W niedzielę zaczęła się wiosna astronomiczna, a dzień później – kalendarzowa.

Wiosna atakujeTa ulubiona przez wiele osób pora roku już od pewnego czasu pukała u nas do drzwi. Wprawdzie noce mieliśmy ostatnio chłodnawe, ale w ciągu dnia słońce robiło swoje i możliwe było nawet chodzenie bez kurtek czy płaszczy. W naszym klimacie trudno oczekiwać na razie zielonej trawy – łatwiej dostrzec tu i ówdzie czerń po jej bezmyślnym wypalaniu. Szarobure jeszcze podłoże ubarwiają jedynie wybijające już wiosenne kwiaty (fot. 1) . Odnosimy wrażenie, że tegoroczny pierwszy dzień wiosny (w którejkolwiek z dwóch wymienionych wersji) był najcieplejszy od lat. Przypomnijmy chociażby rok 2018, gdy początek wiosny wyglądał jak najprawdziwsza zima (fot. 2). Hu! Hu! Ha! Ostatnia zima nie była może szczególnie zła, ale biel nie będzie szczególnie pożądana do, powiedzmy, końcówki listopada.

Początek wiosny, a konkretnie ostatni weekend marca, to tradycyjna już zmiana czasu na letni. Wielu z zapytanych przez nas osób zdawało się, że z owymi zmianami czasu miał być już koniec – tylko jakoś nikt nie pamiętał, przy którym z czasów mieliśmy zostać. Prawda jest taka, że co najmniej przez kilka lat (do 2026 r.) żadnej zmiany nie będzie. Takie są unijne wytyczne. W najbliższy weekend pozostaje zatem nastawić budziki na 2 w nocy, po czym wstać i przestawić wszystkie zegarki na 3.00 (fot. 3) - o ile komuś chce się, przerywając sen, w takie coś bawić…

 

 

Aby zapoznać się z pełną treścią artykułu zachęcamy
do wykupienia e-prenumeraty.