Komisja Europejska potwierdziła wystąpienie w Rumunii groźnego dla ludzi wirusa ptasiej grypy H5N1, w związku z czym polski minister rolnictwa i rozwoju wsi podpisał rozporządzenie zakazujące trzymania drobiu na otwartej przestrzeni. Wedle owych przepisów chadzać na wolnym powietrzu nie wolno: kurom, kaczkom, gęsiom, indykom, itp., itd., ba, nawet strusiom i innym bezgrzebieniowym, a także gołębiom, bażantom oraz kuropatwom (oswojonym, bo dzikich i tak nikt nie upilnuje).
- Oj, niedobrze - myśli sobie "Kurek", a kiedy jeszcze usłyszał w radiu, że: "istnieją także podejrzenia, że ptasia grypa pojawiła się w europejskiej części Rosji - na razie służby weterynaryjne przyznały, że masowo ptaki padają w okolicach Tuły, ponad 200 kilometrów od Moskwy..." ogarnął go strach nie na żarty.
Postanowiliśmy zatem udać się w małą podróż, aby sprawdzić, jak zalecenia ministra realizowane są w terenie.
NA PRZEDPOLACH SZCZYTNA
Daleko fatygować się nie trzeba. W Kamionku, zaraz za starą kotłownią, w najlepsze biegają na wolnym powietrzu gęsiaki i to w niemałej liczbie - fot. 1.
Wokół żywej duszy, więc nie ma u kogo zasięgnąć języka. Nagle z sąsiadujących z działką chaszczy, przez dziurę w płocie wychodzi człowiek.
- Panie, ano pasają się pod gołym niebem, ale nie wiadomo czyje to. Może właściciel nic nie słyszał o obowiązku zamykania drobiu - odpowiada "Kurkowi".
W tej samej miejscowości, w pobliżu osiedlowego śmietnika wałęsają się kury, ale i one nagle straciły właściciela.
Podejście do sprawy, jak widać, jest tu dosyć niefrasobliwe. Jedziemy dalej, do Roman.
WIEŚ STARA
W pewnym gospodarstwie położonym przy polnej, bocznej uliczce bez nazwy spaceruje sobie dostojnym krokiem kogut w towarzystwie kurek oraz gołąbka (biała kuleczka w prawym dolnym rogu - pod drabiną) - fot. 2.
Pytamy gospodarza, czemu trzyma ptactwo pod gołym niebem.
- Toż to żywina, taka jak człowiek i nie może być cięgiem zamknięta w ciemnym chlewiku. A to nogi musi rozprostować, a to poskubać zielonej (jeszcze) trawy. Tak na parę minut je puszczam... - tłumaczy i dodaje jeszcze:
- A dyć pan sam jesteś kurek, to i powinieneś siedzieć w kurniku, a nie po wsi latać i sprawdzać, co tam komu chodzi po podwórkach.
WIEŚ MŁODA
Po podwórku młodych gospodarzy, państwa Sylwii i Krzysztofa Ponikiewskich (również Romany) także spacerują ptaki. Jak to mają w zwyczaju, nie inaczej a po gęsiemu, sznurkiem jedna za drugą - fot. 3.
Młodzi gospodarze są w pełni świadomi zagrożenia, jakie niesie ze sobą ptasia grypa, więc pod chmurką pasają się u nich tylko atrapy, a nie prawdziwy drób. Ba, jak się okazuje, niosek czy kogutów w ogóle tu nie ma.
- Teraz wieś staje się inna. Obejścia są coraz ładniej utrzymane - strzyżona trawka, rabatki, więc jak tu trzymać kury. Wszystko zaraz by wydziobały - mówi pani Sylwia.
Z kolei pan Krzysztof, człowiek bywały w świecie, dodaje, że w sąsiednim siole chodził po wsi sołtys i zbierał informacje, kto ile ma kur, indyków, gołębi itp. i nakazywał wszystko trzymać w zamknięciu, aż do odwołania.
