem, siejąc strach i grozę.
PS.
No, ręce i nogi opadają, bo wszędzie, gdzie tylko się wyjedzie poza obręb miasta, w tym np. w okolice Leśnego Dworu widać leżące przy drogach śmieci.
Kiedy "Kurek" zwiedzał okolice "miodowego stawu" zapędził się także w przydrożne chaszcze rosnące po przeciwnej stronie czarnej żwirówki (vis a vis stawu). Tam walają się całe zwały nieczystości, a pośród nich i elementy tapicerowanych mebli - fot. 6.
BEZPIECZNE GĄSKI
Wiadomo, obawa przed wirusem H5N1 jest tak ogromna, że niektórzy miłośnicy drobiu powstrzymują się od konsumpcji ptasiego mięsa. Tymczasem mamy dla nich dobrą wiadomość. Oto na targowicy miejskiej pojawiły się gąski, i to całkowicie bezpieczne.
Oferuje je pani Małgorzata, mieszkanka Szczytna - fot. 7.
- Moje gąski można śmiało jeść, czy to duszone, czy smażone bez jakiegokolwiek ryzyka narażenia się na ptasią grypę! - twierdzi i nie sposób odmówić jej racji.
Miarka (plastikowy pojemniczek) gąsek kosztuje 8 zł, a oprócz tego pani Małgorzata oferuje żurawiny - słoiczek po 10 zł.
"Kurek" zapędził się na miejską targowicę tak naprawdę w nieco innym celu. Zapragnął bowiem zaopatrzyć się w tanie obuwie, takie po 20-30 zł za parę. O tym, co z tego wynikło w najbliższym numerze.
2005.11.16