Wiosna w Hiszpanii

Kiedy ląduje samolot pasażerskich irlandzkich linii lotniczych Ryan-Air, chwilę po stuknięciu kołami o ziemię rozlega się na pokładzie entuzjastyczny dźwięk dziarskiej melodyjki. Jest to nadawany z głośnika rodzaj krótkiego sygnału, zagranego na trąbce. Zapewne jakiś tradycyjny, historyczny hejnał głoszący zwycięstwo. Biorąc pod uwagę, że są to tak zwane tanie linie lotnicze, sygnał ten idealnie współgra z uczuciem ulgi doznawanym w owym wzniosłym momencie przez większość pasażerów.

Takim samolotem wylądowaliśmy kilka dni temu na lotnisku w Jerez – pięknym i starym andaluzyjskim mieście. Andaluzja to część Hiszpanii położona na samym południu kraju. Wzdłuż wybrzeża Morza Śródziemnego od strony wschodniej (Costa del Sol) i dalej na zachód wzdłuż wybrzeża Atlantyku (Costa de la Luz). Moim celem było miasteczko Conil de la Frontera, nad samym oceanem. Tutaj obecnie jestem. Dzisiejszy felieton piszę w kwitnącym ogrodzie, w pobliżu plaży, wiosną, jedenastego marca.

Oczekiwałem pogodnego, słonecznego urlopu. O tej porze w Andaluzji można spodziewać się dwudziestu pięciu stopni ciepła (w cieniu), a słońce powinno oślepiać. Poza cytrusami jada się już świeże truskawki.

Truskawki owszem są. Otacza nas pełna i soczysta zieleń. Tyle że słońca prawie nie widać, a temperatura dołuje do trzynastu stopni, co w tym klimacie jest absolutną anomalią. Najstarsi hiszpańscy górale nie pamiętają czegoś takiego! No i niemal bez przerwy leje.

Taki właśnie czas wybrałem sobie na urlop. W całym kraju poogłaszano lokalnie stan klęski żywiołowej, tymczasem mnie zachciało się wypoczywać akurat podczas takiej narodowej tragedii!

Co można robić w Andaluzji, kiedy nie da się plażować?

Gdy nie da się plażować, należy Andaluzję zwiedzać, nie stroniąc od licznych tapas barów i bodegas. Tapas bary to lokaliki, w których podaje się niezliczone, niewielkie przystawki, po hiszpańsku tapas - zimne i gorące, które pojada się w ilości od kilku do kilkunastu, zawsze jako zakąski do wina lub piwa. Bodegas to winiarnie. W tym regionie uprawia się winogrona, z których powstaje słynne na cały świat sherry. O tym gatunku – zresztą moim ulubionym – już pisałem w kilku bodajże felietonach. Nie będę zatem powtarzał się opisując smak owego rarytasu. Przypomnę tylko, że najsłynniejsze winnice otaczają miasto Jerez i stamtąd pochodzi większość produkcji sherry. Z Jerezem konkuruje pobliska Chiclana. Tam znajdują się najstarsze winnice, uprawiane od pokoleń przez te same rodziny.

Jedną z takich rodzin, słynnych winiarzy Barbera, odwiedziłem w ich składach winnych. Przyjęto mnie niebywale serdecznie. Za niewielkie pieniądze uzupełniłem swoje domowe zapasy czterolitrowymi baniaczkami różnych gatunków miejscowej odmiany. Ale kiedy dokonałem zakupów i już miałem pożegnać się i wyjść, przyjaciel mój - gospodarz domu, w którym zamieszkaliśmy, a zarazem niezrównany przewodnik po okolicy, wspomniał o tym, że pisuję felietony do tygodnika w Polsce i że chętnie obejrzę firmę państwa Barbera. A może coś o niej napiszę.

I wtedy właściciel składów winnych przywołał Antonia, którego przedstawił jako swojego głównego opiekuna piwnic i znawcę przechowywanych tam gatunków. Antonio otrzymał zadanie zaprezentowania mi tych najlepszych.

No i zaczęło się! Niestrudzony Antonio, pośród setek beczek, odwiedzał ze mną te najważniejsze. Zanurzał w nich naczynie na patyku zwane pipą i z niezwykłą wprawą, niemal jak cyrkowiec, napełniał próbkami kolejne kieliszki, których pęczek niósł ze sobą. Sztuka nalewania próbki wina pipą polega na tym, że płyn nalewa się do kieliszka z odległości ponad pół metra, aby strumyk wina odpowiednio się napowietrzył. Antonio bezbłędnie trafiał napojem w środek naczynia, nie uroniwszy ani kropelki.

Gościnność rodziny Barbera nie znała granic. Gdybym w porę nie salwował się ucieczką, zapewne wylądowałbym w miejscowej izbie wytrzeźwień. No, ale czego nie robi się dla poszerzenia wiedzy. Zwłaszcza w dziedzinie tak zacnej jak winiarstwo.

W Hiszpanii będę dziesięć dni. Postaram się przesłać stąd jeszcze jeden felieton, a w nim nieco opowiastek o miejscowych obyczajach.

Andrzej Symonowicz