NIEZWYKŁE NAZWY
W poprzednim "Kurku" opisywana była m. in. Nalewkowa Alejka w Parku Klenczona, ale spotkałem się i z takim czytelniczym zdaniem, że to nieprawda, bo tabliczka z taką nazwą nigdy tam nie wisiała, a zdjęcie to fotomontaż.
A właśnie, że nie! Oto "Kurek", przechadzając się alejką późnym popołudniem, całkiem przypadkowo przydybał jegomościa zawieszającego drugą już z kolei tabliczkę, bo pierwsza gdzieś przepadła. Ów tłumaczył, że zainspirowały go superfajne nazwy ulic w... Nartach oraz Warchałach.
- Niech "Kurek" tam pojedzie i zobaczy na własne oczy, bo warto - tłumaczył.
No to do samochodu i jazda!
MUCHOMORKOWA
W Nartach, pierwsze co rzuciło się nam w oczy, to uliczka z muchomorkami u wlotu - fot. 4.
Ale zamiast Muchomorkowej, nosi ona nazwę Spacerowej. Innych pięknie brzmiących nazw jest tu wiele, a niektóre tabliczki można obejrzeć na kolejnym zdjęciu - fot. 5.
"Kurkowi" nazwy przypadły do gustu, rzec by można, że są faktycznie ładne, ale znaleźliśmy człowieka, któremu nie tyle one się nie podobały, co ich nadmiar.
- Owe rozmaite nazwy uliczek nie stanowią żadnego ułatwienia w dotarciu do konkretnego domu. Powstaje tylko mętlik w głowie od ich nadmiaru - mówi starszy wiekiem warszawiak, mieszkający tutaj nie tylko latem, ale i późną jesienią.
Wyjaśnia nam, że na posesjach i tak jest adres z nazwą wsi, a nie ulicy, wskazując na tabliczkę z sąsiedztwa, na której napisano to, co widać, choć domek stoi przy ul. Sosnowej - fot. 6.
Z miłym starszym jegomościem "Kurek"" wdał się w dłuższą pogawędkę, ale ileż to można gadać, kiedy do redakcji spieszno i już się żegnaliśmy, gdy do rozmowy włączył się pan Roman, mieszkaniec Nart:
- Warto przy okazji zobaczyć, co dzieje się kawałek dalej, już nie w Nartach, a w Warchałach, na podobnym osiedlu domków letniskowych przyległym do jeziora Brajniki - i wskazuje "Kurkowi" drogę.
Zaśmiecenie okolic jeziora Świętajno opisane było w numerze 39 i wówczas wydawało mi się, że już nic bardziej karygodnego nie zobaczę. Tymczasem widok, jaki roztacza się w pobliżu brzegu jeziora Brajniki przerósł wszelkie kurkowe wyobrażenie i nijak ma się do tego, co opisaliśmy wcześniej. Tuż na wodą w odległości ok. 20 - 30 metrów, w małym lasku możemy znaleźć dosłownie wszystko, czego używa człowiek w XXI w. i to rozrzucone na przestrzeni wielu, wielu metrów kwadratowych. Za laskiem, przy polnej drodze biegnącej równolegle do szosy Szczytno - Jedwabno leżą góry porzuconej odzieży, kawałek dalej widać pagórki usypane z materiałów budowlanych, w tym starego (zawierającego azbest) eternitu i hałdy odpadków natury gospodarczej (żywność, opakowania oraz części sprzętu AGD, a także wyposażenia łazienek - muszle sedesowe, płytki ceramiczne, syfony itd.). Niewielka część odpadków widoczna jest na - fot. 7 (A, B i C).
Groza ogarnia człowieka na takie widoki!
- A gdybyś pan wiedział, co tam jest zakopane pod ziemią - mówi pan Roman, który towarzyszył "Kurkowi" w "zwiedzaniu" okolicy i niejedno tu widział.
2005.10.26